Jak ja to wszystko znam z autopsji...
@_kpsylwia_ jak sobie radzisz?
Właśnie problem polega na tym, że przestałam sobie radzić i... no chwilowo postanowiłam wrócić do swoich rodziców... Nie jest mi łatwo, bo tęsknię za chłopakiem, w dodatku maksymalnie dobija mnie fakt, że mam już 30 lat, a tak naprawdę czuję się, jakbym zaczynała wszystko od nowa... Ale mieszkanie tam stało się dla mnie ciężkie. Kiedyś różne uwagi i upomnienia ze strony teściów po prostu ignorowałam na zasadzie - przytaknę grzecznie, a i tak zrobię po swojemu. Ale po czasie zaczęło mnie to męczyć. Przez ostatnie pół roku od razu po wejściu do domu szłam na górę, aby spędzać z teściami jak najmniej czasu - ale na jednej kuchni, która tak naprawdę od rana do wieczora jest zajęta przez teściową, było to trudne, a zjeść przecież też trzeba... Jak już zeszłam do kuchni, to rozmawiałam z nią raczej mocno kurtuazyjnie o pogodzie, mrozie, sniegu, tym jakie to kiedyś były zimy; innych tematów nie poruszałam, bo nie miało to sensu. Przestałam gotować, jeśli jadłam coś ciepłego to albo u swoich rodziców, albo ewentualnie ogarniałam na szybko jakieś maksymalnie podstawowe jedzenie, typu makaron z pesto
- ale Kochana Autorko, ja miałam o tyle lżej, że nie mam dzieci, więc nie musiałam gotować, a sama pod względem jedzenia jestem raczej mało wymagająca (ja nie z tych, co codziennie muszą zjeść ciepłe danie). Było to frustrujące, bo lubię gotować, uwielbiam piec ciasta i torty, ale prawdę mówiąc wolałam tego nie robić, niż codziennie słuchać, jakie to kiedyś młode kobiety były pracowite, a dzisiaj nikt nic nie robi; jak to dzisiaj wszyscy wszystko kupują, zamiast zrobić samodzielnie; zły Tusk wygrał wybory
i inne takie. Te teksty o tym, że kiedyś kobiety były bardziej pracowite, słyszałam codziennie, i odnoszę wrażenie, że to chyba jakiś przytyk do mojej osoby. Nie wiem, według teściowej powinnam po powrocie z pracy o godzinie 16 nastawiać pyry i klepać schabowe... Niełatwo się żyje w ten sposób, bo to oznacza absolutny brak swobody. Ale z drugiej strony, jestem przerażona, bo choć pracuję, to nie stać mnie w tym momencie nawet na małe mieszkanie w moim mieście - wszystko tak strasznie podrożało! W dodatku, przede mną roztacza się wizja staropanieństwa i braku dzieci, które tak bardzo chciałabym mieć. Więc sama już nie wiem, co gorsze, naprawdę. Mieszkam z moimi rodzicami, ale cudów też nie ma - dziadki mają swoje przyzwyczajenia, po takim czasie mieszkania we dwoje odwykli od dorosłych dzieci. Kochana, pomyśl może, że przynajmniej masz Dzidziusia. Nie zostaniesz sama. Mieszkanie samodzielnie jest kosztowne, a ze swoimi rodzicami nie zawsze będzie lżej. Staraj się myśleć pozytywnie
Jak się trzymasz ogólnie?