reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nie radzę sobie. Poronienie 9/10 tydz.

1 lipca urodziłam synka, miał 16 tygodni był za mały żeby żyć. Okazało się że miał wg lekarza przepuklinę czy internetu wytrzewienie. Mój organizm niespodziewanie rozpoczął akcję porodową i maluszek rodził się żyjąc. Lekarz powiedział - PRZYPADEK, ze mamy już zdrowe dziecko i że to przypadek że tak się stało. Próbuje sobie tłumaczyć czy wmawiam że tak było lepiej, że nie cierpiał więcej bo i tak nie miał by pewnie szans. Czy któraś Aniołkowa mama miała do czynienia z takim lub podobnym przypadkiem ? Tak bardzo chciała bym się dowiedzieć - dlaczego.

Ja straciłam córeczkę w 20 t.c. Pech. 1% takich przypadków. Krwiak, który przebił pęcherz płodowy, 6 tygodnie krwotoków non stop, 3 pobyty w szpitalu. Córkę rodziłam żywą, zmarła mi na rękach. Znam przyczynę straty-krwiak, ale pechowo umiejscowiony. Czy jest mi z tym lepiej? Wcale nie. Ale uwierz mi, czas leczy rany. Daj sobie czas na opłakanie maleństwa. Ja płaczę do dzisiaj jak jade na cmentarz-nie umiem inaczej. Ale wierzę, że mój Aniołek jest w lepszym miejscu i czuwa nad moją Rodziną...Twój synuś też czuwa nad Tobą-jestem tego pewna...
 
reklama
mój Adaś ma dwie kuzynki ze swojego rocznika. Ja wiem ze to głupie co napisze i że moze być żle odebrane. ja w tych dzieciach widze mojego Adasia a dokładnie w ich uśmiechu. Mało tego widze go w uśmiechu każdego małego dziecka. A te dzieci do mnie ostanio śmieją się ciągle. W drugim tygodniu "po" byłam w sklepie, zza regału wyjechał wózek z małym dzieckiem dziecko tak sie pięknie do mnie uśmiechnęło że aż jego ojciec sie krzywo na mnie popatrzy.. Wiem ze to może głupie ale mam wrażenie że że to Adaś sie przez te dzieci nie do mnie uśmiecha. Bałam się powiedzieć mężowi, bałam się jego reakcji ale on tez mówi ze coś w tym może być że moze tak sie z nami kontaktuje, pociesza , mówi ze jest mu dobrze. A może mi sie tylko wydaje ale to sie dzieje na każdym kroku, nad wczasach, na mieście.

Chciała bym sie znów starać ale wiem ze jeszcze że psychicznie się nie nadaję, z tygodnia na tydzień jest lepiej z małymi przerwami, ale sie nie nadaje jeszcze. Kupiłam test i acard na przyszłość, łykam kwas foliowy ale to wszytko tak na przyszłość. Na poddaszu leżą wciąż wózek , fotelik, ciuszki, wszystko sie kurzy kazałam mężowi sprzedać wózek ale on nie chce. Kupiliśmy go specjalnie dla Adasia.
chyba za bardzo mi by przypominał Adasia. To samo z ciuszkami, ciuszki po Jasiu sa letnie a dla Adasia musiały być zimowe. Kupiłam takie fajne pajacyki na zimę co z tym teraz zrobić ?
 
mój Adaś ma dwie kuzynki ze swojego rocznika. Ja wiem ze to głupie co napisze i że moze być żle odebrane. ja w tych dzieciach widze mojego Adasia a dokładnie w ich uśmiechu. Mało tego widze go w uśmiechu każdego małego dziecka. A te dzieci do mnie ostanio śmieją się ciągle. W drugim tygodniu "po" byłam w sklepie, zza regału wyjechał wózek z małym dzieckiem dziecko tak sie pięknie do mnie uśmiechnęło że aż jego ojciec sie krzywo na mnie popatrzy.. Wiem ze to może głupie ale mam wrażenie że że to Adaś sie przez te dzieci nie do mnie uśmiecha. Bałam się powiedzieć mężowi, bałam się jego reakcji ale on tez mówi ze coś w tym może być że moze tak sie z nami kontaktuje, pociesza , mówi ze jest mu dobrze. A może mi sie tylko wydaje ale to sie dzieje na każdym kroku, nad wczasach, na mieście.

Chciała bym sie znów starać ale wiem ze jeszcze że psychicznie się nie nadaję, z tygodnia na tydzień jest lepiej z małymi przerwami, ale sie nie nadaje jeszcze. Kupiłam test i acard na przyszłość, łykam kwas foliowy ale to wszytko tak na przyszłość. Na poddaszu leżą wciąż wózek , fotelik, ciuszki, wszystko sie kurzy kazałam mężowi sprzedać wózek ale on nie chce. Kupiliśmy go specjalnie dla Adasia.
chyba za bardzo mi by przypominał Adasia. To samo z ciuszkami, ciuszki po Jasiu sa letnie a dla Adasia musiały być zimowe. Kupiłam takie fajne pajacyki na zimę co z tym teraz zrobić ?

