- Dołączył(a)
- 17 Grudzień 2010
- Postów
- 1
Mamą chciałam być od zawsze. Po długiej walce okazało się, że jestem w ciąży bliźniaczej. Na świat przyszło dwóch chłopców i pierwszy raz poczułam, że po to właśnie żyje człowiek, dla takich chwil, dla tego wzruszenia i dla tej odpowiedzialności. Nie chciałabym tutaj pisać o mojej wielkiej miłości do nich, ale o tym jakie dla mnie jest macierzyństwo. Początki były dla nas łaskawe a może nie było wcale aż tak trudno jak sobie to wyobrażaliśmy. Była wiosna, każdy mój dzień był moim osobistym sukcesem, obiadek, spacerek itd. Czułam się dumna i spełniona. Uśmiechy chłopców rekompensowały wszystkie drobne wyrzeczenia. Po kilku miesiącach przyszedł pierwszy kryzys, poczułam się jak robot, codziennie te same czynności, klasyczna niańka, sprzątaczka i matka zarazem, która z uśmiechem na ustach powinna zmienić pieluszkę, ugotować i jeszcze w pełni szczęśliwa przywitać męża w domu. Tak na pewno się nie czułam, po raz pierwszy wiedziałam, że to praca za którą nikt ci nie podziękuje, nikt nie zapłaci, nikt wieczorem nie doceni twoich wysiłków. Oczywiście chłopcy dodawali mi sił, wiedziałam, że robię to dla nich, spędzając czas tylko z nimi czułam, ze żyję. Kończyło się lato, przestałam w końcu jak to uważały osoby z mojego otoczenia użalać się nad sobą, narzekać na to co przecież każda kobieta posiadająca dzieci przechodzi. Nie miały one racji, moje macierzyństwo stawało się coraz bardziej dojrzałe, świadome wysiłku jaki trzeba włożyć w wychowanie dzieci, pokładów cierpliwości i beztroski w zabawie z nimi. Ktoś może powiedzieć, że przecież każdy o tym wie, że przecież na to właśnie skazujemy się decydując się na dzieci, ale teoria brzmi troszkę inaczej niż wygląda praktyka. Przyszła jesień a za nią zima, koniec macierzyńskiego, urlop i ewentualny powrót do pracy. Wszystko niby ustalone, dziećmi zajmie się babcia, a ja jestem rozdarta, zostawić ich z kimś? Ominąć te wszystkie piękne momenty w ich rozwoju? Uwsteczniać się dalej w domu czy wrócić do życia poza pieluchami? Właśnie teraz w najgorszym chyba z możliwych momentów przyszedł drugi kryzys. Brak zrozumienia ze strony rodziny, że też jestem człowiekiem, któremu czasem należy się odpoczynek, że chciałabym czasem wyjść z domu nie musząc się nikomu tłumaczyć gdzie, po co, czy na pewno muszę i za ile wrócę. Czuję się jak więzień we własnym domu, po raz pierwszy czuję się tak okropnie od kogoś zależna, musze prosić, żeby móc z mężem załatwić kilka ważnych spraw w mieście, nie wolno mi przecież jako matce mieć czasu na kawę poza domem, nie wolno mi wyskoczyć gdzieś z domu, tylko dlatego że mam ochotę wyjść. Słyszę, że przecież mam dzieci, sama tego chciałam. Jestem w punkcie zwrotnym, albo zostanę z dziećmi w domu albo wrócę do pracy? Sama nie wiem co jest lepsze, oczywiście serce mówi, żeby zostać, ale rozum podpowiada powrót. Ta decyzja ciągle przede mną. Macierzyństwo nie zawsze jest jak z okładki kolorowego czasopisma, kochasz swoje dziecko nad życie to czemu narzekasz? Przecież najważniejsze, ze jest zdrowe i ma przed sobą cudowne życie, że już teraz jest całym twoim światem, ale czy na dziecku ma skończyć się twoje życie? Czy już teraz jesteś tylko i wyłącznie matką? Nie masz prawa czuć się zmęczona, znudzona i zrezygnowana? Mam nadzieję, że nikt nie odbierze tego jako moich zażaleń. Wręcz odwrotnie jestem bardzo szczęśliwą mamą i żoną, ale tak jak każda kobieta miałam swoje kryzysy i dylematy którymi po prostu chciałam się podzielić z kimś kto mam nadzieję mnie zrozumie i dodać sił tym które wiedzą, że macierzyństwo nie równa się uśmiech mamy 24 godziny na dobę. Pozdrawiam, Marta