jak tak czytam ten twoj opis Maggusia to mi sie moj porod przypomina........mnie tez niestety wymeczyli .....tak wogole to pierwszy raz w szpitalu wyladowalam w dwudziestym tygodniu ciazy.....mialam bole brzucha wiec moj maz zawiózł mnie do szpitala...tam mnie przebadali i stwierdzili ze to skurcze i ze mam 3 cm rozwarcia.....lezalam pod kroplówkami 2 dni caly czas myslac o najgorszym .....w koncu sie dowiedzialam ze prawdopodobnie wyjde ze szpitala ale do konca ciazy bede lezala w lozku podpieta do kroplowki...zalamka totalna....jednak w koncu okazalo sie ze mam tylko brac antybiotyk 4xna dobe i moge isc do domu.....a tam tylko lezec -siusiu i lezec....i tak prawie do konca ciazy dodatkowo wizyta u lekarza co tydzien no i usg co okolo 10 dni.....
Oczywiscie caly czas mnie uswiadamiano ze porod moze byc w kazdej chwili .......wiec tylko sie modliłam zeby dotrwac chociaz do 30 tygodnia......i tak leciało az tu chyba w osmym miesiacu maly przestal sie ruszac -znowu szpital no ale na szczescie wszystko było oki
......jednak na kilka tygodni przed porodem zaczelam troche puchnac wiec zaczeli mnie wysylac na dodatkowe badania i monitorowanie bobasa ..........dwa razy bylo tak ze kazali mi juz chodzic po korytarzu szpitalnym bo stwierdzili ze porod bedzie lada chwilka .....a po kilku godzinach jednak kazali mi isc do domu ......jaka ja bylam wtedy zla na nich.
I tak dotrwalam do dnia terminu a tu cisza ...pozniej jeszcze 9 dni i kazali mi przyjsc na wywolanie , wiec 13marca o 6 rano wstawilam sie w szpitalu....tam kilka papierkow do podpisania mi dali a pozniej wyslali na sale porodowa...... i tutaj dopiero sie zaczelo...........
podpieli mnie do kroplowek bo kilka ich mialam ....i tak lezalam kilka godzin skurcze byly coraz mocniejsze i poznym popoludniem rozwarcie mialam juz prawiena 9 cm......bole tragiczne...oni zwiekszali mi caly czas dawke w tej kroplowce a tu nic na dodatek strasznie zaczelam puchnac.....okolo 21 mialam juz calkowite rozwarcie no wiec polozne kazaly mi rodzic ......jedyny szczegol to to ze nie sprawdzily polozenia dziecka-a ono bylo caly czas za wysoko......no ale kogo to obchodzilo
......caly czas mnie meczyly i kazaly rodzic z nogami u gory ze tak powiem ........okolo 2 nad ranem juz nie dalam rady i zaczelam tam doslownie wyć i prosic o znieczulenie ale dowiedzialam sie ze jest noc i one nie ma mozliwosaci sprowadzenia lekarza ktory moglby mi je dac.........na moje szczescie po gpodzinie okazalo sie ze lekarz przyjechal bo byl potrzebny do naglego cc.....dostalam znieczulenie w kregoslup -ulga nieopisana ale tylko na pol godziny ......powrocily bole jeszcze wieksze niz przedtem ....polozne przez caly czas mnie meczyly ze musze rodzic a bole sa mi potrzebne bo wtedy szybciej urodze....
Kolo godziny 5 rano przyjechal lekarz ktory odbiera porody ...zbadal mnie i natychmiast kazal przestac mnie meczyc i nie zwiekszac dawki kroplowki bo dziecko bylo wciaz bardzo wysoko ...zobaczyl co sie ze mna dzieje ..ze jestem juz prawie nie przytomna wiec kazal mi dac jeszcze jedno znieczulenie , ktore niestety nie podzialalo.....o godzinie 9 rano wzieli mnie na sale operacyjna ....dali kolejne juz trzecie znieczulenie w kregoslup i zaczeli mnie ciac...........niestety znieczulenie tym razem tez prawie wcale nie podzialalo ...zaczelam sie tam wydzierac z bolu ....czulam kazdy ruch skalpela....wiec oni jak najszybciej probowali wyciagnac bobasaa a mi podali morfine.....nie wiem jakim cudem ale i tak gdy mnie szyli to czulam troche.....moj maly brzdac urodzil sie o 10.03 ja niestety tego nie pamietam bo na kilka minut film mi sie urwal i na moje nieszczescie byl to moment wyciagniecia maluszka z brzucha ....zobaczylam go dopiero poznym wieczorem tego samego dnia czyli po prawie 10 godzinach od cc ...niestety moglam z nim byc tylko przez jakies 15-20 minut bo cala sie trzeslam ja narkoman na glodzie...rodzina tez nie mogla mnie odwiedzac ....gdy juz myslalam ze wszystko za mna ...po polnocy przyszly dwie polozne i zaczely uciskac moj brzuch (metodą podobna jak sie wykonuje masarz serca podczas sztucznego oddychania...tylko ze na moim brzuchu).......myslalam ze umre ..przestalam nad soba panowac i zaczelam je odpychac od siebie.........nastepnego dnia pielegniarki pomogly mi usiasc na lozku ....mialam okropne zawroty glowy i myslalam ze zwymiotuje....pozniej moglam juz zobaczyc moje malenstwo i to bylo najwazniejsze ....teraz z perspektywy czasu zaczynam widziec co sie ze mna dzialo w szpitalu.........no bo same popatrzcie......przez prawie cala ciaze bralam tabletki na powstrzymanie skurczy....nastepnie dostawalam coraz to wieksze dawki na wywolanie porodu - nie dziwie sie ze moj organizm nie wiedzial o co chodzi, moim zdaniem powinni mi kazac duzo wczesniej odstawic te tabletki .....pozniej 3 znieczulenia ...morfine......no a pozniej przez pare dni dostawalam w kroplowce tez jakies leki zeby uspokoic moj organizm
Sama sie dziwie jak ja po tym wszystkim doszlam do siebie bo w piatek bylam juz w domu .....i nawet mojego bobasa przekonalam do piersi mimo ze zaczelam go karmic dopero tydzien po porodzie.....
......jednak na sam koniec...i tak jak Maggusia napisze ZE WARTO BYŁO
i tez mysle o jeszcze jednym bobasie;-) tylko jeszcze nie teraz;-)