Baba całą siłą położyła mi sie na brzuchu i dawaj wyciskac ze mnie wody. Jedem basen , drugi basen. I na moje co pani robi ? nie raczyła odpowiedziec. I tu zaczął się koszmar. Salowa do mnie : pani daje podpaski!!! no to dałam dwie - ona mi na to: takie to sobie na okres możesz wsadzic, z łaski rzuciła mi podkład poporodowy ( mogła wcześniej jaśniej wyrazic co mam jej dac). Przyszła jeszcze jakas kobieta , (nie wiem czy to lekarz , czy połozna) zaznaczyc na zapisie odejście wód, a ja słyszę , że tętno małej słabnie. Baba mi na to , żebym sobie pasy poprawiła i położyła sie na lewym boku. Zrobiłam jak kazała , a tu dalej co skurcz to tętno mocno spada. Skurcze przyspieszyły do 3 minut. Czuję , że jest coś mocno nie tak jak powinno byc. Przyszła doktórka która badała mnie na izbie. Mówię jej , że tętno podczas skurczu za mocno spada ( sama nie zauważyła biedna). Ona zdziwiona, no rzeczywiscie. Dała jakiś lek w wenflon. Po tym leku mnie zimno , usta mi zdrętwiały, serce moje wali jakby za chwilę na spacer chciało wyjśc, a tętno jak zanikało tak zanika. Poszła sobie. Dzwonie do Piotrka, każe mu byc najszybciej jak się da, bo nam dziecko wykończą. Na porodówce personelu zero. Tętno małej w trakcie skurczu dalej zanika i spada coraz bardziej. W końcu ktoś sie pojawia , każę zawołac mojego lekarza. Ociągaja się. Przychodzi pani z izby przyjęc niby badac.We dwie z jakąś połozną. Ja juz duża panika, skurcze co 1,5 minuty, tętno małej już bardzo zanika i coraz wolniej wraca. Babka z izby wsadza we mnie łapę , ból jakby mnie miało zaraz rozerwac, coś sprawdza, cos próbuje robic , nic mi nie mówią. Nagle pada hasło : ale tu nic nie ma!!!!! Ja szok maksymalny: Jak to nic nie ma , to gdzie jest moje dziecko?( sama nie wiedziałam juz wtedy chyba co mówię , albo po tym leku , albo z szoku). Zreflektowały sie i stwierdziły , że wszystko jest na miejscu. Poszły sobie , ale zanim to zrobiły zdążyłam dobitnie sie rozedrzec , że mają mi tu przysłac mojego lekarza prowadzącego. Poskutkowało. Przyszedł w tempie błyskawicy, była 22:30 , zbadał , zobaczył co sie dzieje. I widziałam po nim , że bardzo jest nie tak. Poszedł za ścianę, ale nie domknął drzwi od położnych. Słychac było jaki jest wsciekły. Padło hasło:kto pozwolił tej dziewczynie wyciskac wody? Za chwile był spowrotem, znów jakiś lek w wenflon. Usiadł i czekał przy łóżku. Potem próbował małą przekręcic , ból jak jasna cholera, ale przynajmniej wiedziałam co sie dzieje. Za chwilę wpada Piotrek , wita sie z lekarzem, widac jak bardzo jest zdenerwowany. Lekarz wychodzi mówiąc , że zaraz wraca. Telefon od mamy ( ja juz skurcze co minutę). Magda oddychaj - Ja: mama do cholery oddycham , po co teraz dzwonisz, przeciez rodzę nie wiesz? - wiem , ale chciałam ci powiedziec , żebys oddychała - nie dzwon oddycham , nic innego ostatnio nie robię tylko oddycham. Rzuciłam słuchawką. Trzymałam Piotrka za rękę i nie byłam w stanie mówic, nie to , że tak bardzo bolało , ale od tych leków byłam tak zdrętwiała , że kiepsko mi to wychodziło. Kiedy podczas kolejnych skurczy tętno znikało prawie całkowicie , a potem coraz wolniej powracało , byłam juz w stanie tylko pokazywac palcem na KTG kiedy zanikało, a zanikało coraz mocniej. Wrócił mój lekarz. Piotrek pocieszał , że będzie dobrze , że zaraz coś zaradzą , że juz niedługo będzie po wszystkim i że na rocznicę i dziadkowi na urodziny prezent zrobię , tak jak sobie wymarzyłam. Próbował podnieśc mnie na duchu jak najbardziej umiał. Jednak najbardziej pomagało mi to , że po prostu był przy mnie i trzymał mnie za rekę i reagował na to co chciałam przekazac.23:10 wpada mój lekarz każe Piotrkowi trzymac moja nogę, sam trzyma drugą , widzi na zapisie KTG coraz bardziej zanikajace tętno, bierze sie za badanie. Rozwarcie 6 cm ,za małe. Próbuje coś zrobic , ból straszny , jakoś wytrzymuje dla dobra małej, niestety gin nie daje rady nic zrobic. Widzę panike w oczach lekarza, potem w oczach Piotrka. 23:15 - decyzja nie czekamy , tniemy. Mój płacz, że przepraszam , że nie tak to miało byc, że tak bardzo chciałam prezent mu zrobic i że jeśli cc to dłużej będę musiała w szpitalu leżec. Ogólnie cały swój żal wylałam Piotrkowi w rękaw. Dostałam papiery do podpisania, kazali wyjąc kolczyki , Piotrek zdążył mnie przytulic i biegiem na operacyjną. Tam ciąg dalszy mojego koszmaru.