witam sie w zaskakujaco sloneczne poniedzialkowe poludnie. zaskakujaco, bo mialy byc sine chmury dzien caly.
Margeritta ciesze sie, ze przepis sie przydal i najwqzniejsze, ze udalo i spelnilo oczekiwania rodzinki :-)
ja mialam ogolnie pracowity weekend. do tego kilkakrotnie podlegalam mega irytacji. po tym weekendzie kolejny raz w zyciu zajadaje sobie to samo pytanie: czy to ja jestem taka za- je-**-sta a wszyscy co mnie otaczja przecietni czy tez to ja jestem przecietna w ci co mnie otaczja beznadziejni? jedno jest pewne. dzieli nas wielka przepasc...
ale po kolei. umawiam sie z dziewczyna brata M na wspolne zorgazniowanie urodzin chlopakow. spotykamy sie ustalamy menu. termin sie zbliza planujemy zakupy. ona proponuje wspolne, ja stwierdzam ze bez sensu organizacyjnie - zrobie sama wiekszkosc w sklepie w jakim i tak robie zakupy. a ona niech tylko kupic kilka rzeczy w polskim sklepie. no i pisze wyraznie, ze maja byc dwa sloiki majonezu winiary ( bo Aska nie ma w sklepie tych wielkich tylko srednie a jeden na miche salatki nie starczy) , dwa sloiki ogorkow kiszonych z papierkiem na nakretce, syrop malinowy herbapolu, wedlina - ile chce i jaka che , bo ja i tak teraz nie jem i nie mam preferencji ani serca.
kwoli wyjasnienia - szwedzki majonez jest niejadalny. jest ohydny na maksa. a wmieszany w salatke potrafi zrobic z niej breje. ogorki kiszone sa w szwecji nieznane i tylko czasem mozna kupic w jakims sklepie niepolskim, ale nie jest to oczywiste, ze beda. a syropy szwedzkie sa na slodziku i smakuja masakrycznie.
wiec jest sobota i ona dzwoni. byla w pl sklepie i kupila co trzeba. milo. o 14 jak sie umawailysmy przyjedzie, przywiezie i bedziemy kroic salatke. ok.
ile kupilas majonezu? jeden sloik bo ustalily z Aska, ze mozna uznac go za duzego. no dobra skoro uwazam, ze jest maly i nie starczy do michy warzyw to przed 14 podjedzie i dokupi. jest przed 14. dzwoni, ze jest karta zaraz wracam a nie wie co to znaczy a musi faceta na 14 gdzies zawiezx wiec sory. moze kupic szwedzki majonez. jestem ugotowana. zabraniam, nie pozowle, nie zgodze sie za nic. o 14 wpada moj m na szybki obiad w przerwie turnieju kart. niby do mnie a gada z bratem przez telefon. konczy. dzwoni owa bratowa. nie umie zaparkowac rownolegle i zeby jej pomoc. zjada idzie na dol, pomaga, ona wchodzi do gory. ma jeden sloiczus majonezu ( a ja miche olbrzymia warzyw do tego) i jeden sloik ogorkow, bo jej sie pomylilo, ze ma byc jeden. unosze sie pod sufit.
warzywa ugotowalam w parowarze w skorce. ona zaczyna mi je obierac nozem jakby surowe byly i jeszcze pyta o obieraczke. z ,archewki zostaje slupek. pokazuje co i jak. zuzywamy pol sloika ogorkow, ktore mam w lodowce by jakos uratowac salatke. majonezu oczywosxie za malo. ogolny efekt jadalny.
niedziela- ehhh. dokoncze jak wroce z synem ze szkoly