reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody (bez komentarza)

Lajtway gratuluję porodu! oby każdy był taki jak Twój ;-) ja też pędzę czytać co z Twoją Kruszyną się działo..
a co do tego wyczekiwanego krzyku to u mnie też trwało to wieczność .... serce mi zamarło jak nie usłyszałam od razu krzyku.. nie wiedziałam że dzieciaczki dopiero po kilku sekundach zaczynają krzyczeć.. myślałam że jak "wyjdą" to od razu w tej samej sekundzie jest krzyk..
 
reklama
No to mając chwilę :

Wszystko zaczęło się 24 stycznia w nocy. Obudzily mnie bardzo nieregularne skurcze co 30-40-50 minut, później cisza, i tak cały dzień. Około 15 zaczęły się robić bardziej bolesne i za Waszą radą pojechałam na IP. Na KTG wykazało 2 skurcze na 80-90%. Lekarz zerknął na KTG i nie badając odesłał mnie do domu. Wkurzona jak cholera, nie wiedząc co tak naprawdę się dzieje (czy jest rozwarcie czy nie), przyjechaliśmy do domu.

Około 21.30 (1,5 h po tym jak wróciliśmy) skurcze były co 8-10 minut. Wróciliśmy na IP. KTG wykazało skurcze co 8-12 minut czasami dochodzące do 100%. Lekarz (ten sam co mnie odesłał) spojrzał na KTG i stwierdził: ruszyło, ale to jeszcze nie to. W trakcie skurczy zbadał rozwarcie - szyjka zamknięta, twarda. Miałam wybór: albo jechać do domu i przyjechać jak się bardziej rozkręci, albo zostać na porodówce. Z uwagi na to, że był ostry dyżur, mogłam zostać odesłana na patologię w razie, gdyby brakowało sal do rodzenia. postanowiliśmy jechać do domu.

W domu - czas leciał mi jak szalony. Siedziałam pod prysznicem, na kibelku, a najwygodniejsza była pozycja "na pieska machającego ogonem" ;-) około 23 kazałam mojemu Ł pójść spać, bo zaraz trzeba będzie jechać. I tak do godziny 1.30 skurcze rozkręciły się do mega bolących co minutę. Ł obudziły moje jęki i zapytał co ile mam skurcze. Nnaa wieść, że co minutę, ubrał siebie, ubierał mnie, a ja mu tłumaczyłam, że jeszcze nie jedziemy, bo pewnie mam 1 cm rozwarcia i będę rodzić do rana. Ale na szczęście mnie nie posłuchał, ubrał i pojechaliśmy. Przy każdym skurczu nie mogłam leżeć i siedzieć, bo mała napierała mnie strasznie na dół. Położna na IP na mój widok uśmiechnęła się i powiedziała: czyli rodzimy. Ja na to: tak, ale błagam, nie podłączajcie mnie pod KTG, bo nie wyleżę! Położna spojrzała na mnie, uśmiechnęła sie i poszłyśmy przyjmować się do szpitala. Nie zbadała mnie, bo słysząc moje krzyki i jęki, wezwała szybko wózek, kazała usiąść i jechałyśmy na porodówke. W tym samym czasie na IP były 4 rodzące. Na szczęście mnie szybko zawieźli.

Na sali porodowej trafiła mi się nieziemska położna. Bardzo rzeczowa, pomagająca i wyrozumiała. podłączyła mi KTG ("ja muszę zobaczyć jak skurcze, jak tętno maluszka, musi pani wyleżeć') i zbadała rozwarcie. Mówi: nie będziemy znieczulać, jest 8 cm, zaraz rodzimy. Na to ja, do mojego Ł: Boże, jak dobrze.... Przyszła pani anestezjolog pytać czy na pewno nie chcę znieczulenia. Odmówiłam. Ból był niemiłosierny, więc krzyczałam, położna kazała mi otworzyć buzię, żeby oddychać. Mówi do mnie: juz raz rodziłaś, wiec wiesz że trzeba oddychać. Nie krzycz, tylko oddychaj.

