z@t ja tez niestety zylam w toksynie. cele poczatkowo mialam szczytne. ale naiwnie wierzylam, ze jak ktos kocha to ma czyste zamiary. mlodziudka nie bylam a jednak, sadzac po sobie, wierzylam, ze nie mozna swiadomie krzywdzic drugiego czlowieka. efekt byl taki, ze przestalam istniec. ustalalismy jedno, dzialo sie drugie. obiecywal jedno realizowal drugie. ja we wszytskim co robilam mysllam o nim, o nas. on tylko o sobie. wspieralam jego zakupy dotyczace pracy sadzac, ze inwestuje w ewapolna przyszlosc. odmawialam sobie i rezygnowalam. przejelam tez wiekszosc obowiazkow, bo jakos lepiej to ogarnialam niz on. nawet uwierzylam, ze nie moge sie gorzej poczuc.
na koniec zostalam porzucona, bo cytuje " popsulam sie" zrobilam sie ospala, nie chcialo mi sie seksu, mialam humory. inaczej mowiac bylam w ciazy. jednak to nie mialo zadnego znaczenia, bo jego znajome sie tak zle podczas ciazy nie czuly wiec ja tez nie moglam sie czuc zle...
zostalam tez bez srodkow do zycia - bo sam namawial mnie na niepodejmowanie nowej pracy, kontynuowanie nauki - bo on zarobi na nasza trojke. gdy juz zostalam sama dowiedzialam sie, ze wrobilam go w dziecko liczac, ze bede miala osla, ktory bedzie na mnie pracowal.
gdyby moj M nie pojawil sie w moim zyciu w zakamuflowany sposob to nigdy bym sie. znim nie zwiazala. a tak przychodzil jako znajomy, potem kolega, potem przyjaciel. a kiedy zostalismy para musial przejac niezle testy. wielokrotnie z nim zrywalam, pakowalam jego rzeczy itp. z racji tego, ze wczesniej zlekcewazylam wiele znamow ostrzegawczych to przy M czepialam sie kazdej *******y bojac sie, ze znow cos przeocze.
dlugo M musial mnie uczyc ludzkich odruchow. chyba z rok mi zajelo zanim uwierzylam, ze moge sie zle czuc. ze moze mnie spotkac seria tragedii a nadal M bedzie obok. ze nie ma sytuaxji w krorej on sie na mnie wypnie. ze to moje potrzeby sa na pierwszym miejscu.
tak naprawde nadal do konca nieogarniam, ze istnieje ktos taki jak moj M. nigdy wczesniej nie zalalam takiego faceta.
a jak go w myslach postawie obok exa to naprawde...
dlatego tymbardziej patrzec nie moge jak ktos zyje w takiej toksynie. bo wiem, ze mozna inaczej. i to niekoniecznie zaraz bedac z kims nowym. bo moja prywatna stabilizaxje znalazlam znacznie wczesniej zanim zostalismy z M para. dopiero jak poczulam, ze sie uporlalam z emocjami to otwirzylam sie na nowy zwiazek.
jak pomysle o mojej kuzynce... nigdy nie bylam z nia blisko, raczej z jej siostra. ale widze mloda attakcyjna kobiete z duzymi mozliwosciami, ktora zamknela sie na zycie. ktora tlamsi siebie i dziecko w jakiejs toksycznej beczce. i blokuje sobie jakaokolwiek zmiane.