Kochana, czy pochowaliście swojego synka??
 
Hajmal wiem co czujesz... Jak wychodziłam ze szpitala, padało, bylo zimno. Miałam na sobie kapcie, spodnie i bluzkę i torebkę na ramieniu, bo tak mnie karetka zabrała i tak uciekłam ze szpitala, jak tylko dali mi wypis. Mój ginekolog mnie szukał po oddziale, ale ja uciekłam najszybciej jak mogłam. Pogrzeb córeczki uspokoił mnie wewnętrznie, chociaż myślałam, że go nie przeżyję...Ale dałam radę. Mam teraz miejsce, gdzie mogę jechać pogadać, podumać i popłakać.

Daj sobie czas. Ja po wyjściu ze szpitala od razu chciałam ciąży. Ale musiałam odczekać, bo miałam łyżeczkowanie. Po tych 3ech miesiącach czekania, zaczęłam odkłądać tą decyzję i tak minęły 3 lata, kiedy znów odważyłam się podejśćdo tematu.
Będziesz jeszcze płakać wiele razy, tęsknić za sybkiem, widzieć go w oczach innych dzieci-to normalne. On jest z Tobą, gdziekolwiek byś nie była. Sama będziesz wiedziała, kiedy nadejdzie ten dobry czas, na kolejną próbę....

Jak będziesz gotowa przeczytaj poniższy list... Znalazłam go w internecie po mojej stracie. Czytałam go na raty, bo łzy mi nie pozwoliły, ale dzięki temu tekstowi wiele zrozumiałam.... Jakbyś potrzebowała, zawsze chetnie pomogę....