Ja leżałam, oddychałam, a ona szykowała się do porodu. Rozłożyli łóżko do porodu, położna przebiła mi pęcherz, a ja chwilę po tym dostałam partych. Pierwsze parcie, było na próbę: żeby sprawdzic czy umiem przeć. Drugie parcie - nacięcie. Trzecie parcie - główka. Czwarte parcie - Emilka :)

Od razu zaczęła płakać, ja razem z nią :-) Była owinięta pępowiną na szyi, brzuszku i miała szelki na plecach. Położna śmiała się, że będzie spadochroniarzem :-) albo alpinistką :-) Ł przeciął pępowinę i położyli mi ją na brzuchu. kiedy ją zobaczyłam powiedziałam: o matko, jaka ona jest brzydka! Położna i lekarz zaczęli się śmiać i powiedzieli, że jeszcze wyładnieje. A lekarz zerknął na małą i stwierdził: podobna do pani :sorry:

Przy zszywaniu zabrali małą do ubrania (zrobiła lekarce kupę na rękę), Ł opiekował się małą jak mnie szyli. Dostałam pseudo znieczulenie, które w ogóle nie pomogło, bo czułam jak mnie szyje. na początu szwy białe, a później śmiałam się, że żyłką wędkarską mnie zszywają ;-)

Obeszło się bez zzo i oxy :tak: Kiedy tylko zawieźli mnie na salę (około 4), przywieźli mi małą. Zabrałam ją ze sobą do łóżka i nie mogłam zasnąć. Patrzyłam na tego małego, kochanego brzydala i podziwiałam to, co nosiłam pod sercem przez 9 mieięcy.

I tu chciałam podziękować mojemu Ł - kochanemu, pomocnemu i niezastąpionemu mężowi, który jest najlepszy pod słońcem :happy2:
 
To ja teraz:-)
Zaczęłam o 17-ej czuć lekkie skurcze, co 20 minut, o 17.45 już częściej, krótkie takie 20-30 sek, bolało jak na m-czkę-ale się nie przejmowałam bo takie to miałam od 20 tyg ciąży i Luteina z magnezem nie pomagały wiele. Ale ze to 40 tc za 2 dni to zaczełam je liczyć- co 6 minut/co 10/co 6/co7/co 6/co 6 minut. 18.45 stwierdziłam ze no chyba jakieś takie regularne są, ale bez żartów przecież ja "nie chcę dziś rodzić" idzie noc i ja mam spać a nie robić hece. Poza tym o 18ej Jakub wrócił od babci a jutro ma iść do przedszkola, więc najwyżej jutro rano pojadę rodzić:-p. Więc mówię sobie idę pod prysznic, pewnie przejdą (ale w myslach oczywiście drugi scenariusz "a jak nie przejdą a się nasilą?") i kiełbie we łbie miałam. Mężul znany mi z wszystkiego na ostatnią chwilę wrócił o 18-ej i zaraz wybył, bo musiał od mechanika odebrać samochód po naprawie, no i przypomniało mu się że Vat trzeba wysłać do skarbowego.... godzina 19-ta po prysznicu ze skurczy co 5 minut zrobiły się co 3 minuty i bardziej bolesne. no to już wiedziałam że jestem bez szans:-D. Tel do mamy żeby przyszła do Jakubka, my walizki i do auta- droga minęła bardzo szybko choć to 30 minut. Na IP byliśmy o 20.00 kolejka i czekanie, Skurcze bolesne co 3 min, K. się po godzinie (21.00) wnerwił i opierdzielił położną na IP to przyjęła mnie sprawdzić co się dzieje- rozwarcie na "opuszek" i tekst "Pani ma spokojnie jeszcze dobre kilka godzin do porodu" więc odesłała mnie dalej do kolejki. 21.30 moja kolej - usg mały nic nie przytył od 3 tyg, rozwarcie 2 cm, i nie wierzyli mi że mam regularne skurcze i takie częste, ale po podłączeniu do sprzętu no mówi lekarz "rzeczywiście"- Nie kurna prima a'prilis sobie robię i na krzywy ryj chce się wbic na porodówkę:-p. Werdykt: na patologie! :szok: tego najbardziej nie chciałam, ale że jednak działają "układy" - lekarz dyżurny z oddziału "chce mnie na porodówkę". Itak by mnie zaraz taszczyli z patologi ale wizja że odesłaliby męża, a nie zdązyłby wrócić-ZABIŁABYM!!!! No więc 21.30 przyjęcie - 22.30 prysznic 3 skurcze i zaczęły się parte - 23.15 Aleksander na świecie. Zero zzo, zero nacinania, zero oxy. Kochane dwie położne miałam!! Położna "główna" masowała krocze przy partych żeby mnie nie musiała nacinać, dzielnie mnie podtrzymywały na duchu. Spod prysznica to już dwie mnie wyciągały, wycierały ręcznikiem-kochane kobiety!! Chcieli mi dać dolargan ale nie zdążyli:-p i dobrze. Wszyscy byli w szoku że idzie tak expresowo 5 godzin od regularnych skurczy ; 2 godziny od przyjęcia "po znajomości" na porodówkę i rozwarcia 2 cm do 10-tki.
Opowiadali mi kawały ale pamiętam tylko jeden :
Przychodzi gościu do lekarza:
- Panie doktorze, jestem impotentem.
Lekarz na to:
- A skąd Pan to wie?
- Ojciec był impotentem, dziadkowie, pradziadkowie. Na pewno jestem impotentem. {skurcz więc polozna poczekała z opowiadaniem dalej}
- To skądżeś się Pan wziął?
- Spod Rzeszowa. " hehehe:-D

Ale było fajnie mimo mega bólu od 4 cm.

Najbardziej podobał mi się tekst lekarza do mnie jak miałam odlot z bólu: "Halo HUSTON mamy problem"!!! Od razu wróciłam do "żywych".

K. przeciął pępowinkę i w sali zostalismy razem w trójkę 2 godzinki. Krążyła też wokół nas połozna laktacyjna.
 
ale się uśmiałam :-D :-D :-D :-D - dobrze Ci tak ;-):-p:-D

no ale widać, że tak znów różowo nie było. Co się nacierpiałaś to Twoje.:sorry: No ale i tak optymistycznie względem innych opowieści;-)

W porównaniu do pierwszego porodu był bardziej bolesny, bardziej świadomy i szybszy. Najlepsze jest to, że bez zzo mogłam wstać po pół godziny po przywiezieniu na połóg i chodzić.
A Emilka rzeczywiście wyładniała ;-)

asiuk - to patrzę, że u Ciebie też nie było najgorzej
 
jakby ktos pozwoliłby mi wybierać to właśnie taki poród chciałabym mieć jak miałam teraz :-) I cieszę się że było mi dane w zyciu doświadczyć i poród CC i SN :-)
 
Brawo Asiuk! ja bym umarła ze strachu na Twoim miejscu, ze coś pójdzie nie tak - wiesz przez to CC. Takze WIELKIE GRATULACJE!!:-):tak:
 
No to teraz ja:)
W sobotę miałam skurcze od godziny 21, ale takie zupełnie nieregularne i nie wiedziałam, co robić.O 3 nad ranem pojechaliśmy na IP , bo były co 10 minut. Lekarka mnie wyśmiała, że to tylko przepowiadające i mam jechać do domu. Byłam przerażona, bo bolały mocno i się bałam, że skoro to tylko przepowiadające, to
ja sobie nie wyobrażam porodu:) o 11 w niedzielę przyjechaliśmy jeszcze raz na IP. lekarz bada, mówi, 5 cm rozwarcia, rodzimy dziś. na porodówkę od 13 skurcze już bardzo silne. prysznic, odejście wód, 14.45 położna mówi zaczynamy! o 15.20 urodził się Krzyś z wagą 3520 ,56 cm i 10 pkt. Zero nacinania, znieczulenia. Bolało, ale taki poród sobie wymarzyłam, naturalny i z położną, która cały czas mnie chwaliła i później, każda położna mówiła, że słyszała, że super rodziłam i poród książkowy. nic tylko nagrać i jako pokazowy:) bardzo jestem z siebie dumna, jakbym co najmniej Everesta zdobyła i szczęśliwa, że było jak sobie wymarzyłam. Każdej dziewczynie tego zyczę :)
 
bardzo jestem z siebie dumna, jakbym co najmniej Everesta zdobyła i szczęśliwa, że było jak sobie wymarzyłam. Każdej dziewczynie tego zyczę :)

no i słusznie :tak:

a tak w ogóle, to mnie się zdaje iz zdobycie Everestu to pikuś przy starciu z porodem ;-)
 
reklama
Brawo Asiuk! ja bym umarła ze strachu na Twoim miejscu, ze coś pójdzie nie tak - wiesz przez to CC. Takze WIELKIE GRATULACJE!!:-):tak:

Dziękuję krupka :tak:
no i umierałam ze strachu.....ale powiedziałam połoznej o tym na porodówce czego się boję, a ona to pięknie wykorzystała do mojej motywacji-skubana cały czas mi przypominała jak przestawałam się jej słuchać:happy:
--------

generalnie zostałam na IP i porodówce zaliczona do "wywiadu obciążonego"- tak zaliczają kobitki ze służby zdrowia (i czasem nauczycielki):-D
 
Ostatnia edycja:
Do góry