reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Nasze szpitalne i porodówkowe opowieści :-D

No to ja też swój poród wam opisze :)
No więc 13.02 o 8.00 wstawiłam się ze skierowaniem na porodówce (byłam 8 dni po terminie). Położyli mnie na sali do poródów rodzinnych bo oddział pękał w szwach i nie było miejsca. Położne spisały mnie i wymierzyły, a po ok 1,5h przyszedł lekarz i zbadał mnie... Rozwarcie na 1cm, zero skurczów więc kazał podłaczyć cewnik żeby zwiększyć rozwarcie i wywołać akcje porodową. Po 21 cewnik wypadł a rozwarcie było już na 4 cm niestety do rana 14.04. skurcze były nieregularne i za słabe... Ok 7.30 coś się ruszyło, bóle były regularne i coraz czestsze i mocniejsze... Pomyślałam że szbko urodzę... Ale się rozczarowałam... O 11 kolejne badanie i rozwarcie dalej na 4 cm:(:(:( Doktorek kazał podłączyć oxy i zrobić lewatywe.... Od11 do 16 bóle szybko się nasiliły i rozwarcie doszło do 10 cm.... Te 5h było cięzko.... Słuchałam położnej, dużo chodziłam, siedziałam na piłce, czasami leżałam i przy skurczu kucałam w rozkroku żeby zwiększyć rozwarcie... Lewatywa i kąpiele też bardzo pomogły.... O 16 położne i znajoma salowa pomogły mi wejść na łóżko porodowe i przez 1h 10 min rodziłam swojego maluszka... Cały czas znajoma salowa i lekarz pomagali mi ocierając mi twarz, podłożyki mi też po plecy poduszkę żeby mi było wygodniej... A ja Byłam skupiona tylko na tym żeby mój syn jak najszybciej był ze mna... Jak rodziłam jego główkę to łobuz wcisnął jeszcze pod brode roczkę, która wyszła razem z głowka... Potem jedno parcie i mał jest już u mamusi na brzuszku:) To było coś pięknego i niezapomnianego:) Wtady zapomniałam o całym bólu i zmęczeniu, weszły we mnie nowe siły i radość z narodzin Łukasza... Łożysko też urodziłam przy jednym parciu a potem gin mnie zszywał a ja patrzyłam na mojego maluszka który był właśnie badany przez pediatrę. Doktor założył 3 szwy na pipke pomogł wejść na szpitałme łóżko podał dzidzę i przewiózł nas na noworodki:)) Tak wyglądał mój poród... Skursze były mega bolesne, ale nagroda była warta takiego cierpienia :)






100_0461.jpg
1usaanliqwq7ha7q.png
 

Załączniki

  • 1usaanliqwq7ha7q.png
    1usaanliqwq7ha7q.png
    10,6 KB · Wyświetleń: 61
reklama
Witajcie kochane moje ! Wczoraj wrocilismy i próbuje się ogarnać, ale znalazłam kilka minut zeby wpasc i napisać jak było :)

Pojechałam do szpitala ok 1 w nocy bo bolał trochę brzuch, ale minimalnie jak na okres. Zrobili mi ktg i usg. Na ktg juz czulam skurcze i bolało, na usg juz bolało mnie jak nigdy w zyciu(bardziej niz poprzedni poród) i na tym usg wlasnie odeszly mi wody. Babka się trochę zdziwiła, ale co tam, ze ja sie zwijam z bólu na tym lozku do usg... ona do mnie mówi:,, niech sie Pani przebierze w koszulkę i musze tu wypełnic jeszcze kilka papierów" po czym zaczęła zadawać pytania. Ja, jak nigdy w zyciu, hamowałam krzyki choc ból był nie do zniesienia. Jak już zobaczyła, ze nie daje rady wezwała kolezankę, ta mnie prosi o wejście na wózek, a ja nie wiem jak to zrobic....tak dziwnie bolało... to pewnie dlatego, że już główka zaczynała wychodzić i w połowie drogi na salę porodową czułam parte. Potem winda i wreszcie na sali... a babka mówi, że juz za pozno i ze nie dam rady wejsc na łózko i ze mam przeć. Zsunelam lekko pupę na tym wózku, 2 parcia i Olcia była juz na świecie :) Potem weszłam na łózko, zeby łozysko urodzić i po sprawie. Nie było znieczuleń, nacięcia, nie było okazji, zeby zjesc sobie spakowane czekolady.
A mąż przed usg pytał, czy zdązy odwieźć córkę do babci, czy ma gdzieś bliżej. Lekarka powidziała, ze spokojnie zdąży... i co ? I jak wrocił, to akurat pępowinę przecinali, ale potem patrzył jak Olę myją itd :)
Było bardziej boleśnie, ale mega krócej niż poprzednio :0)

