Jejku...jak czytam o niektórych waszych teściowych,to aż nie mogę uwierzyć
Wiadomo,że od dawna krąży o nich taki,a nie inny stereotyp,ale z tego co tu widzę,to wychodzi na to,że nie bez powodu. Bardzo wam współczuję, mimo że niektóre z was opisały to w taki sposób,że śmiałam się dobre 10 minut.
Ja w takim układzie chciałam napisać o ..hm,to nigdy teściowa nie była; mama mojego byłego chłopaka jeszcze z czasów kiedy miałam 16-17 lat, ale idealny materiał na taką typową teściową.
Z tym chłopakiem byłam jakiś rok,może niecały. Na samym początku "mamusia" do mnie z dystansem,bo wiadomo,któraś tam z kolei "koleżanka" synka, po jakimś czasie można powiedzieć,że się zaprzyjaźniłyśmy. Miałyśmy naprawdę dobry kontakt, kobieta miła i sympatyczna, tutaj na kawkę, tu na gofra,tu na obiadek... Niestety i ona,i jej syn cierpieli na syndrom ,jak ja to nazwałam, "nierozerwalnej więzi". On w swoim pokoju miał syf,delikatnie mówiąc,jak mu pety wychodziły już same z popielniczki,to kiepował na talerze i do kubeczków. Oczywiście nic sobie nie robił z moich uwag na ten temat,a nie zamierzałam za niego sprzątać w jego mieszkaniu. Jego mamusia natomiast przychodziła z odkurzaczem, ściereczką,miotełką i sprzątała cały ten bajzel. Jak któregoś dnia zapytałam,po co to robi,skoro chłopak już jest praktycznie dorosły i mógłby rozszerzyć swój zakres obowiązków nieco bardziej poza wrzuceniem widelca pod kran,to usłyszałam,że to przecież facet i koło niego trzeba skakać i niech mi się nie wydaje,że jak będę żoną takiego,to coś się zmieni. Synek lubił się gdzieś poszlajać z kumplami na piwo do parku czy innego miejsca, pomimo próśb i moich,i matki,żeby tego nie robił. Efekt: telefon o 2 w nocy od "teściowej" z zapytaniem czy nie wiem,gdzie jest jej syn. Nie miałam jej tego za złe,w końcu matka się o dziecko martwiła,ale zaczynałam mieć tego powoli dosyc. Wtrącała się do naszego związku i dawała mi rady jak postępować z mężczyznami. Okazało się,że jest bardzo dwulicowa i fałszywa. W końcu któregoś dnia zerwałam z chłopakiem; nie potrafiłam być z kimś,kto po moim podniesieniu głosu w restauracji wybucha płaczem. Oczywiście,jak się spodziewałam,dostał napadu spazmatycznego szlochu i całe mieszkanie się zbiegło zobaczyć co się z nim dzieje. Po tym incydencie uznałam,że lepiej będzie jak przez jakiś czas zniknę z jego życia,żeby się uspokoił i doszedł do siebie. On dochodził, jego mamie przyszło to z większym trudem. Tydzień po zerwaniu odebrałam od niej telefon o treści: "Czy mogłobyśmy się spotkać?"; gdyby to nie była jego matka,można by powiedzieć,że to oficjalne zaproszenie na rozmowę o pracę. Zapytałam po co. I usłyszałam :"Mój syn płacze przez ciebie całymi dniami,jest wytrącony z równowagi,ma depresję.Ponosisz odpowiedzialność za jego stan i musisz go pilnować,żeby nic sobie nie zrobił,bo jeśli sobie zrobi,to pożałujesz." Uwierzcie,że zrobiłam oczy jak 5 zł do tego telefonu i się rozłączyłam. Przysięgam,że nie spodziewałam się czegoś takiego po dorosłej i odpowiedzialnej kobiecie. Co najmniej jakbym...nie wiem uciekła sprzed ołtarza po 10 latach narzeczeństwa z dostawcą pizzy z Urugwaju.
Oczywiście się z nią nie spotkałam; dużo później dowiedziałam się od ludzi,że wygadywała o mnie straszne bzdury na osiedlu (a wszyscy mnie tam znali) i zapałała do mnie ogromną nienawiścią. Jak jej mówiłam na ulicy "dzień dobry",to udawała,że mnie nie widzi.
Całe szczęście,że nie została moją teściową,co,jak się dowiedziałam,mogło nastapić,gdybym z nim nie zerwała,bo już zaczynał zbierać pieniądze na pierścionek zaręczynowy dla miłości swojego życia.
W każdym razie...teraz nie mam z nimi żadnego kontaktu i bardzo się z tego cieszę.:-)