reklama
Mnie też strasznie bolało , właściwie jeszcze troszkę pobolewa gdy dużo stoje lub chodze, ale myślę że to wina szwów że tak długo boli, mi było lepiej za każdym nowym wypadniętym szwem, teraz gdy tych zewnętrznych już nie mam jest dużo lepiej
Elpis78
Mama lipcowa '06 - Fanka
- Dołączył(a)
- 24 Listopad 2005
- Postów
- 2 576
Sama załozylam ten watek to tez wypada mi i swój poród opisac )
18-tego mialam jeszcze wyznaczona wizyte u ginki na 12 a jak wstalam o 10 zauwazylam krew.. wiec pojechalismy do szpitala. Pomijam ze musialam czekac az zwolni sie miejsce - dwie godziny siedzielismy na izbie przyjec i czekalismy... O 13 pojchalismy na gore - tam pobrali mi krew i dali pojemnik na poranny mocz na nastepny dzien - pomyslalam "no to pieknie - bede tu lezec i czekac. Upal jak cholera, po godzinie zno zaczely sie skurcze i to bardzo regularne. Podpieli mnie pod KTG i stwierdzili ze to malutkie skurcze, ze to na pewno dzis nic z tego nie bedzie. Nic mi nie dawali na wywolywanie. Mnie coraz bardziej bolało. Przed 18 zaostrzyly sie tak, ze chodzac po korytarzu w momencie skurczu lapałam sie sciany bo tak mnie rwało na dole... ale lekarka po kolejnym ktg - lezalam godzine przywiazana do aparatu na lozku w ksztalcie hamaka - takie zapadniete - a wiecie jak sie czuje skurcze na leząco.... powiedziala ze to dopiero 40% skurczow wiec dzis raczej nie urodze. A ja myslaalm ze mi chce wyrwac "dol" w koncu jak mnie zbadala prze 20ta stwierdzila ze rozwarcie postepuje i pojdziemy na porodowke - chciala mi dac oksytocyne itd. Ale najpierw lewatywka - i w kibelku tak mnie juz zaczelo bolec, krew sie lała, a ja nie mialam nawet siły zawołac o pomoc. skurcz co minuta, polozna z korytarza pyta mi sie "co pani tak stęka?" i nagle wpada do mnie i krzyczy O Boze pani juz prze" i biegiem na fotel. wiecej trwalo przygotowanie personelu i sprzetu niz wlasciwa faza porodu. Takze pamietam, że jeszcze o 20.20 byłam w kibelku a Kubus urodził sie o 20.40. Poród na łozku trwał moze z 10 minut. No ale przez to ze to tak szybko poszlo, mialam rozerwaną szyjke.. Ale w momencie gdy polozna wyjeła Kubusia i polozyla mi go na brzuchu to normalnie jakby sie niebo otworzyło. Nagle zapomnialam o bólu.. On zaraz podniosł głowke i jakby spojrzał mi w oczy - to mnie rozmiekczyło. Patrzylismy na niego z Piotrem jak na zjawisko nie z tej ziemi. Na chwilke wziely go zeby pediatra go zobaczyla, potem zawinely w becik i przez całe szycie - a troche to twało trzymalam go na rekach - Piotrek robil nam wtedy zdjecia... Jak skonczylam nie szyc, to zabrali Kubusia na wazenie i mierzenie, Tatusia tez wzieli ze soba A ja lezalam z tymi rozłozonymi nogami patrzac w sufit ze szczesciem na twarzy. Po kilku minutach przyniesli go na karmienie i tak lezelismy sobie na tej sali do 23.00 Potem zjechalismy pietro nizej na oddzial a Kubusia wzieli na troche do inkubatora na podgrzanie bo troche wymarzł. A ja pare minut po polnocy wstalam i poszlam do niego i nie moglam sie napatrzec. Stalam tam z pol godziny.. ale sil mi juz brakowalo i chcialo mi sie siusiu, wiec poszlam do kibelka, wykapalam sie, i gdy wrocilam do lozka - a pokoj mialam na koncu korytarza... to za chwile polozna przywiozla mi mojego Kubusia, polozyla w lozku obok mnie i tak patrzlam na niego do samego rana... Nie zasnelam ani na chwile... i tak przez caly pobyt w szpitalu...
Z duma moge powiedziec, ze to było piekne przezycie.
Jakby sie ktos pytal... to moge rodzic jeszcze raz... tylko nie za wczesnie jeszcze ))
A to nasza pierwsza fotka - co tam ze w takim stanie, ale same wiecie, że ta chwila jest najpiekniejsza w zyciu...
