natalka_25
Sierpniowa mama'07
- Dołączył(a)
- 27 Marzec 2007
- Postów
- 752
Mały śpi więc może ja opisze swoje przeżycia niebede tego po napisaniu czytać bo nieche do tego wracać:
22 sierpnia stawiłam się według zalecenia swojego gona na oddział patologii ku mojemu zdziwieniu niebyło miejsca i mnie nie przyjeli bo było brak postępu zero skurczy rozwarcia nic. Ja czułam podświadomie że musze do końca tygodnia urodzić nieumiem tego uczucia opisać to niebyłam wygoda czy zniecierpliwienie poprostu przeczucie. Mój mąż i ja stwierdziliśmy oddwaniamy całe województwo gdzieś muszą Cię przecież przyjąć a wszędzie brak miejsc tylko po 14dni po terminie lub z porodem a ja miałam termin na 13 i 17 sierpnia... Rano 23 wsiedliśmy do samochodu pozyczylismy kase i w drogę. Wcześniej sprawdziliśmy w internecie gdzie można się udać jakie są warunki i jak wygląda opieka nad noworotkiem. Zdecydowaliśmy Gdańsk- klinika Swissmed. Zatelefonowaliśmy powiedzieliśmy w czym rzecz i kazano nam przyjechać. Drogę zniosłam świetnie ok 3,5godziny jazdy cały czas zastanawiałam się czy dobrze robimy czy nieryzyykujem za bardzo przeciez niezanłam miejsca tylko sprawdzilismy jak wypada na tle innych szpitali był 2 w polsce. Po przyjeżdzie zbadano okazało się że lekarz żle określił termin porodu bo mały był już ok 12dni do 14 po terminie. Podłączono mi oksy gdzie zaczeły się robić skurcze. Po odłączeniu lekarze czekali na rozwój wydarzeń ale cisza skurcze ustały. 24 sierpnia rano obudziłam się zrobiono mi badani brak postępu porodu podano mi żel. Po paru godzinach ok 15tej zaczął mnie boleć brzuch czułam ze coś się dzieje. Przyszedł lekarz i mnie zbadał jest rozwarcie na 1,5 czekali do 3-4cm przebili błony kolor ok. Po przebiciu rozwarcie szło dalej. Czułam coraz mocniejsze skurcze podano mi zzo. Pomogło czułam się lepiej choć skurcze były ok 21 już nie do wytrzymania. Położna i lekarz stwierdzili rozwarcie na max działamy! Skurcze były juz chyba co 2-1min czułam jak główka się przesuwa byłam na wpół przytomna mimo znieczulenia. Lekarze proszą żebym parła a tu nic brak skurczy partych więc sama musiałam przeć i oddychać zarazem podano mi tlen bo czułam że trace siły...
Nagle lekarze podjeli szybka decyzje widzą mnie w takim stanie przezucili mnie na stól i na blok operacyjny. Podano mi znieczulenie ogólne brak całkowitej świadomości jakbym spała dziwne uczucie...Cały czas na sali porodowej i na sali opreacyjnej byłam ze mna moja mama. Pamiętam tyle że przewieziono mnie do pokoju juz po ja zamroczona cały czas pytałam o Patryka mojego synka bałam się...Wsadzili go do inkubatora bo miała zmarzniete nózki i rączki do dziś mu tak zostało. Na drugi dzień gdzie byłam bardziej kumata przywieziono pakazać mi maluszka łzy mi leciały niemogłam się uspokoić ze to po wszystkim. Potem przyszedł ordynator okzało się że mały się zaklinowała i miał zawinięta dwa razy wokół szyi pępowine która była za krótka by mogł wyjśc noramalnie. Niewiem co by było gdybym nietrafiła do tego szpitala. Jak o tym myślę łzy same lecą po policzkach. Cieszę się że wszystko skończyło się dobrze że maluszek jest zdrowym i silnym chłopcem. Myślę że czuwa nad nim jakis jego aniołek opatrzbności i że dzięki niemu dane nam było się spotkać...
