reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze porody

Kira jestes dzielna!! Dobrze że wszystko się dobrze skończyło!! Ja chyba zaczne sie bać bo moja szyjka też na razie pozostaje nienaruszona...:(
 
reklama
Kira podziwiam Cię i nie rozumiem dlaczego musiałaś tyle cierpieć, najpierw tak długo przed porodem męczyłaś się ze skurczami a potem ten poród a i tak skończyło się cc:sick:, dobrze że Adaś wynagrodził te przejścia no i że macie to już za sobą i możesz o tym zapomnieć:tak:
 
ok, mój poród

zaczęło się w nocy, pierwsze skurcze w ciąże, więc na dobrą sprawę początkowo nie wiedziałam, że to skurcze. W Poznaniu była straszna burza, jak o 2 w nocy walnęło i błysnęło równocześnie, to ja aż na łóżku usiadłam, mąż też, od razu wstał zamknąć okno i wtedy drugi raz. Myślałam, że to w nasz dom, taki huk!!
No i po chwili czuje takie dziwne 'coś' całego brzucha. Po jakimś czasie znowu, potem znowu.... spać nie moge, pozycję trudno znależć...:-( pomyślałam, że pewnie te skurcze, więc poszłam do kuchni sobie usiąść, zrobiłam herbatkę, podziubałam słonecznik i patrzyłam na zegarek: pięc minut przerwy, 7 min, 6 min, 7min, 8 min.... i tak cały czas. Bolało, wkurzało, ale nie jakoś masakrycznie. Do rana, do 8 nie zmrużyłam oka, 4 razy na ubikacji. w końcu zasnęłam i obudziłam się chwilę po 12, jak mąż szykował się do wyjścia do pracy. Poszłam siusiu, a tu... plamienie. Mówię, żeby dzwonił do pracy, że się spóźni, bo mam plamienie i jedziemy na Polną (szpital). Poszłam jeszcze umyć włosy(były bleee...).
w szpitalu zrobili mi ktg i kazali poczekać. Skurcze już nie były bolesne, ledwo odczuwalne. Przyszła pani doktor, zbadała mnie ( ja pierdz... jak bolało, no su... po prostu, zero wyczucia!:wściekła/y:)i powiedziała, że mam się ubrać i poczekac. Po chwili przyszedł facet lekarz, przedstawił się, powiedział, że izba przyjęć jest nieczynna od wczoraj, że w poznańskich szpitalach nie ma miejsc, więc zbada mnie i zobaczy co się dzieje, bo jeśli będzie konieczność, to zostanę, ale będę musiała poczekac na porodową salę. ja pewna, że do porodu jeszcze czas, mówię, że spoko. Zbadał mnie, polecił dać mi koszule i porannik i mówi, że zostaję. Ja pytam w jakim celu, a on że porodu. (głupie to moje pytanie, wiem:baffled:). Ma pani 5cm rozwarcia i nie możemy pani odesłać.[byłam jedyną przyjętą osoba w ten dzień]Jak mnie mąż zobaczył w tej koszulce, to zwątpił. najpierw czekałam na korytarzu na oddziale porodowym siedząc sobie na krzesełku i rozmawiając z inną czekająca panią. Około 17 położyli mnie na sali obserwacyjnej, bo porodowe ciągle zajęte. ja dalej bez bóli. Chodziłam sobie z mężem i mamą na zmianę po korytarzu i tyle. W końcu, około 18.30 odesłałam męża na kolację, bo mi się zdawało, że nic się nie dzieje. Głodna byłam nieziemsko, bo nie dostałam obiadu ani kolacji, w nocy pozbyłam się wszystkiego z dnia wcześniej. Mówię mamy, że zaczynam odczuwać bóle, ale niech zapyta czy mogę coś zjeść, bo do nocy to padnę z głodu. Poszła i wróciła z położną, zbadała mnie i pyta z kim rodzę. Ja mówię, że z mężęm. na co ona: prosze go szybko ściagnąć, godzinka i maleństwo będzie z nami, jest 8 cm. :szok::szok::szok: Podłączyła mi glukozęi ktg. Powiedziała, że mam swietne warunki do rodzenia, więc dam radę bez nacięcia i p/bólowych, skoro dotąd nie potrzebowałam. Odeszły mi wody. Śmiała się nawet, że jeśli do tego czasu żadna z sal porodowych się nie zwolni, to urodzę tutaj bez problemów.;-)
Przyjechał mąż, to mnie akurat przewozili na porodową. Ona szykowała wszystko do okoła, a mi kazała "przeć na kupkę" jak czuję skurcze. Uszykowała, podeszła i mówi: 2-3 skurcze i maleństwo będzie na Twoim brzuszku:-). I tak było:-D:-D:-D:-D:-D

Mąż jedynie ochładzał mi kark i twarz zwilżonym ręcznikiem, 2 łyki wody pomiędzy skurczami i o 20.13 Wiktoria była już na moim brzuszku:-):tak:
Dumny tatuś przeciął pepowinę, zaraz tez pozwolili wejśc mojej mamie, zobaczyć maleńka, a potem ja wzięli do wagi, umycia itp,a mąż i mama z telefonami na korytarzu.

Łącznie mam wpisane 1 okres porodu -7 godzin (od zgłoszenia się do szpitala)
2 okres - 15 minut.
Odejście wód - 1 godz przed porodem.

Strasznie długi ten opis, przepraszam, z natury gadatliwa jestem;-)
 
Antylopka normalnie mnie zatkało:szok:miałas naprawde wspaniały poród,prawie zadnych bóli,o ja Cie kręce a myslalam ze to niemozliwe.
No to dziewczyny te nierozpakowane,moze nam to długie czekanie tez tak wynagrodzi:tak:
 
Zauwazylam ze w jednym czasie dwie skrajnosci odnosnie porodow.
Kira sraszne cierpienia, Limonka prawie bez bolu.

Kira
wspolczuje co przezylas, na szczescie maluch zdrowy i radosc wielka, w koncu sie doczekalas, gratuluje jeszcze raz.

Limonka jestes przykladem ,e porod nie musi byc wcale taki straszny, super;-).
Gratuluje kruszynki:tak:
 
reklama
No no, Antylopka, Super!!

To teraz ja:

Jak juz wiecie byłam u dobrego lekarza na badanieu, znalazło się rozwarcie na 2cm. W domu wieczorem coś mnie tam pobolewało, ale juz od tak dawna to miewałam, że olałam sprawę. Zaczęlam tez plamić ale stwierdziłam że po badaniu szyjki to normalne. Poszłam spać z bólami i plamieniem o 24.00. O 3.00 obudziły mnie bardzo juz silne i częste (5 min.) skurcze.
No więc się wkurzyłam że tym azem nie dam sie zrobić w balona i wio do szpitala. Więc wzięłam prysznić, zjadłam śniadanie i obudziłam męża. O 4.00 z kawałkiem była juz u nas teściowa i zaraz wyruszylismy. W szpitalu byliśmy o 5.00, zostałam przyjęta, poczęstowana lewatywą i pojechałam na porodówkę.
Tam ktg, skurcze bardzo duże ale ja twardziel wmówiłam sobie, że to jeszcze nic.
No a potem tańcowałam na piłace, łaziłam, kucalam itp. a cały czas mieliśmy strasznągłupawkę i opowiadaliśmy sobie durne dowcipy i same głupoty, z przerwami na skurcze, bo musiałam wtedu oddychać. Badali mnie czasami i dziwnie na mnie patrzyli że taka wesoła chodzę, chociaz skurcze były juz bardzo częste i piorunsko bolesne. Ale jakoś starałam się robić co do mnie należało żeby szybciej poszło.
Potem stwierdziłam, po badanieu, że skoro główka ładnie schodzi i rozwarcie postępuje szybko to ja nie chce znieczulenia. lekarz stwierdziła, że do południa powinnam urodzić, a była 8.00.
Ja zaś stwierdziłam, że zrobię to szybciej, bo ich myliła moja odporność na bóle a że nie robili mi juz ktg, to mysleli że skurcze są mniejsze. Ale o 8.30 zaczęły sie juz parte i wszyscy zdziwieni przylecieli że to już. No to chwilka fazy przejściowej (fuujjj!!!) a potem mogłam juz przeć. Niestey nacięli mnie, bo nie dałoby rady bez.
Urodziłam w dwóch skurczach partych na trzy oddechy: raz, potem dwa: główka i trzy: reszta. Nie jeknęłam nawet czym wszyscy byli jeszcze bardzie j zdumieni, ale ja poprostu nie miałabym sił żeby się drzeć, zabrakłoby mi powietrza na skurcze, ot i tyle.
No i Ulka była juz z nami. Maciek przeciąła pępowinę a potem sadysta-doktor zacząła mnie szyć, właściwie na zywca, bo dał za mało znieczulenia. I to było najgorsze chyba z tego wszystkiego.
Poetem 2h obserwacji czekałam na korytarzu, bo w szpitalu przepełnienie, ale tam całkiem przytulnie było, bo to taki zaułek, nikt tam nie łazi. Tylko okazalo się, ze przez pełen pęcherz (nie miałam siły zrobic siku!) mam skrzepy, no to mnie zcewnikowano (bleleee) i potem wyleciały wielgachne, fuj, skrzepy. I to na tyle.
Tak więc drugi poród był jak dla mnie bardzo krótki i lekki.
 
Do góry