"Kochana mamo,
wiem, że mnie nie widzisz, nie słyszysz i nie możesz dotknąć. Ale ja
jestem...istnieję ...w Twoim życiu, snach, Twoim sercu...Istnieję.
Kidy byłem tam na dole ,w Twoim ciepłym brzuchu godzinami
zastanawiałem się,
jak to będzie kiedy będę już przy Tobie, w tym miejscu o którym
powiadałaś
gładząc się po brzuchu wieczorami kiedy chyba nie mogłaś zasnąć.
Ja wsłuchany w Twoje opowieści i kojący głos chłonąłem każde
słowo ,każdą
informację, a potem cichutko, że by Cię nie obudzić, kiedy wreszcie
zasypiałaś...marzyłem. Wyobrażałem sobie te wszystkie cudowne
miejsca i Ciebie
,jak wyglądasz...
Patrzyłem na swoje dziwne nóżki i rączki u których nie wiem czemu
było po
dziesięć palców i zastanawiałem się czy jestem do Ciebie podobny.
Chyba nie –
myślałem – bo Ty pewnie jesteś piękna, a ja taki dziwny..
pomarszczony...no i
po co mi te dziesięć palców?
A potem się wszystko jednego dnia zmieniło.
Płakałaś głośno głaszcząc brzuch i już nie było opowieści. "To nie
może być
prawda" -mówiłaś godzinami. Słuchałem teraz jak płaczesz, krzyczysz,
prosisz i
błagasz.. A ja nie wiedziałem o co i dlaczego?
Chciałem Cię bardzo pocieszyć więc wywracałem fikołki, żebyś
poczuła, że ja tu
jestem i Cię kocham. Ale wtedy ty płakałaś jeszcze bardziej.
A potem nadszedł tez straszny dzień. Zobaczyłem, że ktoś świeci mi
po oczach,
straszne światło wpadło w głąb Ciebie. I nagłe wszystko zrobiło się
czarne. A
mnie coś wyciągnęło. I zrobiło się cicho. Ktoś trzymał mnie na
rękach, ale to
nie byłaś Ty. A potem usnąłem i kiedy otworzyłem oczy, wszystko
wokoło mnie
zalewał błękit we wszystkich odcieniach. Byłem ten sam, mały
pomarszczony, z
dziesięcioma palcami u rąk. Ale Ciebie nigdzie nie było.
Obok mnie siedział mały rudy chłopczyk. Witaj – powiedział i
uśmiechnął się do
mnie.
Gdzie moja mama? - zapytałem. On wtedy opowiedział mi wszystko. Że
nie każde
dziecko trafia do swoich rodziców. Że to nie ma związku z tym jak
bardzo mnie
chcieli i kochali, że teraz tu jest moje miejsce, pośród innych
małych Aniołków.
Że będzie mi teraz Ciebie Mamo, brakowało, ale musimy oboje nauczyć
się żyć
bez siebie. I musiałem nauczyć się tak żyć. Nie, nie było mi łatwo.
Płakałem
tak jak Ty. I cierpiałem tak jak Ty.
Ale jest mi tu naprawdę dobrze. Mam tu wielu przyjaciół, wiele
zabawy i
radości. Ale nie szalejemy całymi dniami na łące, mamo. Pomagamy
starszym
ludziom przeprowadzić ich na spotkanie tu w niebie. Znajdujemy ich
rodziny,
mężów, dzieci, żeby mogli się spotkać tu w niebie. Możesz być ze
mnie dumna,
mamo. Jestem grzecznym Aniołkiem, naprawdę. No...czasami tylko
robimy sobie
psikusy i troszkę rozrabiamy..
Wiesz kiedy się tu znalazłem jeden Aniołek ,mój Przyjaciel
wytłumaczył mi że
nie mogę się skontaktować z Tobą osobiście. Czasem tylko wolno mi
pojawić się
w Twoich snach ...nic więcej.
Ostatnio jednak zacząłem się robić przeźroczysty. I skrzydełka mi
nie działają
tak jak kiedyś. Mój Przyjaciel popatrzył na mnie smutny i...zabrał
mnie na
ziemię. Usiedliśmy na białym krzyżu i nagle Cię zobaczyłem.
Wiedziałem że to
Ty. Poznałem Twój głos. Stałaś tam w deszczu i płakałaś. Powtarzałaś
ze bardzo
cierpisz...tęsknisz... Przyjaciel popatrzył na moje skrzydełka i
powiedział że
musimy coś z tym zrobić, bo nie możesz tak dalej cierpieć. Musisz
żyć, bo
wobec Ciebie jest jeszcze wiele planów. Bo są gdzieś dzieci którym
musisz
pomóc przejść przez życie i otoczyć je miłością tak wielką, jak tą
która
powoduje teraz Twój wielki ból. Więc piszę, mamo ten list. Pierwszy
i ostatni.
Musisz wziąć się w garść, uśmiechać ,żyć. Ja Cię bardzo mocno kocham
i wiem że
to z mojego powodu płaczesz ale tak nie można. Każda Twoja łza
powoduje, że
moje skrzydełka znikają. Kiedy Ty się poddasz, ja też zniknę. Tu na
górze
istnieję dzięki tobie i Twoim myślom o mnie. Ale tylko tym dobrym
myślom. Mamo
uśmiechaj się częściej. Każdy Twój uśmiech to dla mnie radosna
chwila. Dzięki
Tobie mogę jeszcze zrobić tyle dobrego.
Proszę, mamo, żyj dalej. Nie jesteś sama ...pamiętaj o tym. Nie smuć
się bo
smutek powoduje, że znikam. Pamiętaj, że ja jestem cały czas przy
tobie.
Kocham Cię mamo..."
 
Pochowaliśmy Adasia, nie ma jeszcze tabliczki na grobie bo najpierw nie miałam siły jej robić a teraz nie chcą mi zrobić takiej jak chciałam. W końcu będzie miał chyba taką zwyczajną białą.

Rodziłam na podłodze, tak mnie bolały plecy że ból odbierał rozsądek , pozwolili mi bo bały się ze spadnę z łózka. Kiedy sie urodził złapałam go na rekę. Podem weszłam na łózko ale go nie widziałam trzymałam go na podkładzie. jak juz lezałam i ból zelżał to chciałam zobaczyć ale maz mi powiedział nie patrz. posłuchałam go bo bałam sie a teraz załuję. Teraz dopiero przed chwila zdałam sobie sprawę ze jak bym go zobaczyła mogła bym popaść w jakis obłed. Zawsze myslałam ze jestem twarda.
Ledwo Adaś się urodził położna ochrzciła go, potem dosłownie w kilka minut urodziło sie łożysko i już był lekarz. Widziałam jak położna zawija Adasia w opatrunek- bandaż i zabiera. Na jej rekach był taki mały. łożysko do miski i lekarz już mi mówi ze mnie uśpią żeby wyczyścić i uśpili. To wszystko odbyło sie tak szybko że nie zdarzyłam nawet pomyśleć, odczułam tylko ulge od tego bólu pleców. Ja się ocknęłam maz był przy mnie i zaraz mnie wywieźli. Zawiezli mnie na ginekologię. Gdzieś na ranem na chwile zasnęłam kiedy się ocknęłam dotarło do mnie ze leże nadal w mojej wczorajszej sukience. Chodziłam w niej cały wczorajszy dzień, zmoczona była przez wody płodowe, krew. Po powrocie do domu wyprałam ja i schowałam na dno Adasiowego pudełka. Koło 9 rano w sobotę był obchód, wymusiłam wypis. Wypuścił mnie właśnie ten lekarz u którego byłam wczoraj na wizycie - litościwy. W poniedziałek załatwialiśmy papiery i poszliśmy do lekarza który mnie prowadził jednocześnie ordynatora bo musiał coś podpisać. I on mi wtedy pierwszy powiedział ze dziecko miało przepuklinę. Pierwsza moja myśl to taka ze to dlatego, i dlaczego tego nie widział na usg. Dla mnie przepuklina wyglądała inaczej niz to co miał Adaś. Jak go odebraliśmy z prosektorium to nam kazali nie otwierać zawiniatka bo tak był zapakowany jak zawiniątko. Ale ja chciałam teraz bym postapiła tak samo, chciałam sie z nim pożegnać. Zawinęłam go w pieluszkę kupioną specjalnie dla niego, wypraną czysciutką. Położyłam na kocyku też kupionym dla niego. Zobaczyłam ze moja wizja przepukliny nie ma sie nijak do tego co ma Adaś. Był w domu od 12 do 18 mniej wiecej.
Nawet nie wiesz ile mi teraz jest łatwiej niż na początku tego mojego pisania. Chyba mam potrzebę powiedzenia tego wszystkiego
 