Nie bede pisać bardziej szczegółowo o tym wszystkim bo by jeszcze pisać...
22 sierpnia stawiłam się według zalecenia swojego gona na oddział patologii ku mojemu zdziwieniu niebyło miejsca i mnie nie przyjeli bo było brak postępu zero skurczy rozwarcia nic. Ja czułam podświadomie że musze do końca tygodnia urodzić nieumiem tego uczucia opisać to niebyłam wygoda czy zniecierpliwienie poprostu przeczucie. Mój mąż i ja stwierdziliśmy oddwaniamy całe województwo gdzieś muszą Cię przecież przyjąć a wszędzie brak miejsc tylko po 14dni po terminie lub z porodem a ja miałam termin na 13 i 17 sierpnia... Rano 23 wsiedliśmy do samochodu pozyczylismy kase i w drogę. Wcześniej sprawdziliśmy w internecie gdzie można się udać jakie są warunki i jak wygląda opieka nad noworotkiem. Zdecydowaliśmy Gdańsk- klinika Swissmed. Zatelefonowaliśmy powiedzieliśmy w czym rzecz i kazano nam przyjechać. Drogę zniosłam świetnie ok 3,5godziny jazdy cały czas zastanawiałam się czy dobrze robimy czy nieryzyykujem za bardzo przeciez niezanłam miejsca tylko sprawdzilismy jak wypada na tle innych szpitali był 2 w polsce. Po przyjeżdzie zbadano okazało się że lekarz żle określił termin porodu bo mały był już ok 12dni do 14 po terminie. Podłączono mi oksy gdzie zaczeły się robić skurcze. Po odłączeniu lekarze czekali na rozwój wydarzeń ale cisza skurcze ustały. 24 sierpnia rano obudziłam się zrobiono mi badani brak postępu porodu podano mi żel. Po paru godzinach ok 15tej zaczął mnie boleć brzuch czułam ze coś się dzieje. Przyszedł lekarz i mnie zbadał jest rozwarcie na 1,5 czekali do 3-4cm przebili błony kolor ok. Po przebiciu rozwarcie szło dalej. Czułam coraz mocniejsze skurcze podano mi zzo. Pomogło czułam się lepiej choć skurcze były ok 21 już nie do wytrzymania. Położna i lekarz stwierdzili rozwarcie na max działamy! Skurcze były juz chyba co 2-1min czułam jak główka się przesuwa byłam na wpół przytomna mimo znieczulenia. Lekarze proszą żebym parła a tu nic brak skurczy partych więc sama musiałam przeć i oddychać zarazem podano mi tlen bo czułam że trace siły...
Nagle lekarze podjeli szybka decyzje widzą mnie w takim stanie przezucili mnie na stól i na blok operacyjny. Podano mi znieczulenie ogólne brak całkowitej świadomości jakbym spała dziwne uczucie...Cały czas na sali porodowej i na sali opreacyjnej byłam ze mna moja mama. Pamiętam tyle że przewieziono mnie do pokoju juz po ja zamroczona cały czas pytałam o Patryka mojego synka bałam się...Wsadzili go do inkubatora bo miała zmarzniete nózki i rączki do dziś mu tak zostało. Na drugi dzień gdzie byłam bardziej kumata przywieziono pakazać mi maluszka łzy mi leciały niemogłam się uspokoić ze to po wszystkim. Potem przyszedł ordynator okzało się że mały się zaklinowała i miał zawinięta dwa razy wokół szyi pępowine która była za krótka by mogł wyjśc noramalnie. Niewiem co by było gdybym nietrafiła do tego szpitala. Jak o tym myślę łzy same lecą po policzkach. Cieszę się że wszystko skończyło się dobrze że maluszek jest zdrowym i silnym chłopcem. Myślę że czuwa nad nim jakis jego aniołek opatrzbności i że dzięki niemu dane nam było się spotkać...
Nie bede pisać bardziej szczegółowo o tym wszystkim bo by jeszcze pisać...