Witajcie dziewczyny,
moja Madzia urodziła się 5 sierpnia. Ja się wybrałam na standardową wizyte do lekarza (na godz. 15.00). Od rana miałam bóle brzucha jak przed okresem, czasem bolało, czasem puszczało. I brzuch był w zasadzie cały czas twardy. Jak weszłam do gabinetu człapiąc jak kaczka z nogi na nogę to lekarka od razy powiedziała, że to chyba już i zaprosiła mnie na fotel. Okazało sie, że jest już rozwarcie na 1 cm i kazała jechać do szpitala, żebym była pod kontrolą chociaz nie przewidywała porodu przed rankiem nastepnego dnia. Po badaniu tak jak mnie ostrzegła, bóle się stały częstsze, nadal jak przed okresem ale co 5 min, potem co 3 minuty. Jak puszczały to zupełnie normalnie się czułam. W szpitalu ktg wykazało, że sa nieregularne skurcze przepowiadajace. Było około 18.30. O 21.00 dali mi cos na uregulowanie skurczów i przez nastepne 2 godziny były coraz silniejsze, ale uwierzcie nadal do wytrzymania. Zaczeło naprawde bolec przez ostatnią godzinę, tak po 23.00, ale czas mijał mi bardzo szybko - chyba jakieś hormony. Miałam już wtedy około 7cm rozwarcie i przed 24.00 powiedziałam,że zaczynam czuć te skurcze inaczej - oprócz skurczu jeszcze takie uczucie jakby się chciało iśc zrobić kupę. Zgłosiłam położnej, zaraz był komplet personelu i parcie zajęło mi 9 minut i mala była na świecie. Bardzo wazna była "współpraca " z personelem medycznym - gdyby nie to mogłabym leżeć i długo jeszcze czekać na parcie - poniewaz powiedziałam, że czuje już fizycznie taką potrzebę zaczęło sie szybciej i w zgodzie z natura, nikt nic nie wymuszał.
Powiem Wam, że jest jeszcze taki moment o którym czytałam wcześniej w poradnikach dotyczacych porodu - tuż przed skurczami partymi ma sie wrażenie, ze już się dłużej nie wytrzyma - to prawidłowy objaw swiadczacy, że zaraz będzie po wszystkim - też kwestia jakiś tam hormonów. Jak poczujecie, że nie macie już siły to znaczy, że niedługo będzie koniec. Nie dajcie się tylko zamęczyc pierwszym skurczom, relaksujcie sie i oddychajcie, niech mąż Wam masuje krzyż i podtrzymuje na duchu, a będziecie miały masę siły na parcie i dzidziuś szybko się wyślizgnie - jak to okreslił mój mąż- mała ze mnie wręcz wychlusnęła.
Przy parciu każą zamykać oczy, bo to duży wysiłek, więc nawet tego nie poczułam - dopiero jak otworzyłam oczy to zobaczyłam, że dziecko jest na świecie...
Zobaczcie - regularne skurcze zaczeły sie o 21.00, a o o godz. 0.19 moja małą córeńka była już na świecie. Naprawdę da się to wytrzymać, nie brałam nic znieczulającego, nie jest tak strasznie jak nas straszyły babcie ! Potrzeba tylko trochę świadomości tego co się z nami dzieje i do przodu. Nie my pierwsze i nie ostatnie!!! Grunt to nie wpadac w panikę, dajcie szanse swemu ciało, ono naprawde wie jak urodzić. Najgorsze co możecie dla siebie zrobić to zacząć panikować i i powstrzymywac w ten sposób to co natura próbuje zrobić sama. Trzymam za Was kciuki!!!