reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze Porody :)

reklama
No to piszę o moim porodzie.

Dwa tygodnie przed porodem po wizycie u ginekologa wypadł mi czop śluzowy, troszkę miałam podbarwiony krwią śluz i ogólnie wystraszyłam się, że to już. Ale że mój niedoszły mąż ma mamę położną, uspokoiła mnie i kazała iść spać:-).

Pierwsze bóle przyszły 24 stycznia o godzinie 10 rano. Nie wiedziałam, czy to bóle porodowe, bo bolały mnie…..plecy. Ale były one regularne co 10 minut, znośne. W pierwszej chwili pomyślałam „no, na razie nie jest tak źle, a wszyscy tak straszyli”, ale to gorsze było dopiero przede mną hehe:-D. Do godziny 18 nie było żadnych zmian, skurcze co 8min, niezbyt bolesne ale regularne. Więc ma teściówka, że tak ją będę nazywać, postanowiła, że trzeba jechać do szpitala, skoro postępów brak.

O godzinie 19 na izbie przyjęć podłączono mnie do KTG i pani stwierdziła, że mogłabym generalnie wracać do domu, ale położyli mnie jednak na patologii, z czego się nie ucieszyłam, bo i teściówka i mężuś, że tak go będę nazywała, musieli niestety jechać do domu i zostałam sama. Dostałam tylko zastrzyk w pupke (mój pierwszy w życiu, nie wspomnę, że okropnie się go bałam:-D), żeby zmiękczyć szyjkę macicy chyba.

No i tak z minuty na minutę skurcze były coraz częstsze i coraz bardziej bolesne. I położna co rusz masowała mi tą szyjkę a ból był tak okropny, że od krzyku nie mogłam się powstrzymać. Powtarzała tylko, że to dla mojego dobra. Dodam, że była bardzo miła i w ogóle wszyscy zrobili na mnie dobre wrażenie, więc byłam spokojna:-). Po godzinie 22 kazali mi się pakować, dzwonić po moich i zmykać na porodówkę, bo rozwarcie na 5cm. No i odtąd wszystko działo się dla mnie tak błyskawicznie, że 3,5 godziny nie wiem kiedy zleciały.

Bóle się nasilały, zrobili mi lewatywkę (śmiałam się do mężusia, że fajne uczucie, więc chyba nie było ze mną aż tak źle:rofl2:), wskoczyłam pod prysznic i odtąd prawie cały czas podskakiwałam kicając. I tak na zmianę skakałam, leżałam podłaczona do KTG no i masaż szyjki. A najśmieszniejsze było to, że po 1 w nocy położna powiedziała, że rozwarcie już na 8 cm, o 1:10 przyszła pani doktor i powiedziała, że na 5cm, o 1:30 Hania już była na świecie:-D. Pęcherz płodowy musieli przekłuć. A ja parłam i parłam i już nic się dla mnie nie liczyło. Jak wyszła główka to poczułam takie fajne bulgotanie w brzuszku i Hania wyskoczyła cała. Z uwagi na to, że pępowina była bardzo krótka nie pozwolili męzusiowi jej przeciąć. Aha, nacięli mnie pomiędzy skurczami, więc ból był okropny:wściekła/y:. Ale co tam.

Hania ważyłam 3700g, 56cm i dostała 10 pkt. Przez 2 godz leżałam na moim brzuszku i była taka cieplutka i sama nie wiem jak długo płakałam ze szczęścia. Później zabrali ją do ważenia a mnie przewieźli na sale rodzinną. Byłam okropnie zmęczona, wszyscy pojechali do domu a ja calutką noc zamiast spać nie spuszczałam Hani z oka. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu! I choć krzyczałam z bólu 2 godziny zanim nie urodziła to wiem, że byłabym gotowa znieść taki ból jeszcze nie raz.

No a to co było potem to już samo pasmo nieszczęść dlatego nie poświęcę temu dużo czasu. W trzeciej dobie okazało się, że musimy jeszcze zostać, bo Hania ma żółtaczkę. Przynieśli inkubator i Hanie z pozaklejanymi oczami. Tylko usta i malutki nosek było widać. Płakałam jak bóbr jak tylko pomyślałam, że ona nic nie widzi (teraz jak to pisze też mam łezkę w oku):-(. W 6 dobie pozwolili nam wyjść do domu. Niestety po 3 dniach wróciłyśmy z powrotem, tym razem na oddział dziecięcy. W miejscu po wkłuciu wenflonu zebrała się ropa. Diagnoza-posocznica gronkowcowa (zakażenie krwi gronkowcem złocistym). Antybiotyk o 6 rano, o 14 (dawka końska-leciał 2 godziny), o 22 antybiotyk. I tak aż……….do ukończenia przez Hanie miesiąca. Równo 25 lutego powrót do domu. Co drugo dzień wymieniali jej wenflony, bo wciąż żyłki pękały. Pewnego dnia kłuli ją dokładnie 12 razy w 12 różnych miejscach. Płakałam razem z nią, aż w końcu się wkurzyłam i zarządałam zastrzyka domięśniowo, bo ileż można biedne dziecko kłuć? Nie chcę wspominać tego miesiąca, bo był to najcięższy okres w moim życiu. Biegałam ze szwami od szpitala do domu, od domu do szpitala. Rana źle się goiła, bo i nawet nie miałam czasu o nią dobrze zadbać. Na dodatek lekarze wciąż sugerowali, że to moja wina i że to ja ją zaraziłam. A ja głupia miałam wyrzyty sumienia, że przeze mnie Hania tak cierpi. Teraz już wiem, że nie mieli racji! Mój mężuś odwrócił się od nas, bo wszystko poszło nie po jego myśli(ale o tym już pisać nie będę bo się poryczę już na Maksa).

Jak poszłam na wizytę kontrolna do ginekologa, który wiedział co Hanie spotkało, na pytanie jaj będę wspominać poród odpowiedziałam „poród wspominam tak miło, że wolałabym Hanie rodzić przez cały miesiąc codziennie niż przeżywać to co nas spotkało”

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Się trochę rozpisałam.
 
Aniu To się biedna Hania faktycznie nacierpiała :szok::-(. Dobrze, że w tym wszystkim ty dobrze wspominasz poród i nie zraziłaś się do ewentualnego następnego ;-)
 
eh! też pamiętam jak leżalam po porodzie i nie mogłam się na Jeremiśka napatrzeć. BYłam zmęczona i głodna (mój rekord 37 godzin bez jedzenia :szok: i tak mi burczało w brzuchu, że bałam się, że go obudzę i pal licho resztę sali :-D), ale mega szczęśliwa.
eh.......... do końca życia tego nie zapomnę :happy2:
 
Dobrze, że poród miałaś lżejszy niż ja. Natomiast Hania się nacierpiała, chociaż w sumie Emilka też. Po pierwsze to żółtaczka a potem różne wysypki itede, itepe.
 
Lorien- najpierw do Ciebie, bo w końcu to ja Cię zmolestowałam o ten opis:tak::-D że ty jeszcze pamiętasz takie szczególiki? Świetnie to wszystko opisałaś! Mariolka ma rację, że masz lekkie pióro i czyta się to co napisałaś na jednym wydechu! No i świetnie się spisałaś- tyle godzin na porodówce- dla mnie to rekord świata!

Ania- biedactwo! Naprawdę musiało być Ci strasznie ciężko patrzeć na swoją kruszynkę jak tak cierpi, nie wiem czemu, ale najgorzej jak przeczytałam o tych zasłoniętych oczkach- normalnie mnie łzy stanęły w oczach, a ty to pewnie ryczałaś jak bóbr! A tych lekarzy co ci powiedzieli, że ten cholerny gronkowiec to przez ciebie to bym normalnie ........:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:piep... konowały! Wszystko zrobią, żeby się wybielić! Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło... bo z gronkowcem róznie bywa.

a sam poród... no właśnie, coś w tym jest, że przecież to cholerny ból, a każda chciałaby jeszcze raz przeżyć ten cudowny moment kiedy mała ciepła kluseczka ląduje na brzuchu mamy!
 
Aniu, to takie przykre, że Hania tyle wycierpiała. Ja chyba nie miałabym siły żeby o tym pisać:-(. Dobrze, że ta historia ma szczęśliwe zakończenie. Haneczka piękna i zdrowa (moja przyszła synowa;-)).
 
Lorien- najpierw do Ciebie, bo w końcu to ja Cię zmolestowałam o ten opis:tak::-D że ty jeszcze pamiętasz takie szczególiki? Świetnie to wszystko opisałaś! Mariolka ma rację, że masz lekkie pióro i czyta się to co napisałaś na jednym wydechu! No i świetnie się spisałaś- tyle godzin na porodówce- dla mnie to rekord świata!

Xandii dziękuję.:tak: Powiem szczerze że wcześniej chyba nie zdobyłabym się na takie opisanie dokładne całego porodu. :no: Był bardzo ciężki i długi, a jak bardzo to chyba tylko ja wiem. Porozrywało mnie do tego stopnia, że dopiero teraz zaczynam POWOLI odczuwać przyjemność z kontaktów z mężem, wcześniej próby kończyły się na bólu i braku chęci na małe conieco. :szok: Teraz minęło już 7 miesięcy i jest lepiej. :rofl2:
Jednakże powiem Wam szczerze, że warto było. Mam wspaniałą pogodną kochaną córunię i poszłabym jeszcze raz urodzić żeby tylko ją mieć.:-):-):-D
No i myślę już powoli o następnym szkrabie za jakieś 2-3 lata. ;-):confused::baffled::-D
 
Porozrywało mnie do tego stopnia, że dopiero teraz zaczynam POWOLI odczuwać przyjemność z kontaktów z mężem, wcześniej próby kończyły się na bólu i braku chęci na małe conieco. :szok: Teraz minęło już 7 miesięcy i jest lepiej. :rofl2:
No i myślę już powoli o następnym szkrabie za jakieś 2-3 lata. ;-):confused::baffled::-D

Lorien A co mialaś porozrywane, macicę czy szyjkę? Po okresie połogowym ginek powiedział, że masz już wszystko pogojone i zabliźnione?
 
reklama
Do góry