Acha, zeby pandorka poprawiła w odp wątku to
córka Ola
waga 3150 g
długosc 53 cm (szok ze taka mała )
punkty A - 10
poród SN 4 dni po terminie
 
Ostatnia edycja:
anisad po pierwsze primo SUPER PORÓD, SUPER ZE JESTES Z NAMI Z POWROTEM!!
po drugie primo zmien sobie suwaczek;-)
po trzecie primo, przepraszam ze nie zamiescilam fotki Twojej Slicznej córci na bb ale nie mam jak:-(
ale dziewuszka SLICZNA:)
 
Napisalam mega dlugo i prad wylaczyli i caly opis diabli wzieli.

20.04 00.00 poczulam skurcze mowie sobie napewno nic takiego ale jak przyszedl kolejny ze nie moglam w lozku wy lezec to zmienilam zdanie chodzilam tak sobie do godziny 2.00 , budze meza i mowie mu co i jak a on do mnie -to ja zjem banana :szok::-D i polozyl sie na drugi bok. Musialam obudzic raz jeszcze i na nowo wytlumaczyc. W drodze do szpitala myslalam ze szalu dostane przy skurczu nie szlo wytrzymac na siedzaco. Przyjeli nas maz oplacil porod rodzinny, podlaczyli pod ktg, zbadali rozwarcie a tam 3-4 cm skurcze jeszcze w miare. Babka przeglada dokumenty i mowi ale tutaj chyba raczej cc za duze dziecko... wezwala lekarza i podjeli decyzje ze cc, wypisywala dokumenty i akurat przychodzila do podpisu na skurczach tragedia. Przewiezli mnie na sale a tutaj przywoza babke w 34tc z odklejajacym sie lozyskiem wiec wzieli ja. Ja w tym czasie sobie stekalam na skurczach 90. Przyszla po operacji i mowi ze jej sie juz trzeciej cesarki robic nie chce i nastepna zmiana zrobi :szok::szok: mysle sobie ze co??? ja mam tak do 7 czekac??? No ale to mi pozostalo (przez ten czas nikt nie wyszedl mezowi nic mowiedziec co sie ze mna dzieje- bidulek siedzial i obgryzal paznokcie. O 7 lekarz mnie bada i mowi o 7-8 cm to rodzimy sn :szok: na to drugi z on nie podejmuje ryzyka i jedziemy na usg sprawdzic wage. Podczas usg odeszly mi wody i wyszlo ze maly 4600 , klotnie miedzy lekarzami czy cc czy sn (mysle sobie ja wy sie kloccie a ja siedze na tym wozku i cierpie) jak mnie tak wozili to wody sobie za mna po korytarzu ciekly.:dry: W koncu decyzja ze cc i o9.07 pojawil sie maly Gracjanek
waga 4260 ,62 cm ,10 pkt.
Malego mi pokazali i zaniesli do tatusia siedzial taki dumny jak paw :-) . Uslyszalam tylko ale ogromna macica - nie wiem co to mialo znaczyc. Potem pielegniarki co chwila dusily mnie po brzuchu wpadly w panike i zaczely dawac zastrzyki jeden za drugim - powiedzialy tylko ze boja sie ze sie nie obkurczy i przystawialy malego do cyca. Na obchodzie tez mnie po brzuchu dusili i sprawdzali, nie wiem czym grozilo jakby sie nie obkurczyla. Po operacji dlugo trzymali mnie na sali bo czucia odzyskac nie moglam... o 13 przewiezli mnie na normalna sale z malym, stawiali mnie na drugi dzien, wszystko do prze zycia.
 
