reklama
K
kasiulka0901
Gość
nasz poród tak jak wiecie był zaplanowany .
W piatek pojechałam do szpitala na kontrole i tak miałam wysokie cisnienie krwi, że mnie nie chcieli stamtąd wypuścic. Spędziłam na oddziale dzinnym jakieś trzy godziny. Przyszedł doktorek zbadał mnie ( ha zapytał czy kiedys byłam wewnetrznie badana, znaczy w środku). Zaskoczył mnie tym pytaniem. Powiedziałam mu że to w Polsce standart, a on nie do końca zrozumiał dlaczego.
Zbadał mnie i powiedział, że wg niego powinnismy wywołac poród, bo fizycznie jesteśy gotowi, a zwlekanie może spowodowac rozwinięcie stanu przed rzucawkowego, a raczej jego ostre pojawienie sie.
Powiedział by przyjśc nastepnego dnia rano okazało sie, ze dla niego rano to np.miedzy 6-a 7.
Zabrałam Bartosza do knajpy na kolacje i powiedziałam mu, że jutro to juz będziemy w szpitalu i będziemy rodzic. Jaka miał mine. Zaniemóił i tak dochodził do siebie przez dobrych kilka momentow
Mi osobiscie decyzja doktorka przyniosla ulge i byłam nastawiona pozytywnie.
Następnego dnia rano o 6 bylismy juz w szpitalu. Znowu badania,KTG w kilku pozycjach, bo Roch zasnął i chcieli zobaczyc jaki on jest kiedy nie spi,cisnienie itp.itd.Okazało sie jednak, że na prodówce tłok,wiec ze wzgledow bezpieczenstwa na razie nie beda wywoływac akcji porodowej. Mielismy czekac.
Czekalismy do 16. Wtedy stweirdzono,że czas najwyzszy. Zaaplikowali zel.Od tamtego momentu sprawy toczyły sie dosc szybko.Najpierw słabe skurcze i a poźniej coraz silniejsze.
KOło 21 skurcze tak mi dokuczały, że po prostu przeniesiono nas na porodówke, do pokoju jednoosobowego gdzie były z nami dwie położne.
Całkiem przyjemne pomijając skurcze.
Najpierw przynios ulg gaz i siedzenie na piłce. Dla mnie to rewelacja Chcieliśmy nadal rodzic w wodzie, wiec nie było mowy o innym znieczuleniu.
Ciśnienie mierzono mi co 15 minut. Wszystko szło całkiem nieźle, aż mi właśnie ciśnienie krwi sie podniosło. Przyszedł doktorek i powiedział, że nici z wodnego porodu. To wtdy ja już bez oporu zapytałam o znieczuenie i pan zaprowponował epidural, czyli zdaje się ze zzo. Spoko super. Dzieki temu skurcze znikneły, a akcja porodowa pomyślnie trwała dalej. Do 9cm rozwarcia.
I tu zaczęły sie problemy . Na ten jeden centymetr łacznie czekalismy 6 godzin. Po 4 h czekania pni doktor powiedziała, że czekamy jeszcze 2 h a jak mały sie nie przsunie z powortem (wycofał sie troche i przesuna główkę dziwnie) i jak nie bedzie rozwarcia do 10 cm, to bedzie cesarka.
Po dwóch godzinach okazało się, że nadal jesteśmy na 9cm.
Przyszykowali nas szybko, zawieźli na alę operaceyjna i juz Roch super szybko był na świecie..
Mimo tego, ze to była cesarka adal to był poród rodzinny . bartosz był na sali operacyjnej (nawet nakręcił film ), wpierał itd. I to własnie on jako pierwszy trzymał Rocha w ramionach.
Poród mimo bólu wspominam pozytywnie. Myślę, że to dzieki połoznym i lekarzomi ich nastawieniu do nas. Było naprawde przyjemnie, aż sama się dziwię. Dostałam od nich bardzo dużo wsparcia i Bartosztez, bo np. chodziły i robiły mu herbatki, a poza tym to sobie rozmawialiśmy ow szystkim i o niczym ...o życiu.
Pozdrawiam
W piatek pojechałam do szpitala na kontrole i tak miałam wysokie cisnienie krwi, że mnie nie chcieli stamtąd wypuścic. Spędziłam na oddziale dzinnym jakieś trzy godziny. Przyszedł doktorek zbadał mnie ( ha zapytał czy kiedys byłam wewnetrznie badana, znaczy w środku). Zaskoczył mnie tym pytaniem. Powiedziałam mu że to w Polsce standart, a on nie do końca zrozumiał dlaczego.
Zbadał mnie i powiedział, że wg niego powinnismy wywołac poród, bo fizycznie jesteśy gotowi, a zwlekanie może spowodowac rozwinięcie stanu przed rzucawkowego, a raczej jego ostre pojawienie sie.
Powiedział by przyjśc nastepnego dnia rano okazało sie, ze dla niego rano to np.miedzy 6-a 7.
Zabrałam Bartosza do knajpy na kolacje i powiedziałam mu, że jutro to juz będziemy w szpitalu i będziemy rodzic. Jaka miał mine. Zaniemóił i tak dochodził do siebie przez dobrych kilka momentow
Mi osobiscie decyzja doktorka przyniosla ulge i byłam nastawiona pozytywnie.
Następnego dnia rano o 6 bylismy juz w szpitalu. Znowu badania,KTG w kilku pozycjach, bo Roch zasnął i chcieli zobaczyc jaki on jest kiedy nie spi,cisnienie itp.itd.Okazało sie jednak, że na prodówce tłok,wiec ze wzgledow bezpieczenstwa na razie nie beda wywoływac akcji porodowej. Mielismy czekac.
Czekalismy do 16. Wtedy stweirdzono,że czas najwyzszy. Zaaplikowali zel.Od tamtego momentu sprawy toczyły sie dosc szybko.Najpierw słabe skurcze i a poźniej coraz silniejsze.
KOło 21 skurcze tak mi dokuczały, że po prostu przeniesiono nas na porodówke, do pokoju jednoosobowego gdzie były z nami dwie położne.
Całkiem przyjemne pomijając skurcze.
Najpierw przynios ulg gaz i siedzenie na piłce. Dla mnie to rewelacja Chcieliśmy nadal rodzic w wodzie, wiec nie było mowy o innym znieczuleniu.
Ciśnienie mierzono mi co 15 minut. Wszystko szło całkiem nieźle, aż mi właśnie ciśnienie krwi sie podniosło. Przyszedł doktorek i powiedział, że nici z wodnego porodu. To wtdy ja już bez oporu zapytałam o znieczuenie i pan zaprowponował epidural, czyli zdaje się ze zzo. Spoko super. Dzieki temu skurcze znikneły, a akcja porodowa pomyślnie trwała dalej. Do 9cm rozwarcia.
I tu zaczęły sie problemy . Na ten jeden centymetr łacznie czekalismy 6 godzin. Po 4 h czekania pni doktor powiedziała, że czekamy jeszcze 2 h a jak mały sie nie przsunie z powortem (wycofał sie troche i przesuna główkę dziwnie) i jak nie bedzie rozwarcia do 10 cm, to bedzie cesarka.
Po dwóch godzinach okazało się, że nadal jesteśmy na 9cm.
Przyszykowali nas szybko, zawieźli na alę operaceyjna i juz Roch super szybko był na świecie..
Mimo tego, ze to była cesarka adal to był poród rodzinny . bartosz był na sali operacyjnej (nawet nakręcił film ), wpierał itd. I to własnie on jako pierwszy trzymał Rocha w ramionach.
Poród mimo bólu wspominam pozytywnie. Myślę, że to dzieki połoznym i lekarzomi ich nastawieniu do nas. Było naprawde przyjemnie, aż sama się dziwię. Dostałam od nich bardzo dużo wsparcia i Bartosztez, bo np. chodziły i robiły mu herbatki, a poza tym to sobie rozmawialiśmy ow szystkim i o niczym ...o życiu.
Pozdrawiam
Kasiulka aż się wzruszyłam Cieszę się bardzo, że miałaś tak świetną opiekę i mimo cesarki Bartosz mógł być z tobą i jako pierwszy wziąć Roszka na ręce Pewnie był bardzo tym przejęty ;-) Jeszcze raz gratuluję i cieszę się, że mimo malutkich problemów miło wspominasz ten poród.
