Co do porodu .... no to jak wam pisałam miałam szyjkę długą jak żyrafa i twardą jak terminator, co nie wróżyło rychłego porodu. I tak też pewnie by było, gdyby nie w niedzielę rano ok 7.00 rano TRAACH i pociekły sobie wody
Położne wróżyły mi mega długi poród z powodu tej szyjki. Podpieły do KTG skurczy brak, dały oksytocynę i skurcze zaczęły się pojawiać, ale rozwarcia ZERO. Poźniej masaż szyjki macicy (ałaaaaaa) i rozwarcie na całe 1,5 cm ! Godzinę później okazuje się, że tętno skarba spadło do 60u/m
wszyscy się zbiegają do sali, podają mi tlen .... przestało mi być do smiechu
ale na szczęście szybko wróciło do normy, znów KTG, wciąż bez zmian. O 14.00 dostałam jakiś rozkurczowy czopek po czym skurcze przyspieszyły .... co co 5 min ....... 2-3 min ..... co 1 min ..... jest 15.00 wołamy położną by sprawdziła rozwarcie, bo w skurczach postęp ...... ma 2 cm ..... położna mówi, że jeszcze 10 godzin przede mną ...... załamka
więc dalej chodzę, tańczę, skaczę, leżę .... skurcze wciąż co 2-3 min i coraz silniejsze .......
Później nie wiem co się stało, ale ok 16.30 skurcz i "Jarku, ja prę
", kolejny skurcz i znów PRĘ jeno mocniej ..... "Jarku bieegnij po kogoś, bo ja prę nawet jak nie chcę" Wpada cała brygada (chyba z 7 osób) "Ale was tu nalazło" rzucam, parskam śmiechem z Jarka w maseczce i czepku
Podkładają mi coś pod tyłek i zaczyna się jazda
:sick:
FINAŁ godzina 17.00 Skarb leży na moich piersiach, on płacze, ja się cieszę, Jarek strzela fotki ...... CUD NARODZIN
W zasadzie do dziś nikt nie wie, jak to się stało, że osiągnęłam 8 cm rozwarcia w 1,5 h ..... CUD, kochane, poprostu cud