18-tego mialam jeszcze wyznaczona wizyte u ginki na 12 a jak wstalam o 10 zauwazylam krew.. wiec pojechalismy do szpitala. Pomijam ze musialam czekac az zwolni sie miejsce - dwie godziny siedzielismy na izbie przyjec i czekalismy... O 13 pojchalismy na gore - tam pobrali mi krew i dali pojemnik na poranny mocz na nastepny dzien - pomyslalam "no to pieknie - bede tu lezec i czekac. Upal jak cholera, po godzinie zno zaczely sie skurcze i to bardzo regularne. Podpieli mnie pod KTG i stwierdzili ze to malutkie skurcze, ze to na pewno dzis nic z tego nie bedzie. Nic mi nie dawali na wywolywanie. Mnie coraz bardziej bolało. Przed 18 zaostrzyly sie tak, ze chodzac po korytarzu w momencie skurczu lapałam sie sciany bo tak mnie rwało na dole... ale lekarka po kolejnym ktg - lezalam godzine przywiazana do aparatu na lozku w ksztalcie hamaka - takie zapadniete - a wiecie jak sie czuje skurcze na leząco.... powiedziala ze to dopiero 40% skurczow wiec dzis raczej nie urodze. A ja myslaalm ze mi chce wyrwac "dol" w koncu jak mnie zbadala prze 20ta stwierdzila ze rozwarcie postepuje i pojdziemy na porodowke - chciala mi dac oksytocyne itd. Ale najpierw lewatywka - i w kibelku tak mnie juz zaczelo bolec, krew sie lała, a ja nie mialam nawet siły zawołac o pomoc. skurcz co minuta, polozna z korytarza pyta mi sie "co pani tak stęka?" i nagle wpada do mnie i krzyczy O Boze pani juz prze" i biegiem na fotel. wiecej trwalo przygotowanie personelu i sprzetu niz wlasciwa faza porodu. Takze pamietam, że jeszcze o 20.20 byłam w kibelku a Kubus urodził sie o 20.40. Poród na łozku trwał moze z 10 minut. No ale przez to ze to tak szybko poszlo, mialam rozerwaną szyjke.. Ale w momencie gdy polozna wyjeła Kubusia i polozyla mi go na brzuchu to normalnie jakby sie niebo otworzyło. Nagle zapomnialam o bólu.. On zaraz podniosł głowke i jakby spojrzał mi w oczy - to mnie rozmiekczyło. Patrzylismy na niego z Piotrem jak na zjawisko nie z tej ziemi. Na chwilke wziely go zeby pediatra go zobaczyla, potem zawinely w becik i przez całe szycie - a troche to twało trzymalam go na rekach - Piotrek robil nam wtedy zdjecia... Jak skonczylam nie szyc, to zabrali Kubusia na wazenie i mierzenie, Tatusia tez wzieli ze soba A ja lezalam z tymi rozłozonymi nogami patrzac w sufit ze szczesciem na twarzy. Po kilku minutach przyniesli go na karmienie i tak lezelismy sobie na tej sali do 23.00 Potem zjechalismy pietro nizej na oddzial a Kubusia wzieli na troche do inkubatora na podgrzanie bo troche wymarzł. A ja pare minut po polnocy wstalam i poszlam do niego i nie moglam sie napatrzec. Stalam tam z pol godziny.. ale sil mi juz brakowalo i chcialo mi sie siusiu, wiec poszlam do kibelka, wykapalam sie, i gdy wrocilam do lozka - a pokoj mialam na koncu korytarza... to za chwile polozna przywiozla mi mojego Kubusia, polozyla w lozku obok mnie i tak patrzlam na niego do samego rana... Nie zasnelam ani na chwile... i tak przez caly pobyt w szpitalu...
Z duma moge powiedziec, ze to było piekne przezycie.
Jakby sie ktos pytal... to moge rodzic jeszcze raz... tylko nie za wczesnie jeszcze ))
A to nasza pierwsza fotka - co tam ze w takim stanie, ale same wiecie, że ta chwila jest najpiekniejsza w zyciu...
OlaPio
Lipcówka'06 mama Olisia
Ojjj,ciary mnie przeszły Magduś! PIĘKNIE opisany poród,naprawdę fantastycznie! Masz rację,to najpiekniejsza chwila w życiu...a zdjęcie tak wzruszające,że aż mam łzy w oczach!
hehe...ja tez mogę rodzic jeszcze raz
hehe...ja tez mogę rodzic jeszcze raz
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 4
- Wyświetleń
- 396
- Odpowiedzi
- 6
- Wyświetleń
- 2 tys
- Odpowiedzi
- 2
- Wyświetleń
- 193
- Odpowiedzi
- 10
- Wyświetleń
- 1 tys
Podziel się: