No dobra, Myyszaa później urodziła a szybciej napisała. Aż głupio, więc teraz ja opiszę swój.
27.02 był mecz Polska - Estonia (jestem fanką piłki nożnej, więc wynik 2:0 dla naszych zapamiętam chyba na całe życie). Brzuch zaczął mnie boleć, kiedy Polska strzeliła pierwszego gola Estonii. Po meczu zasnęłam, bo pomyślałam, ze to na pewno kolejny fałszywy alarm. O 1 w nocy obudziły mnie skurcze. Zaczęłam je liczyć, były co 10 minut. O 2:30 obudziłam męża, ale powiedziałam mu, że jeszcze jest czas, więc ma się nie spieszyć. Mąż podrzemał jeszcze pół godziny, potem ubrał się, wypił herbatkę i o 4 byliśmy w szpitalu. Zrobili mi KTG, skurcze miałam już co 5 minut.
Położna mnie zbadała - rozwarcie 1 cm (przy tych skurczach??). Dała mi lewatywę i powiedziała, żebym poszła pod prysznic na 20 minut. Ciepła woda trochę mnie rozluźniła. Potem przebrałam się i położna zaprowadziła mnie na porodówkę. A tam sala o pow. ok. 40 m2 cała dla mnie!!
Sliczne żółte ściany, obrazki, potpourri. Wanna, łóżko, piłki, worki sako, dyskretna toaleta, a za zasłonką nowoczesne sterowane elektronicznie łóżko porodowe i stanowisko noworodkowe. Bajer normalnie. Położna włączyła radio i małą nocną lampkę. Mąż drzemnął się jeszcze w wygodnym fotelu, a ja usiadłam na piłce.
Potem przyszła taka młodziutka położna (przygotowywała się do dyplomu) i ona siedziała ze mną cały czas. Moja położna przychodziła co jakiś czas, aby mnie zbadać, a we mnie kosmos. Skurcze co 2 minuty, a rozwarcie 3 cm. Podała mi buscolizynę na zmiękczenie szyjki. Piłka zaczęła mnie denerwować niebotycznie, więc uklękłam na podłodze i oparłam się o łożko. Potem zaczęłam spacerować, mąż łaził za mną i przy skurczach podtrzymywał mnie.
Przy rozwarciu na 5 cm przyszedł lekarz i spytał, czy chcę znieczulenie. Ja na to, że jest to ból, który da się wytrzymać i nie chce. On na to, żebym sie zastanowiła, bo potem będzie za późno. Ale aggy twardzielka stwierdziła, że nie trzeba. Bo nie wiedziałam, co mnie czeka.
Była już 9 rano, kiedy położna stwierdzila, że rozwarcie jest za małe. Dostałam kroplówkę z oksytocyny. Położna zaczęła masować mi szyjkę i wtedy odeszły mi wody. Spytała, czy studentka może mnie zbadać. Zgodziłam się, bo już i tak było mi wszystko jedno. Wlazłam do wanny. mąż polewał mnie prysznicem, a położna co jakiś czas przychodziła mnie zbadać. Z bólu zaczęłam już wariować. Kiedy rozwarcie było na 10 cm położyli mnie na łóżku porodowym, ale zabronili przeć, bo szyjka z prawej strony sie nie zgładziła. Zaczęłam wyć, że chcę cesarkę, bo ból był już nie do zniesienia. Mąż masował mi plecy, trzymał za rękę i powiedział, ze dam radę. W pewnym momencie krzyknęłam, że muszę przeć
- Nie przyj, bo ci macica pęknie - krzyknęla położna
- Ale ja już nie wytrzymam!
- Wytrzymasz, jeszcze parę minut. Oddychaj
Oddychałam, ale w pewnym momencie przyszedł tak silny skurcz, że wrzasnęłam
- Nie dam rady, muszę przeć!
- No to przyj - powiedziała położna
- Naprawdę? - ożywiłam się po tych słowach.
- Naprawdę, nabierz powietrza i przyj.
Parłam 20 minut, musieli mnie naciąć, bo Kubuś nie umiał się wydostać. Ledwo główka wyszła, korpusik był jeszcze w środku, a ten już się darł
Potem położyli mi go na brzuchu, rozpłakaliśmy się razem z męzem z radości. A potem Kubusia zabrali do czyszczenia, a mnie szyli. Mąż siedział na fotelu obok z Kubusiem na rekach i tak do pierwszego karmienia.
Moja mama miała rację - poród boli jak sam #@%&^^#@!, ale jest to ból, który się zapomina