Obiecałam, ze napiszę, więc zaczynam w nocy z 9 na 10 czerwca, było wlasciei już po 4 zaczeły mnie łapac skurcze, na początku co 2 godziny, pozniej coraz czesciej. pomyślałam sobie, ze to przeciez jeszcze duzo za wczesnie, wstalam z lozka, wzielam magnez i nospe i położyłam się z powrotem myśląc, ze to fałszywy alarm i być może przejdzie. Jednak zamiast przechodzic skurcze się nasilaly. Obudziłam Michala, powiedziałam mu, ze chyba się zaczyna i poprosiłam, żeby zorganizowal jakas opieke dla Agatki, bo chcieliśmy rodzic razem. On wstal, przygotowal mi jeszcze ciepla kapiel dla rozluźnienia, zadzwonil do znajomych znajomych zapytal, czy może im Agacie przywieźć, bo musimy jechac do szpitala. Jak się okazalo nasi znajomi wpadli na to, ze teraz nie powinnam być sama i sami przyjechali po corcie. W tym czasie zdążyłam dopakowac moja torbe i bylam gotowa na spotkanie z maluszkami.
Wody odeszly mi dopiero w drodze do szpitala, także w samochodzie zrobilo się troszke mokro, a ja nie mogłam już wytrzymac, starałam się jakos relaksowac miedzy skurczami, ale było trudno. W drodze do szpitala zadzwoniliśmy jeszcze do gina, który akurat akurat nocy miał dyżur i poinformowaliśmy go, ze się zbliżamy.W szpitalu byliśmy po godzinie 8. Nasz gin ze spokojem nas przyjal, polozna zaproiwadzila nas do pokoju, pomogla mi się rozebrac i jeszcze raz odświeżyć. Pozniej mnie zbadala i rozwarcie było już na 6 cm, skurcze coraz mocniejsze i w coraz krótszych rozstępach. Początkowo chciałam rodzic ze znieczuleniem, pozniej się rozmyśliłam, a jak już nie mogłam wytrzymac to niestety było za pozno, dlatego Michal ma do dzisiaj na rekach slady od moich zębów. Przy nastepnym badaniu(ok.13) okazalo się, ze rozwarcie jest już na 10 cm, wiec polozna kazala przec. Tylko wtedy ja na nic już nie miałam sily, bylam naprawde wykonczona. Jednak wiedziałam, ze musze zaczac przec, żeby paluszkom nie zaszkodzic. Po dwóch skurczach partych miałam dosc, właściwie nie mogłam się już ruszyc, wiec dostalam kroplowke z oksytocyny, żeby skurcze nie ustaly, tylko się wzmocnily. i tak po prawie 3 godzinach skurczy partych, na swiat przyszly moje kochane sloneczka :Marysia, Olcia i na koncu Hubercik.Tatus przeciął pepowinke i az się ze szczęścia popłakał. Położyli mi na chwile maluszki na brzuszku(niestety tylko dwojke)żebym mogla je zobaczyc i zabrali na badania. Marysia od razu trafila do inkubatora i podlaczyli ja pod respirator, była najmniejsza z calej trojki, reszta po badaniach również trafila do inkubatorow, żeby mogli się troszke wygrzac
Marysia dostala 6 pkt, a Olcha i Hubercie po 8 (Apgar). Podczas szycie zastanawalam się caly czas co z maluszami, czy na pewno wszystko w porządku, ale bylam już tak wykonczona, ze po przewiezieniu na sale poporodowa od razu zasnęłam. Obudziłam się po 4 godzinach. Pozniej dostalam moje maluszki do karmienia, niestety tylko dwojkeMusialam sobie poradzic z karmieniem dwojki na raz. Polozna była tak sympatyczna, ze bardzo mi przy tym pierwszym razie pomogla. Jednak mimo wszystko strasznie bolały mnie piersi. Maluszki przez kilka godzin dziennie leżały w inkubatorach, ale wszystko było w porządku. po 3 dniach Marysia zostala odlaczona od respiratora i wreszcie i ja mogłam nakarmic w szpitalu byliśmy lacznie dwa tygodnie. od 24 czerwca jesteśmy jesteśmy domu i probujemy na nowo zorganizowac sobie życie, z 4 maluszkow
a Agatka nam tego nie ulatwia, bo dla niej rodzeństwo to lala, i chciala ich w swoich wozeczku wozic( swoja droga moglaby, bo wozka nie mamy nadal. :
;D)