Justa pisze:
Szkrabek" pisze:
dzag - wszystko ok? jakoś milczysz kobieto a to nie w Twoim stylu
O żyję
. I nie wylądowałam jeszcze na porodówce
. Ale miałam czas tylko na nadrabianie a nie na pisanie. Wczoraj od rana pół dnia w poradni diabetologicznej, potem szybko do domu żeby coś zjeść bo już padałam z głodu i po pół godzinie leciałam na duże zakupy spożywcze, potem od razu do przedszkola po Tymka i jeszcze raz zakupy razem z Tymkiem w dwóch sklepach i tak do domu wróciłam po 17:00
. Padnięta i wygłodniała. A jeszcze dom i dziecko ogarnąć trzeba przecież. Dzisiaj z kolei rano odgruzowywałam kuchnię, trochę sprzątałam, prania puściłam, mąż na grzyby pojechał bladym świtem , potem pół dnia przesiedzieliśmy u teściowej i w końcu mam czas na komputer :-).
Mnie nic ostatnio w nocy nie przeszkadza. Wrócił stary dobry sen
. Tymek któryś raz z rzędu nad ranem do nas przybiega, wciska się oczywiście na moją poduszkę i pod moją kołdrę i tak śpię na baczność na skraju łóżka, na desce praktycznie, i nic mi to nie przeszkadza. A mąż, który ma w posiadaniu jakiś metr szerokości łóżka, codziennie narzeka, że się nie wyspał
.
Szkrabek pisze:
dziewczyny czy Wam też tak czasem maluch drga w brzuchu? Jakby w jakieś wibracje wpadał?
O zdarza się. Trochę mnie to straszyło teraz, bo nie pamiętam tego z poprzedniej ciąży. Ale jak sobie przypomniałam, że Tymek tak robił już poza brzuchem jak się urodził, albo choćby w Moich 600 Gramach Szczęścia wcześniaki tak drgały: tak rączki lub nóżki latały, jakby się wystraszyły, to stwierdziłam, że to chyba jednak nic nienormalnego
.
Tak o tych chrzcinach pisałyście i jak przed południem czytałam, to miałam od siebie dorzucić trzy grosze, ale chyba dobrze, że nie miałam czasu odpisać, bo bym może niepotrzebnie kogoś wkurzyła moim gadaniem ;-). Więc nie wyrażę mojej opinii, ale podam fakty. Tak ogólnie: nie należy generalizować. My za chrzciny zapłaciliśmy 50zł, nie w naszej parafii, tylko w parafii teściów, ksiądz jeszcze na tyle był miły, że zrobił nam ceremonię po mszy, a nie z całym stadem ludzi gapiących się (na takim chrzcie mi zależało). Ze ślubem też mieliśmy chyba dużo szczęścia trafić na normalnych księży i braci. W mojej rodzinnej parafii ksiądz mnie prawie okrzyczał jak chciałam zapłacić za zapowiedzi
, w parafii na terenie której wtedy mieszkaliśmy ksiądz był mniej ciekawy - ale to taka peryferyjna parafia, więc na kasę ksiądz łasy. Mąż chciał dać 50zł, to ksiądz się uśmiechnął, coś komentować zaczął, i stówy zarządzał. Daliśmy. Niech się wypcha. Z kolei w parafii męża ksiądz powiedział, że co łaska. Jak damy 10zł to będzie 10 i już. Daliśmy 20
, nawet nie patrzył, kazał do skarbonki wrzucić. Za ślub w sanktuarium na Wiktorówkach w Tatrach od siebie daliśmy 300 czy 400zł z tego co pamiętam a gości poprosiliśmy, żeby zamiast targać w Tatry kwiaty, żeby wrzucili do skarbonki jakieś pieniądze i całą jej zawartość przekazaliśmy braciszkom. Nawet nie zerkaliśmy ile się uzbierało. To tylko tak piszę, żeby udowodnić, że ksiądz co chce 4 tysiące za sakrament to jakiś świr i chyba jednak wyjątek. Mam wrażenie, że im mniejsza miejscowość, im mniejsza parafia, tym bardziej księża świrują. No ale cóż, z czegoś muszą utrzymać siebie i swój kościół parafialny...
Kurczę, bratowa męża ma potwierdzona, że urodzi dziewczynkę. Normalnie wkurza mnie to. Zawsze wszyscy się śmiali, że nad rodziną męża jakaś klątwa wisi, bo się same chłopaki rodziły. Każdy z braci miał syna, jeden nawet dwóch. Żadnej dziewczynki. A tu nagle we trzy - ja, siostra męża i bratowa - zaszłyśmy w ciążę, trochę wcześniej druga bratowa i co? I tylko ja mam teraz chłopaka w brzuchu, a one wszystkie dziewczynki. Ehhh...
Muszę do szpitala zadzwonić i umówić się na kwalifikację do cc. Jakoś dziwnie odwlekam ten dzień
. Mam wrażenie, że to jeszcze tyyyyle czasu. I jakoś mi w ogóle nie spieszno do tego terminu. Tyle rzeczy do ogarnięcia jeszcze. I nie potrafię ogarnąć organizacji tego czasu w ogóle. Głupi świąteczny termin... Teściowa może nie móc zająć się Tymusiem, bo siostra Jarka ma termin w okolicach 20 grudnia i pewnie nią się będzie chciała zająć, odwiedzić. Moja mama z kolei na Śląsku, jak co roku wigilię przygotowuje bo bracia dwaj są, pewnie nie da rady jej ściągnąć przed świętami do opieki nad Tymkiem. Aż mi głupio prosić, bo jak poproszę to głupio jej będzie odmówić, choć jej to nie będzie na rękę. No masakra. Usrany termin. A miał być majowy...