Skakanka ty to podobnie jak MariaOla ekspresowa dziewczyna jestes,zycze ci zdrowka i duzo pociechy z dwoch pociech
Kasiulka...dzielna dziewczyna z ciebie,ja to sie boje cesarki jak ognia,tobie tez zycze szybkiego powrotu do formy i zeby Roszek rosl zdrowo
Kasiulka...dzielna dziewczyna z ciebie,ja to sie boje cesarki jak ognia,tobie tez zycze szybkiego powrotu do formy i zeby Roszek rosl zdrowo
M
MariaOla
Gość
buuuuuu 1 cm do pełni szczęścia
ale grunt, że Roszek się już do ciebie uśmiecha
ale grunt, że Roszek się już do ciebie uśmiecha
Ewa-Krystyna
Mamy lipcowe'08 30-tki , przyszłe mamusie
kasiulka0901- nie ma absolutnie zadnego znaczenia czy to byla cesarka czy porod naturalny a najwazniejsze jest to,ze Roch i ty jestescie oboje zdrowi i szczesliwi...
To teraz może ja opowiem swój poród który nie zakończył się do końca tak miło...
O północy, kieide miałam zamiar ułozyć się do snu z 1.01 na 02.01 zaczęły mi się sączyć wody. Zadzwoniłam do męża (o był na nocce w pracy) żeby zaraz przyjeżdżał bo chyba ciągle sączą mi się wody. Nie wiem czemu ale byłam przerażona. Przyjechał błyskawicznie i wraz synem odwieźli mnie do szpitala. Tam zbadano mnie i powiedziaano,że to wody i mam już zostać. Poza ciągle sączącymi wodami nie miałam żadnych skurczy, toteż podłącząno mnie do ktg na ok45 min, pobrano krew, założono wenflon i kazano połozyć się spać, z informacją że będziemy "działać" rano...
Ok. 6,45 rozpoczeęły się już bolesne skurcze trwające co 2-3 min. Mąż miał przyjechać po południu i mieliśmy wtedy zacząć rodzić a tu ciach - ok. 8-9 godz rozwarcie na 2 palce.
Podano mi kroplówkę z oksy i troszkę pospacerowałam, niedługo jednak bo skurcze zaczęły dopiekac i pomyślałam o znieczuleniu. Położna powiedziała że mi da ale jak sie położe na stole porodowym podpięta do ktg. Tak się też stało i przez kilka godzin stękałam i błagałam o kolejne znieczulenie (dolargan z no-spa), które sprawiało że czułam się jak na haju...
Rozwarcie jakotako postępowało a szyka wysoko jak cholera i wyglądało że się jeszce pomęcze przy skurczach partych. Tak właśnie było. Jak przyszły parte to to wrzeszczałam(zamiast ciągle oddychac jak na filmach) że nie dam rady...Naprawde chciałam sie poddac ale myslalam tez o maluszku który tez nie mial tam lekko sciskany z każdej strony.
Pomimo max. bólu nie mogłam "przepuścić" główki przez kanał rodny, choć parłam najmocniej jak potrafiłam. Położna podłączyła mi cewnik, popuściła mocz i uciskała dodatkowo na pęcherz moczowy. Po naprawdę wielu wielu ciężkich partych uropdziłam wrescie Mateuszka zdziwiona jaki on malutki i taki słodki.
Podczas porodu pękło mi krocze, i po urodzeniu łożyska zszyto popękaną szyjkę śluzówki i te nieszczęsne krocze.
Wszystko by było pięknie gdyby nie to że na drugi dzień po przyjściu do domu wzięły mnie gorączki i tępy ból w okolicach pęcherza moczowego i pleców (okol. nerek). Wzywałam pogotowie (przy gorączkach 39-40 stopni), byłam w szpitalu na badaniu gdzie podawano mi rozmaite leki i zastrzyki i myśłam że zwariuje jak prz gorączce pow 40st. "gotowały" mi się oczy. Wreście w środę raniutko (spragniona jak cholera) 10.01 wróciłam na dobre z dzieckiem do szpitala gdzie mnie poddano ogólnemu znieczuleniu i łyżeczkowano. Powiedziano że pewnie coś zostało po porodzie i muszę być na czczo do zabiegu. Krwawiłam tak bardzo że wszyscy byli tak zszkokowani, że nawet dziś 13.05 niepewni wypisali mnie do domu.
Wreście ten koszmar się jednak skończył i mogę swoim synkiem cieszyć się z rodziną w domu...:-)
Dodam jeszcze że przez czyjeś niedopatrzenie zostały resztki łożyska a mnie i moich bliskich kosztowało to naprawdę wiele zdrowia i nerwów...
