Słuchajcie, wczoraj widziałam się z koleżanką z pracy, która jest na zwolnieniu, bo ciągle wymiotuje (11 tydzień teraz ma). Ale naprawdę ciągle. W ciągu dwóch godzin, kiedy się z nią widziałam, biegała do toalety cztery czy pięć razy i mówi, że ma tak cały czas. Jeszcze oczu nie otworzy rano, a już jej niedobrze. O wstaniu bez suchej bułki w ogóle nie ma mowy. Śniadanie sobie przygotowuje przez cztery godziny, bo bierze oddech, zatyka nos, otwiera lodówkę, wyciąga jedną rzecz i biegnie do okna się wywietrzyć. Potem je po jednej łyżce modląc się, żeby się przyjęła... Do tego do toalety musi chodzić z miską, bo wymiotuje od, za przeproszeniem, zapachu własnej kupy. Przy niej nasze dolegliwości (zwłaszcza teraz, kiedy już większość nie wymiotuje) to naprawdę pestka! :-) Po rozmowie z nią przysięgłam sobie, że nie będę narzekać na takie drobiazgi, jak ból pleców czy rozciąganie brzuszka :-)