reklama
O
Oleńka27
Gość
no to sie poryczałam przy czytaniu super opisałyście to dziewczyny napawde tylko wam pozasdrościć ze macie to juz za sobą i możecei tulić swoje skarby
trininlov
MAJOWA MAMA 06` Fan(ka)
To teraz kolej na mój poród.
Jak wiecie we wtorek 9 maja, gdzieś tak po 21:00 zaczęło mi coś lecieć. Nie były to wody, ale było to wodniste i zabarwione krwią (takimi niteczkami). Nie wiedziałam co to jest i trochę się wystraszyłam. Zadzwoniłam do mojej koleżanki, która jest pielegniarką i spytałam co jest grane. Powiedziała, że to mogą być wody i żebym jechała do szpitala. W międzyczasie mój mąż otwarł sobie piwko i pyta czy ma je pić, czy nie? Ja mu na to, że nie i poszłam sobie pod prysznic. Pod prysznicem zaczęły mi drżeć nogi. Nie wiem czy z nerwów czy to był już objaw zbliżającego się porodu (tak samo miałam po odejściu wód przy Karolinie).
Tomek wziął torbę i ręcznik do samochodu, gdyby zaczęły się lać wody, bo jak dotąd to było tego mało, ale nigdy nic nie wiadomo.
Przyjechaliśmy do szpitala. Wszystkie formalności i kazali się przebrać w koszulę i jechać na 5 piętro. Pożegnałam się z Tomkiem i wsiadłam do windy z jakąś panią i kiedy zamknęły się drzwi odeszły mi wody. Wtedy już nie miałam wątpliwości, że się zaczęło.
W pokoju na górze położna mnie zbadała i spowodowała, że wody odeszły całkowicie i posłuchała tętna dziecka. Następnie ukochana lewatywka i zostawiono mnie samą na załatwienie się. Napisałam smsa Tomkowi, że może jechać do domu i Kropecce, że czekam na skurcze bo jeszcze ich nie było.
Następnie zabrano mnie na salę porodową i podpięto KTG. Podczas badania zaczęły mi się skurcze. Niewielkie, ale bolesne. Ucieszyłam się, że obejdzie się bez oksytocyny. Potem przyszedł lekarz. Zbadał mnie i powiedział, że najlepiej będzie jak się prześpię, żebym miała siły na potem. Rozwarcie było takie jak 4 maja na wizycie u lekarki, czyli na jeden palec i szyjka nie całkiem skrócona. Zdziwiłam się trochę, bo te skurcze, które miałam nie były aż tak słabe żebym mogła się zdrzemnąć. Poza tym słyszałam jak mówi do położnych, że to najwyżej ranna zmiana o 6 mnie przejmie. Normalnie się załamałam, że tak długo będę się męczyć. Próbowałam zasnąć, ale skurcze cały czas były i to coraz mocniejsze. Powtarzałam sobie, że dam radę i wytrzymam. Nie będę krzyczeć. Oddychałam prawidłowo i to trochę koiło ból. Przyszła położna zbadała mnie i dała mi czopek (pewnie to ten sam co Julienx pisała, że na rozmiękczenie szyjki) i powiedziała, że jak będzie mi się chciało "jak na kupę" to mam ją wołać. No i zaczęło tak boleć, że chciało się przeć. Zapytałam czy długo to potrwa. Powiedziała, że nie. Jak były już skurcze, to położne pomagały mi żeby główka schodziła, bo była jeszcze za daleko. Cały czas masowały i niekiedy jak był skurcz kazały przeć. W pewnym momencie położna powiedziała, że mam iśc do ubikacji zrobić siku. Trochę się zdziwiłam, ale poszłam. Oczywiście na kibelku dorwał mnie skurcz. Zaczęłam przeć i miałam dziwne myśli, że zaraz dziecko urodzi mi się do muszli ale oczywiście wiedziałam, że to nie takie proste
Potem jeszcze trochę tych skurczy partych było. Kilka kazali przeczekać i nie przeć, żebym miała siły jak będzie już poród. Kiedy wreszcie główka zeszła zaczęłam przeć na całego. Niestety główka była dość duża i zaklinowała się między nogami. NIkomu nie życzę takiego bólu, bo to jest gorsze od najgorszego. Skurczu nie było i ta główka... Okropność... Myślałam, że umrę z bólu. Wtedy mnie nacięli dwa razy i przy następnym skurczu wyszła główka, a przy kolejnym cała reszta.
