Podczytuję ten wątek i tak mi się przypomniało z przeszłości... u mnie w domu nie jadało się niczego słodkiego. Moja mama nie lubi słodyczy, cukru, zatem w domu tego nie było. W cukiernicy na górnej półce, był cukier dla gości, my w domu nigdy nie słodziliśmy sobie herbaty. Do dziś piję gorzką herbatę, wzbudzając tym zdziwienie wszystkich, oraz oskarżenia że na pewno się odchudzam
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
a ja słodkiej herbaty nie lubię, bo przez 20 lat w domu rodzinnym nauczono mnie pić gorzką i tylko taka mi smakuje. Dodatki typu cukier, cytryna, zabijają smak herbaty wg mnie.
U mnie w domu, nie jadło się słodyczy, ciastek, ciast (mama nigdy w życiu nie upiekła ani jednego ciasta), nie jadło się chipsów, nie piło się coli, nawet soków. Tylko woda i herbata.
Efekt był taki że jak szłam do szkoły to wyrzucałam z plecaka kanapki i jabłko, a kupowałam sobie batoniki i chipsy, bo tylko poza domem mogłam to zjeść. Tak samo na wyjazdach na kolonie, wycieczki, potrafiłam przez 2 tygodnie żywić się chipsami, słodyczami i colą, opychałam się żelkami aż mi niedobrze było.
Myślę że izolowanie dziecka od pewnych rzeczy, które są dla niego atrakcyjne, może spowodować że będzie jadło tego więcej niż dzieci którym tego nie brakuje na co dzień w domu.
Ja dam mojemu dziecku spróbować wszystkiego, żeby nie było "zakazanym owocem". Spróbować, nie oznacza że będę go futrować tym na co dzień, tylko uważam że jak raz na jakiś czas zje batonik, chipsy czy danonka, to na pewno się od tego nie rozchoruje. A przynajmniej będzie to jadł pod moim okiem i będę wiedziała że nie jest sfrustrowany, bo w domu jest tylko "nudne" jedzenie a u innych jest normalnie. Ja mam takie wspomnienie z dzieciństwa i jest to kolejna rzecz którą chcę oszczędzić mojemu dziecku.
Wszystko z umiarem. Psychika dziecka, odczuwanie przez niego przyjemności (w tym z jedzenia) też jest ważnym elementem, nie tylko ta strona czysto fizyczna się liczy.