Kate, ja jestem zadeklarowana przeciwniczka tych smakowych kaszek. Właśnie przez to, że są takie słodkie, no i w ogóle - wolę sama dodać owoce do kaszki ryżowej na przykład. Chcę, żeby Ediś jak najpóźniej poznał cukier jako taki, również zawarty w potrawach.
reklama
Oli te slodkie kaszki (nestle , bobovita itp.) tez lubi dzisiaj jednak zjadł 3 ł. holle na wodzie nie miał radosnej miny ale nie pluł.
A z mlekiem to holle bez problemu je mimo, ze zaczynał od slodkich.
Mnie w tych slodkich martwi tylko ilosc owoców - zazwyczaj nawet nie 1%
A z mlekiem to holle bez problemu je mimo, ze zaczynał od slodkich.
Mnie w tych slodkich martwi tylko ilosc owoców - zazwyczaj nawet nie 1%
mysia23
mama dwójeczki
- Dołączył(a)
- 14 Listopad 2006
- Postów
- 4 667
Kurcze ja nie robię z tego wielkiego problemu, ze sa smakowe i Julia wcina je na potęgę....dzieciństwo jest tak krótkie w tych czasach...i nie czuję się złą matką przez to..Julia dostaje owoce surowe poza kaszką i uwielbia je..Poza tym Filip tez tak był karmiony i nie jest jakiś słodyczowym potworkiem, ani nigdy nie przepadał za słodyczami..czekolady nie lubi, ciastek nadzieniem tez nie, cukierki wcale, a lizaki średnio...najlepiej lubi flipsy, herbatniki petit berrure i paluszki...i zęby ma zdrowiutkie
Aestima
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 18 Marzec 2010
- Postów
- 7 404
Mysia, to masz wielkie szczęście, że synek tak nie gania za słodyczami- moija chrześnica i jej brat ( 9 i 7 l ) dostawali lekko słodzone jabłuszka, te słodkie kaszki nestle, danonki, kolorowe jogurty, soki ( wodę nie) i teraz są słodyczowi ( choć ich mama twierdzi, że nie, ale moim zdaniem rzucają się na słodycze- warzywa są ble, owoce z biedy czasem zjedzą, ale jak już, to banana...). Dla równowagi córeczki przyjaciół - 9 i 4 lata- wychowane na zwykłych ( niesłodzonych) kaszkach- z dodatkiem warzyw, świeżych owoców lub niczego, na wodzie, danonki itd- sporadycznie- te dziewczynki jak mają wybór, to zawsze wybiorą warzywo, kanapkeczkę jakąś, owoc a dopiero na szarym końcu słodycze...
Pamiętam jeszcze taką sytuącję- na obozie byłam wychowawcą i naszym obowiązkiem było również prowadzenie sklepiku ze słodyczami od 12 do 13.00. Dzieciaki kupowały czipsy, paluszki, colę- wiadomo. A dwóch chłopców, braci ( ok. 9, 11 lat) zawsze po lodzi e, jabłku i butelce wody mineralnej. Spytałam ich kiedyś czy nie kusi ich cola, chipsy a oni " a fuj, przecież to niezdrowe i niedobre! Woda jest pycha!". Do tego próbuję dążyć, obraz tych chłopców mi przyświeca, kiedy myślę do czego zmierzamy w kwestii żywienia Mieszka, co chcemy mu przekazać.
Pamiętam jeszcze taką sytuącję- na obozie byłam wychowawcą i naszym obowiązkiem było również prowadzenie sklepiku ze słodyczami od 12 do 13.00. Dzieciaki kupowały czipsy, paluszki, colę- wiadomo. A dwóch chłopców, braci ( ok. 9, 11 lat) zawsze po lodzi e, jabłku i butelce wody mineralnej. Spytałam ich kiedyś czy nie kusi ich cola, chipsy a oni " a fuj, przecież to niezdrowe i niedobre! Woda jest pycha!". Do tego próbuję dążyć, obraz tych chłopców mi przyświeca, kiedy myślę do czego zmierzamy w kwestii żywienia Mieszka, co chcemy mu przekazać.
traschka
Mama Marysi
Aestima amen! Jak zwykle popieram w 100% Od siebie dodam jeszcze, ze ja sama jestem baaardzo slodyczowa A wychowywana bylam wlasnie na slodkich kaszkach i czekoladach, ktore babcia przysylala co miesiac z Niemiec. WTedy takich rzeczy nie bylo, rodzicom wydawalo sie ze to najlepsze co moga dziecku dac wiec dawali. Moje rodzenstwo, starsze o 6 i 7 lat ode mnie, wychowane bez slodkich paczek, dzis nie szaleja za slodkim tak jak ja.
Pozostaje jeszcze kwiesta tego, ze najzwtczajniej w swiecie chce odzywiac Marysie w miare zdrowo ze zwgledu na jej przyszle zdrowie. Nie przekonuje mnie argument - "ja jem i nic mi nie jest". Wszystkie alergie, choroby cywilizacyjne, nawet glupi cellulit, na to wszystko ma wplyw odzywianie, chemia w jedzeniu. Jesli wiec moge w jakims, choc niewielkim stopniu pomoc mojemu dziecku, to zrobie to, bo nie kosztuje mnie to zadnego wysilku. CO to dla mnie za roznica ktora kaszke zalewam woda?
Pozostaje jeszcze kwiesta tego, ze najzwtczajniej w swiecie chce odzywiac Marysie w miare zdrowo ze zwgledu na jej przyszle zdrowie. Nie przekonuje mnie argument - "ja jem i nic mi nie jest". Wszystkie alergie, choroby cywilizacyjne, nawet glupi cellulit, na to wszystko ma wplyw odzywianie, chemia w jedzeniu. Jesli wiec moge w jakims, choc niewielkim stopniu pomoc mojemu dziecku, to zrobie to, bo nie kosztuje mnie to zadnego wysilku. CO to dla mnie za roznica ktora kaszke zalewam woda?
to czy dziecko bedzie słodyczowe czy nie według mnie w 100% nie zalezy od tego czy bedzie jadł słodzone czy nie... wiadomo jak będzie jadł niesłodzone to nie bedzie go tak ciągło bo nie zna tego smaku - ale wystarczy ze pojdzie do szkoły gdzie w sklepikach sa tylko słodycze..wszyscy koledzy beda wpieprzac seven daysy i co wtedy... dziecko napewno bedzie chciało to samo...
Aestima
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 18 Marzec 2010
- Postów
- 7 404
Ironia, tym argumentem otoczenie karmi mnie na okrągło, ale wiesz co- moja mama słodyczowa na maxa i my z bratem też. za to na colę, chipsy był totalny szlaban- nie było tego w domu NIGDY i nas nie ciągnie- ktoś przyniesie- ok, ale sama nigdy, nigdy nie kupuję takich rzeczy! Naprawdę nigdy nie kupiłam chipsów ( colę kilka raz, bo ktoś mi powiedział, że rewelacyjna na kaca a właśnie miałam). I Ci chłopcy, córki moich przyjaciół też są przykładem, że warto kształtować w dzieciach nawyki żywieniowe a nie myśleć " w szkole wszystkie dzieciaki będą wpieprzać słodycze, moje też, nic na to nie poradzę, więc niech je już teraz"
reklama
A ja mam taką opinię, że takie nawyki słodyczowe to się rozwijają nieco później.. bo etap słodkich kaszek wkrótce się zakończy i nasze dzieciaki będą jeść coraz więcej "dorosłego" jedzenia .. a co za tym idzie, będzie to takie jedzenie, jakie jedzą rodzice. Więc np. u nas w domu NIGDY nie ma słodyczy. Nie kupuję ciastek, czekolad, nigdy nic nie upiekłam, choć lubię gotować.. w sumie jest tylko cukier (bo lubię łyżeczkę do herbaty z cytryną) i jakaś konfitura. Jedyne słodkie zakupy są wtedy, gdy mamy gości - żeby było coś do kawy Pewnie wynika to stąd, że ja naprawdę nie lubię słodyczy, nigdy nie lubiłam (co innego np. sery, kabanosy itp. ), mój M. bardzo lubi, ale dostosował się do mnie i myślę, że mu to na zdrowie wyjdzie. Bo widzę, że jak tylko pojawi się (przy gościach) jakieś ciasto, to mógłby spałaszować cały półmisek... Zresztą z moich obserwacji wynika, że w domach, w których zawsze w ramach zakupów są słodycze, to się je po prostu podjada - a jak nie ma, to się wybiera coś zdrowszego, albo w ogóle rezygnuje z przekąsek. Zawsze mnie zastanawiają osoby narzekające na wagę, dietę itd, u których na stole niezmiennie stoi talerz ciastek, otwarta czekolada, a w weekendy jest obowiązkowo wielkie pieczenie ciast....
Podsumowując myślę, że jak skończymy etap kaszek, to nasz mały Antek również przejmie panujące w domu nawyki, bo po prostu nie będzie miał wyboru.. A że równie chętnie co kaszki zjada obiadki, owoce itd, to chyba nie będzie z tym większego problemu. No, jedynie faktycznie wolałabym żeby pił wodę, a nie soki.. pracujemy nad tym - rozcieńczam wszystko póki co
Podsumowując myślę, że jak skończymy etap kaszek, to nasz mały Antek również przejmie panujące w domu nawyki, bo po prostu nie będzie miał wyboru.. A że równie chętnie co kaszki zjada obiadki, owoce itd, to chyba nie będzie z tym większego problemu. No, jedynie faktycznie wolałabym żeby pił wodę, a nie soki.. pracujemy nad tym - rozcieńczam wszystko póki co
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 9
- Wyświetleń
- 50 tys
- Odpowiedzi
- 35
- Wyświetleń
- 12 tys
Podziel się: