Ja dzisiaj dzień z przygodami. Rano kontrolna wizyta u lekarza. Gin mi przykłada to urządzenie do mierzenia tętna i mówi, że w normie, ale niżej niż poprzednio (ok. 120/min) i że to już 39 tc to bym podjechała do szpitala na ktg. Maiałam inne plany ale stwierdziłam, że pojadę bo lepiej to sprawdzić niż potem żałować. Podjechałam na izbę przyjęć, tam ktg. Na początku tętno ok 120 - 130/ min, potem młoda dostała czkawki i zaczęła się wiercić i tętno skoczyło do 150 - 160/ min. Potem strasznie długo czekałam na lekarza - jakąś kobietę brali na pilne cc, inną na jakiś zabieg, kolejną przyjmowali na patologię. Sporo zamieszania. Nareszcie moja kolej. Ktg ok, zapisał się 1 skurcz (nawet go nie czułam). Usg ok. Następnie badanie ginekologiczne. Okazało się, że główka bardzo nisko (ale to już wiem od 3 tyg), potem badanie szyjki. Okazało się, że szyjka 1,5 cm. Lekarka nie mogła jednak sprawdzić rozwarcia i grzebała i grzebała. Wyciąga ręce a tu krew. No ale że od badania to ok. Rozwarcie na 1 palec. Szału nie ma. I nie wie czy się poród zaczyna czy nie. Ja mówię, że nic nie czuję więc chyba nie. Na co ona, żebym poczekała 2h, zjadła coś i znów mnie zbada. Po 2 h znów ktg i badanie. Badanie ok (już bez krwi) za to ktg pokazało skurcze i to regularne!!!! No to lekarka nie wie czy mnie nie zostawić do porodu. Mówię, że czuję skurcze (chyba od tego siedzenia cały dzień w izbie przyjęć) ale tak delikatne, że jakbym była czymś zajęta to bym na nie nawet nie zwróciła uwagi. Dostałam jakiś zastrzyk rozkurczowy i powiedziała bym pojechała do domu i się położyła, że wg niej spora szansa że dzisiaj urodzę
Jak nie to jutro na ktg. Nareszcie już w domu. Wzięłam ciepły prysznic, zjadłam coś, zadzwoniłam do położnej (własnie odbierała dzisiaj drugi już poród), powiedziałam jej jaka sytuacja. Teraz czekam na rozwój wydarzeń. Moim zdaniem nie rodzę. Wolałabym mieć wypoczętą położną niż po przejściach
Jakby jednak coś się zaczęło dziać to dam znać, ale wątpię bo minęło już kilka godzin od ostatniego ktg a brzuch mi się co jakiś czas lekko zepnie ale to nie narasta. Chyba że będę pierwszą osobą, która urodzi i nawet się nie zorientuje, że odbył się już poród
W każdym razie jak widać z powyższego, nigdy nic nie wiadomo. Z innego powodu trafiłam na izbę przyjęć a wyszłam stamtąd z podejrzeniem rozpoczynającego się porodu. Zatem
Noelka,
szkielko może się zacząć w każdej chwili - jeszcze dzisiaj rano wydawało mi się, że nic porodu nie zapowiada a tu mi wyszły regularne skurcze (które nadal bardzo słabo czuję).
Doczytam Was jutro, bo dzisiaj padam na pysk. Zerknę tylko na szybko czy mamy nowego marcowego Malucha