Ostatnia edycja:
13kwietnia nocowałam u rodziców,bo mój mąż miał służbę i nie chciałam zostawać sama :) wieczorkiem najadłam się full :) pograłam z braciakiem w ping-ponga poschylałam się po piłeczkę ogólnie samopoczucie super ale nie mogłam usnąć więc poczytałam popisałam smski z Mężem poprzewalałam się po łóżku, około 2 zaczął mnie boleć brzuch...poszłam do toalety zaczęłomnie troszkę czyścić...no i za jakieś 15minut ból nie dawał mi wstać więc rodzinkę postawiłam na nogi telefon do męża, że coś się dzieje że jadę na IP i żeby zbierał się i spotkamy się w szpitalu :) pojechałam ból był dosyć mocny ale znośny. Badanie - 4cm rozwarcia,więc idziemy rodzić.oczywiście 20minut wypełniania papierów podpisywanie nie wiem już czego a ja stoję z bólem przy biurku i podpisuje :D w końcu zaprowadzili mnie na porodówkę (były już dwie rodzące)...położyłam się podpięli ktg i NA SZCZĘŚCIE pojawił sięjuż mój Mężuś...ból stawał się coraz mocniejszy....zaatakowało mi kręgosłup...myślałam że paraliżu dostanę...gdyby nie mój M i to że masował mi kręgosłup przez cały poród to bym zwariowała!!!!! (DZIĘKUJĘ KOCHANIE ŻE BYŁEŚ!!!!!!!) . później ból był nie do opisania położna kazała przeć raz jak leżałam na plecach a za chwilę w pozycji bocznej ...myślałam że umrę...i tu znów nieoceniona była obecność M. trwało to tylko 6godzin lekarze byli zaskoczeni że tak szybko gdy położyli mi maluśkiego na brzuchu wszystko odeszło płakaliśmy patrząc i tuląc nasz kochany skarbek :* Potem M poszedł z małym na badania malutki zdrowiutki 10 punktów!!! leżelismy potem razem i cieszyliśmy naszym szczęściem :*
 
jankesowa niezle sobie Ciebie potraktowali:crazy: ja bym zabila chyba w tym bolu :baffled: co do cisniecia po brzuchu to mnie przy cc tez dusili bo musieli jakos dziecko i lozysko wypchnac (wtedy zrozumialam dlaczego mialam nie jesc:-D). A potem macaja po brzuchu bo sprawdzaja jak sie macica obkurcza, to normalne czy rodzisz cc czy sn ;-)

klaudencja jak na pierwiastke to naprawde pozazdroscic porodu :-D super!
 
100 lat już minęło od pojawienia się Michasia na świecie, ale i ja krótko opiszę jak było.

18.03 (piątek) byłam na kolejnej wizycie i kolejny raz usłyszałam, że mogę wracać do domu, bo rozwarcie nie zwiększa się. doktorek pogmerał, odkleił mocniej pęcherz płodowy i tyle. noc była ciężka i sobota też marnie się zaczęła, bo bolało mnie jak cholera...no ale miałam przecież rodzić, więc spodziewałam się bólu. plecy mnie ostro rwały, brzuch był twardy...myślałam sobie, poród się zbliża. czekałam tylko na skurcze regularne. wytrzymałam tak do 18....czyli dobę. w końcu poczułam tak ogromny i palący ból, że stwierdziłam, że albo zaraz urodzę, albo to kolka nerkowa. zadzwoniłam na oddział, kazali przyjechać, więc wsiedliśmy w samochód i chwilami z prędkością 170km/h gnaliśmy te 100km do Wyszkowa. w Łomży miałam kryzys,...chciałam prosić Pawła, żeby mnie zostawił w szpitalu łomżyńskim, nie miałam siły jechać dalej. wymiotowałam z bólu.
jakoś udało się.gdy położna wypisywała dokumenty, klęczałam na podłodze z głową na krześle i płakałam. szybkie usg i diagnoza, zastój moczu w nerce. podali mi tysiąc leków i położyli na sali. noc była ciężka, ból wracał, rano badania, potem antybiotyki i znowu leki przeciwbólowe.doktorzy podjęli decyzję, ze w poniedziałek rano (jeśli nie będę potrzebować leków rozkurczowych z powodu bólu) zaczną stymulację skurczy. chcieli pobudzić macicę i przygotować malucha, ale nie określili, czy potem sn czy cc. w zasadzie chiwlami było mi wszystko jedno. chciałam urodzić i tyle.
21.03 obudziłam sie w całkiem niezłej formie, ale po kąpieli dopadł mnie znowu ostry ból. położna zawołała lekarza, po szybkim badaniu i słowach "tniemy zanim dziewczyna straci nerkę" dostałam 2kroplówki w ciągu 20minut i zanim się obejrzałam leżałam na stole operacyjnym. 9.45 przyszedł na swiat Michałek 4700 g i 60cm. doktorki nie chcieli uwierzyć, że taki wielki chłop z niego, a pan anstezjolog śmiał się, że od razu do przedszkola mam go zapisać.
nie obyło się bez komplikacji, bo macica nie chciała się kurczyć, więc od razu oxy poszła w ruch. na sali pooperacyjnej ułozyli mi na brzuchu jakieś obciążniki, coby ucisnąć macicę( nie wiem czy tam nie było lodu, ale byłam jeszcze znieczulona i półprzytomna)
po 50h od zabiegu pojechaliśmy do domu. dziś Misiak ma 5 tygodni, a ja wracam do zdrowia. cieszę się, że nie próbowałam porodu siłami natury. wg lekarzy nie miałam szans w ten sposób urodzić.
 
ANAWOJ podziwiam, jestes wytrzymala babeczka (chociaz jakie my mamy wyjscie w takich sytuacjach...zadnego...tzn jedno: wytrzymac ból) ale i tak podziwiam, bo ja jestem malo odporna na bol i jak czytam takie posty to chce mi sie plakac.
wiele przeszlas, ale teraz morze i high life!! SUPER ŻE JUŻ SUPER:-)
heh jak czytalam ten opis Twojego porodu, to przezywalam to raz jeszcze...tyle smsow wymienilysmy wtedy że czulam sie jakby byla obok:-)
jeszcze raz gratulacje i szaacun
 