O północy, kieide miałam zamiar ułozyć się do snu z 1.01 na 02.01 zaczęły mi się sączyć wody. Zadzwoniłam do męża (o był na nocce w pracy) żeby zaraz przyjeżdżał bo chyba ciągle sączą mi się wody. Nie wiem czemu ale byłam przerażona. Przyjechał błyskawicznie i wraz synem odwieźli mnie do szpitala. Tam zbadano mnie i powiedziaano,że to wody i mam już zostać. Poza ciągle sączącymi wodami nie miałam żadnych skurczy, toteż podłącząno mnie do ktg na ok45 min, pobrano krew, założono wenflon i kazano połozyć się spać, z informacją że będziemy "działać" rano...
Ok. 6,45 rozpoczeęły się już bolesne skurcze trwające co 2-3 min. Mąż miał przyjechać po południu i mieliśmy wtedy zacząć rodzić a tu ciach - ok. 8-9 godz rozwarcie na 2 palce.
Podano mi kroplówkę z oksy i troszkę pospacerowałam, niedługo jednak bo skurcze zaczęły dopiekac i pomyślałam o znieczuleniu. Położna powiedziała że mi da ale jak sie położe na stole porodowym podpięta do ktg. Tak się też stało i przez kilka godzin stękałam i błagałam o kolejne znieczulenie (dolargan z no-spa), które sprawiało że czułam się jak na haju...
Rozwarcie jakotako postępowało a szyka wysoko jak cholera i wyglądało że się jeszce pomęcze przy skurczach partych. Tak właśnie było. Jak przyszły parte to to wrzeszczałam(zamiast ciągle oddychac jak na filmach) że nie dam rady...Naprawde chciałam sie poddac ale myslalam tez o maluszku który tez nie mial tam lekko sciskany z każdej strony.
Pomimo max. bólu nie mogłam "przepuścić" główki przez kanał rodny, choć parłam najmocniej jak potrafiłam. Położna podłączyła mi cewnik, popuściła mocz i uciskała dodatkowo na pęcherz moczowy. Po naprawdę wielu wielu ciężkich partych uropdziłam wrescie Mateuszka zdziwiona jaki on malutki i taki słodki.
Podczas porodu pękło mi krocze, i po urodzeniu łożyska zszyto popękaną szyjkę śluzówki i te nieszczęsne krocze.
Wszystko by było pięknie gdyby nie to że na drugi dzień po przyjściu do domu wzięły mnie gorączki i tępy ból w okolicach pęcherza moczowego i pleców (okol. nerek). Wzywałam pogotowie (przy gorączkach 39-40 stopni), byłam w szpitalu na badaniu gdzie podawano mi rozmaite leki i zastrzyki i myśłam że zwariuje jak prz gorączce pow 40st. "gotowały" mi się oczy. Wreście w środę raniutko (spragniona jak cholera) 10.01 wróciłam na dobre z dzieckiem do szpitala gdzie mnie poddano ogólnemu znieczuleniu i łyżeczkowano. Powiedziano że pewnie coś zostało po porodzie i muszę być na czczo do zabiegu. Krwawiłam tak bardzo że wszyscy byli tak zszkokowani, że nawet dziś 13.05 niepewni wypisali mnie do domu.
Wreście ten koszmar się jednak skończył i mogę swoim synkiem cieszyć się z rodziną w domu...:-)
Dodam jeszcze że przez czyjeś niedopatrzenie zostały resztki łożyska a mnie i moich bliskich kosztowało to naprawdę wiele zdrowia i nerwów...
reklama
M
MariaOla
Gość
dlaczego dokładnie nie sprawdzili jeszcze im podwyżki dać !
Ja jak urodziłam swoje łożysko to chyba ze trzy razy pytałam czy jest całe i czy aby napewno ..... aż lekarka powiedziała, że daje głowę ... na co ja jej, że jakby co to napewno wpadnę ;-)
Ja jak urodziłam swoje łożysko to chyba ze trzy razy pytałam czy jest całe i czy aby napewno ..... aż lekarka powiedziała, że daje głowę ... na co ja jej, że jakby co to napewno wpadnę ;-)
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 114
- Wyświetleń
- 20 tys
- Odpowiedzi
- 5
- Wyświetleń
- 3 tys
- Odpowiedzi
- 753
- Wyświetleń
- 67 tys
- Odpowiedzi
- 3
- Wyświetleń
- 3 tys
Podziel się: