Może opiszę swój poród "na świeżo" bo potem zapomnę i opisu by nie było
W dzień terminu 28.01 wieczorem zaczeły mnie łapać skurcze- ale krótkie i tylko wyczuwalne a nie bolesne. Wzięłam więc długą kąpiel i minęły. Połozyłam się w łóżeczku przed tv i jakoś odleciałam
Budze się- jakoś przed 5 było. Skurczy brak- pomyślałam "no nie, dziś znów nic z tego". Włączyłam sobie serial na kompie, otworzyłam serek bo zgłodniałam i w sumie stwierdziłam że zrobię sobie masaż sutków- "może zadziała?". Ale po 2 minutach mi się odechciało bo głodna byłam strasznie i serek kusił
Więc jem, ogladam i czuję jakieś skurczyki. Pomyślałam że wezmę prysznic to pewnie miną bo jakoś niewygodnie mi z nimi było. Pod prysznicem odpadł mi kawałek krwistego czopa a skurcze tylko się nasiliły.
Ubrałam się więc, dopakowałam torbę i obudziłam męża żeby się powoli zbierał bo skurcze były już co 3 minuty.W międzyczasie obudził się córcia więc przygotowałam jej ubranka, poinstruowałam siostrę co dac młodej do jedzenia, kiedy na spacer itd. Posprzatałam jeszcze w kuchni, wstawiłam zmywarkę bo mąż kończył śniadanie i pojechaliśmy
Na IP byliśmy jakoś koło 7- papierologia, ciśnienie, przebranie w koszulkę i badanie- jest 5-6cm ale wody zielone- idziemy na górę przebić. Było cos koło 7.20. Na porodówce tętno maluszka ok, pan doktor przebił wody, jakieś ostatnie zapiski w papierkach i... czuję parte! Pomyślałam że czeka mnie ta sama gehenna co Fazerkę ale połozna mówi że mam przeć
Po kilku partych zapytali mnie czy tniemy bo krocze wysokie i bez sie nie obędzie. Więc znieczulili mnie miejscowo i na nastepnym skurczu ciapnęli. Udało mi się grzecznie wykonywac polecenia położnych, przeć kiedy kazały, kiedy lekko, kiedy z całych sił.
Po kilku sekundach miałam na piersi małego bączka-była 7.35- te sekundy czekania aż zacznie krzyczeć wydawały mi się wiecznością. Na szczęście po chwili usłyszałam te wyczekane wrzaski i miałam ochotę smyka wyściskać z całych sił.
Mąż dzielnie trzymał mnie za rękę, nic nie mówił tylko był, gładził mnie po głowie - i to chyba było najważniejsze.
Potem było juz mniej różowo bo małego zabrali na badania i czekaliśmy w napięciu co z nim, czemu tak długo go nie ma, dlaczego tak szybko go zabrali?? Ale to już historia nie na ten wątek;-)