Straszne to przykre co napisałaś:( Dlaczego każda z Nas tracąc ciążę musi przechodzić przez coś takiego....Ja roniłam (rodziłam wg mnie) w sali na oddziale, na któym leżały inne kobiety z dziećmi. A lekarska bezduszna krzyczała na mnie ze to poronienie nie poród, ze nie zawiozą mnie na porodówkę, i ze mam przestać krzyczeć, bo jest noc i straszę młode mamy.....Mam o to duży żal.....

Ja widziałam moją córeczkę, ale już jej nie pamietam...Byłam sama, mąż został z starszą córką w domu...nie wiedziałam co się dzieje....Lekarz rano na obchodzie mówi "to co, jakieś 2 tygodnie zwolnienia i do domu".....Jak wyszłam z tego oddziału dopiero wszystko do mnie dotarło....

Ja mogę w miarę spokojnie już o tym pisać.....Bardzo mało osób zna wszystkie szczegóły, bo ludzie odsunęli się ode mnie bojac się zagadać i nei wiedząc jak mnie traktować. Czy składać kondolencje czy omijać...więc omijali....

Przepraszam, ze wtargnęłam znów parę zdań prywaty, ale mi nadal to pomaga....

Rób to co czujesz, mów o tym, płacz-sama wiesz, co jest dla CIebie najlepsze....Adaś jest z Ciebie dumny :-)
 
Teraz gdzies zmieniły sie przepisy i nie wolno kobiety po poronieniu kłaść razem z innym mamami w ciazy czy po porodzie. Ma nawet nie miec styczności z mamami przy nadziei. Co i tak nie Ja rodziłam na sali porodów, za scianą była dziewczyna która podejrzewam ze prze zemnie miała cc.
Masz rację ze ludzie sie odsuwają albo bagatelizują, tylko tu mogę napisać co myślę, bo tak cąły świat jest głuchy, i ślepy na mój ból.
Pisz, po to są takie miejsca jak to. Mi tez to pomaga. Trzymaj się cieplutko
 
Teraz gdzies zmieniły sie przepisy i nie wolno kobiety po poronieniu kłaść razem z innym mamami w ciazy czy po porodzie. Ma nawet nie miec styczności z mamami przy nadziei. Co i tak nie Ja rodziłam na sali porodów, za scianą była dziewczyna która podejrzewam ze prze zemnie miała cc.
Masz rację ze ludzie sie odsuwają albo bagatelizują, tylko tu mogę napisać co myślę, bo tak cąły świat jest głuchy, i ślepy na mój ból.
Pisz, po to są takie miejsca jak to. Mi tez to pomaga. Trzymaj się cieplutko

Ty też się trzymaj....wszystko będzie dobrze...
 
reklama
ostatnimi czasy czuję sie trochę lepiej, gorzej z moim małym wyje po kątach za Adasiem prawie codziennie. Wczoraj przytoczyłam mu tą opowieść którą mi wysłałaś tak by 7 latek mógł zrozumieć, ale pomogło tylko troszkę. Postanowiłam dla niego walczyć i spróbować jeszcze raz choć nie czuje sie jeszcze w 100% gotowa ale możne będzie lepiej zanim zajdę o ile zajdę. Widzę jak mu doskwiera to ze jest sam zwłaszcza po tym jak przez 4 dni był u nas brat z rodziną mają dwie dziewczynki 7 m i 3 lata i po tym czasie tak wyje odkąd wyjechali.
 
Do góry