Moje dziecko śpi, to może wam króciutko opisze jak było u mnie
Skurczy dostałam w piątek o 23.00 i już po pierwszych chyba wiedziałam, że to TO. Co dziwne, od początku były regularne co 5 minut, coraz bardziej bolesne, wiec o 1.00 pojechaliśmy do szpitala, ale po badaniu okazało się, że rozwarcie ledwo na opuszek, a ktg tych skurczy prawie nie wykazywało, mimo, że ja skręcałam się z bólu...
Trwało to sobie tak do piątej rano, położna przychodziła co jakiś czas , a o 5 stwierdzila rozwarcie na 3 palce i ze "cos sie ruszyło". Ale za wiele sie nie ruszyło, skurcze miałam takie że łaziłam po ścianach i płakałam, więc położna (naprawdę świetna kobieta) zeby mi pomóc masowała mi szyjke..... kto to k.... nazwał "masażem" to chyba nie miał pojęcia o czym mówi, pewnie jakis facet
Potem jak juz widziałam ze sie zabiera za masowanie, to łzy mi same leciały...
I tak powoli rozwarcie robiło sie wieksze, w miedzyczasie okazało sie, że nie podadza mi zzo bo nie mam jakiejs tam konultacji anestezjologicznej (pomine milczeniem fakt, ze prywatna pacjentka dyzurnego lekarza w sali obok dostała je bez problemu, tez bez konsultacji...) a ja miałam już powoli dosyć... Gdyby nie Andrzej który mi cały czas masował krzyż i pomagał oddychać, to chyba bym umarła na tej porodówce :
O 16 przyszedł ordynator i z rozwarcia na 8 zrobił mi na 10.... bez uprzedzenia rzecz jasna, myslalam ze go pogryze....
Ale potem poszło już szybko, 2 faza 15 minut i Hania była na świecie... Nie byłam nacinana, to zasługa położnej, która nawet bez mojej prośby standardowo stara sie chronić krocze. Samo mi krocze tez nie popekało, mam tylko dwa malutkie szwy na ściance pochwy (dla mnie to właściwie na wardze sromowej.
ogólnie urodziłam dzieki położnej i Andrzejeowi, bo inaczej chyba bym z bloku uciekła
Uciekam bo moje dziecko chce jesc
Buziaki