ja jak wiecie w czwartek wstałam z łóżka i poszłam do fryzjera, w piątek zaliczyłam jeszcze małe zakupy w CH
w sobotę 09.04 przyjechali rodzice, ale ja pojechalam do szpitala (brzuch stawiał się co 5 minut) i w pewnym mom myślałam, że wyciekają mi wody, ale to nie było to...
nie wziełam do szpitala fenoterolu, więc o 22:00 nie wzięłam już dawki leku (wcześniej bałam się odstawić, i słusznie!)
brzuch sie stawiał cały czas co 5 minut, położna kazała mi spać, aby nabrać sił, ale najpierw nie mogłam zasnąć, a potem w nocy dołożyli mi dziewczynę ze skurczami porodowymi, więc spania też nie było...rano laska urodziła i na sali byłam już z nią i jej synkiem (dziwna praktyka, nie? ciężarne na sali z położnicami i ich maleństwami...a przecież potrzeby zgoła inne)
w nocy z niedzieli na poniedziałek próbowałam spać, ale zapalone światło (ze wzg na małego) i hałas mi to uniemożliwiał, wreszcie jakoś przysnęłam
o 2:00 obudził mnie bardzo bolący skurcz...skurcze miałam co 5 minut, nie mogłam już nawet leżeć, jedynie nachylać się do przodu i opierać o łózko. Poszłam do położnej, wysłała mnie na porodówkę. Tam badanie- rozwarcie na opuszkę (jak w momencie przyjęcia). Usłyszałam, że dla nich to nie jest symptom porodu. Wróciłam na salę, zginając się w pół i podpierając sciany na skurczach. Za godzinę wróciłam znów. Syt bez zmian. Nie rodzę. Mówię do położnej"nie wyobrazam sobie bólu porodowego, skoro teraz tak boli, a nic się nie dzieje..." Ona wzrusza ramionami. Wracam, idę pod prysznic. Lekka ulga. Na skurczu, nie mogę utrzymać prysznica w dłoni. Zaczynam krwawić. Idę znów na porodówkę. Badanie. Odszdł mi czop. Dostaję czopki na rozwarcie. Mam wrócić o 7:00 jak będzie zmiana. Piszę sms do morgaine i M. żeby nie szedł do pracy, bo mam starszne bóle i żeby zadzwonił do mojego gina, że chcę cc, bo boli a nie mam rozwarcia i że nie wytrzymam. Boję się, że będzie tak boleć bez efektu nie wiadomo, ile...Idę na porodówkę o 7:00, słaniam się na nogach, ból się nasila. Jakiś lekarz krzyczy do położnych, że chyba rodzę. Badanie. Rozwarcie na 4 cm. Ulga, że coś się dzieje. Położna wysyła mnie po wodę, ręcznik, czekoladę. Wracam. Idę pod prysznic, przychodzi M. Nie jestem w stanie wystać w czasie skurczu. M. mnie podtrzymuje. Położna przynosi piłkę, bo nie daję rady. Siadam na piłce, a podczas skurczu osuwam się na łóżko. Badanie- rozwarcie na 7 cm, położna przebija mi pęcherz płodowy. Wracam na piłkę. Nagle czuję, że zwariuję z bólu, nie mam siły krzyczeć, więc udaje mi się tylko: "kupa". Przybiega położna. Rozwarcie na 10 cm. Pompują łóżko do pionu. Parte. Podłączają oxy, bo mam skurcze co 4 min, a to za rzadko, aby wypchnąć dzidzię. Prę, robię kupę (czułam po zapachu;). Kiedy skurcz mija, błagam ich żeby mi pomogli, pytam, jak długo jeszcze to potrwa...Czuję się jak naćpana...Ona pokazuje M. włoski Martysi, śmieją się, że ma bujną czuprynkę. Ja czuję rezygnację, że głowka pojawia się i cofa...Po 20-30 minutach wreszcie położna ubiera uniform, inna dzwoni do pediatry i mojego gina. Wiem, że to już. Ostatni party, nacięcie krocza-rodzę Martynkę. Kładą mi ją na piersi, a ja pytam czy wsz w porządku. Potem ją zabierają, M. idzie z nimi na ważenie i mierzenie. Rodzę łożysko (jak się okazuje dużo później- niekompletne).Gin mnie szyje co najmniej pół godziny. Mówi, że mam porozrywaną pochwę i że nie wie jak będzie z moim życiem intymnym. A ja nie wierzę, że dałam radę...
 
reklama
Mitaginka pamiętam jak pisałaś do mnie w trakcie porodu, że z takim humorem znoszę poród i że to szybko trwa ;) a tak naprawdę nie było mi do śmiechu.......ale chyba nie chciałam straszyć pierworódek ;) jak byłam prawie nieprzytomna z bólu w końcówce i usłyszałam swój krzyk to się wystarszyłam tego krzyku...domyślam się jakie to musiało być traumatyczne dla mojego męża....
 
Do góry