Położyli mi Anię na brzuchu. BYłam bardzo zmęczona, ale ogromnie szczęśliwa.
Potem młody doktorek mnie zszywał. Ogólnie cały personel był bardzo miły. Mówili po imieniu i żartowali. Położna powiedziała, że dupkę mam fajną na ulicę, ale nie do porodu i że po drugim porodzie wyglądam jak 16-stka
Jak mnie zszywali to Ania były koło mnie. Patrzyła na mnie z wózeczka. Potem przystawili mi ją do piersi. Długo sobie razem leżałyśmy. No i w końcu wzięłam telefon i zadzwoniłam do Tomka. Była 4 rano. Nie chciałam go wcześniej budzić. Lekarz powiedział, że taka żona to skarb, co nie chce budzić męża
Przewieziono mnie do sali poporodowej.
Uważam, że ten poród mimo iż był szybszy od poprzedniego (o połowę) to jednak był dla mnie bardziej bolesny i na pewno tak szybko nie zapomnę tego bólu...
Oczywiście efekt jest wart tego wszystkiego i nareszcie mogę tulić w ramionach moją śliczną Anię...
Jak wiecie we wtorek 9 maja, gdzieś tak po 21:00 zaczęło mi coś lecieć. Nie były to wody, ale było to wodniste i zabarwione krwią (takimi niteczkami). Nie wiedziałam co to jest i trochę się wystraszyłam. Zadzwoniłam do mojej koleżanki, która jest pielegniarką i spytałam co jest grane. Powiedziała, że to mogą być wody i żebym jechała do szpitala. W międzyczasie mój mąż otwarł sobie piwko i pyta czy ma je pić, czy nie? Ja mu na to, że nie i poszłam sobie pod prysznic. Pod prysznicem zaczęły mi drżeć nogi. Nie wiem czy z nerwów czy to był już objaw zbliżającego się porodu (tak samo miałam po odejściu wód przy Karolinie).
Tomek wziął torbę i ręcznik do samochodu, gdyby zaczęły się lać wody, bo jak dotąd to było tego mało, ale nigdy nic nie wiadomo.
Przyjechaliśmy do szpitala. Wszystkie formalności i kazali się przebrać w koszulę i jechać na 5 piętro. Pożegnałam się z Tomkiem i wsiadłam do windy z jakąś panią i kiedy zamknęły się drzwi odeszły mi wody. Wtedy już nie miałam wątpliwości, że się zaczęło.
W pokoju na górze położna mnie zbadała i spowodowała, że wody odeszły całkowicie i posłuchała tętna dziecka. Następnie ukochana lewatywka i zostawiono mnie samą na załatwienie się. Napisałam smsa Tomkowi, że może jechać do domu i Kropecce, że czekam na skurcze bo jeszcze ich nie było.
Następnie zabrano mnie na salę porodową i podpięto KTG. Podczas badania zaczęły mi się skurcze. Niewielkie, ale bolesne. Ucieszyłam się, że obejdzie się bez oksytocyny. Potem przyszedł lekarz. Zbadał mnie i powiedział, że najlepiej będzie jak się prześpię, żebym miała siły na potem. Rozwarcie było takie jak 4 maja na wizycie u lekarki, czyli na jeden palec i szyjka nie całkiem skrócona. Zdziwiłam się trochę, bo te skurcze, które miałam nie były aż tak słabe żebym mogła się zdrzemnąć. Poza tym słyszałam jak mówi do położnych, że to najwyżej ranna zmiana o 6 mnie przejmie. Normalnie się załamałam, że tak długo będę się męczyć. Próbowałam zasnąć, ale skurcze cały czas były i to coraz mocniejsze. Powtarzałam sobie, że dam radę i wytrzymam. Nie będę krzyczeć. Oddychałam prawidłowo i to trochę koiło ból. Przyszła położna zbadała mnie i dała mi czopek (pewnie to ten sam co Julienx pisała, że na rozmiękczenie szyjki) i powiedziała, że jak będzie mi się chciało "jak na kupę" to mam ją wołać. No i zaczęło tak boleć, że chciało się przeć. Zapytałam czy długo to potrwa. Powiedziała, że nie. Jak były już skurcze, to położne pomagały mi żeby główka schodziła, bo była jeszcze za daleko. Cały czas masowały i niekiedy jak był skurcz kazały przeć. W pewnym momencie położna powiedziała, że mam iśc do ubikacji zrobić siku. Trochę się zdziwiłam, ale poszłam. Oczywiście na kibelku dorwał mnie skurcz. Zaczęłam przeć i miałam dziwne myśli, że zaraz dziecko urodzi mi się do muszli ale oczywiście wiedziałam, że to nie takie proste
Potem jeszcze trochę tych skurczy partych było. Kilka kazali przeczekać i nie przeć, żebym miała siły jak będzie już poród. Kiedy wreszcie główka zeszła zaczęłam przeć na całego. Niestety główka była dość duża i zaklinowała się między nogami. NIkomu nie życzę takiego bólu, bo to jest gorsze od najgorszego. Skurczu nie było i ta główka... Okropność... Myślałam, że umrę z bólu. Wtedy mnie nacięli dwa razy i przy następnym skurczu wyszła główka, a przy kolejnym cała reszta.
Położyli mi Anię na brzuchu. BYłam bardzo zmęczona, ale ogromnie szczęśliwa.
Potem młody doktorek mnie zszywał. Ogólnie cały personel był bardzo miły. Mówili po imieniu i żartowali. Położna powiedziała, że dupkę mam fajną na ulicę, ale nie do porodu i że po drugim porodzie wyglądam jak 16-stka
Jak mnie zszywali to Ania były koło mnie. Patrzyła na mnie z wózeczka. Potem przystawili mi ją do piersi. Długo sobie razem leżałyśmy. No i w końcu wzięłam telefon i zadzwoniłam do Tomka. Była 4 rano. Nie chciałam go wcześniej budzić. Lekarz powiedział, że taka żona to skarb, co nie chce budzić męża
Przewieziono mnie do sali poporodowej.
Uważam, że ten poród mimo iż był szybszy od poprzedniego (o połowę) to jednak był dla mnie bardziej bolesny i na pewno tak szybko nie zapomnę tego bólu...
Oczywiście efekt jest wart tego wszystkiego i nareszcie mogę tulić w ramionach moją śliczną Anię...
trininlov
MAJOWA MAMA 06` Fan(ka)
Przy pierwszym porodzie też męża nie było. Nie chciałam go zmuszać, bo nie chciał. W pewnym momencie trochę mi go brakowało, ale myślałam gorąco o Was i o tych co już urodziły i podtrzymywałam się na duchu
trininlov
MAJOWA MAMA 06` Fan(ka)
kropecka każda z nas w takiej chwili jest dzielna, bo inaczej dzieci by sie nie urodziły Ty też to jakoś przejdziesz. Każda na pewno na swój sposób, ale będziecie miały swoje skarby przy sobie Będę mocno trzymać za Was kciuki. Musicie myśleć pozytywnie.
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 0
- Wyświetleń
- 4 tys
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 169
- Wyświetleń
- 271 tys
Podziel się: