Cześć Dziewczynki! Witam się po długiej nieobecności.
Domi wywołała mnie do tablicy, dziękuję bardzo za pamięć. :-) Podczytuję Was regularnie, ale macie takie tempo, że po prostu nie nadążam....
Z resztą w ogóle chyba jestem za Wami daleko w tyle, nie mam spakowanej torby do szpitala, nie mam łóżeczka złożonego ani materacyka nawet kupionego, dopiero pod koniec listopada zostanie zrealizowane zamówienie na fotel do karmienia, który sobie wymyśliłam.
Reszta wyprawki w sumie jest, nawet mam pranie i prasowanie zrobione. Ostatnio się też zmobilizowałam i wyprałam tapicerkę od wózka (przedwczoraj) bo kupiliśmy używany i mimo, że w stanie idealnym to musiałam go po prostu odświeżyć.
Na szczęście po akcji z 25 tygodnia ciąży jest spokojnie, szyjka się nie skraca, za 2 tygodnie będę mogła nareszcie odstawić luteinę i może zmniejszyć dawkę magnezu. Zaczynam czuć, że poród coraz bliżej, Mała od miesiąca ułożona główką w dół i mam nadzieję, że jej się nie odwidzi, ciśnie mnie okrutnie na pęcherz i w ogóle na krocze.
Podobnie jak Wy nie śpię dobrze w nocy, dziś obudziłam się o 3:26 na standardowe "trzecie nocne sikanie" i już nie zasnęłam z powrotem do 6:00, a jak zasnęłam to o 6:40 budzik zadzwonił, bo małego do szkoły musiałam wyprawić. Boli mnie głowa i czuję się jak zombie....
Przytyłam już 12kg i zaczynam się bać czy do terminu nie dogonię swojej wagi z pierwszej ciąży (wtedy przytyłam 17kg), generalnie jest mi już ciężko i niewygodnie.
Co do drgań w macicy to też takie odczuwam, nawet się nimi martwiłam bo nie pamiętam żeby przy starszym dziecku tak było, ale gdzieś tam znalazłam, że to normalne. Mała strasznie boleśnie kopie i wciska mi różne części ciała w miejsca, o których nie wiedziałam, że mam i że mogą boleć ;-) ma też codziennie czkawki, a noc to ulubiona pora na harce, zresztą nie tylko noc, bardzo ruchliwa panienka mi w brzuchu rośnie. No i siara mi cieknie na potęgę co mi się średnio podoba.
Oficjalny termin porodu mi się przybliżył na Wigilię. Wy tu o skurczach, odchodzeniu wód i planowanych cesarkach, a mnie się wydaje, że mam jeszcze mnóstwo czasu. Żebym się tylko nie przeliczyła
O chrzcinach było..... 4tysiące złotych to jakieś totalne nieporozumienie
Mam inne doświadczenia na szczęście i z "oficjalnym cennikiem" spotkałam się tylko raz i szybciutko zmieniłam parafię, zresztą wszelkie sprawy kościelne załatwia mój mąż i tak pozostanie
Dreddka ja miałam i mam jeszcze książeczkę obrazkową o zdrowiu i higienie i od maleńkiego pokazywałam synkowi i tłumaczyłam, ale fazę nie myjemy głowy tylko ryczymy, też mieliśmy. Myłam mimo ryku, spokojnie, konsekwentnie i stanowczo, bardzo uważając żeby woda czy piana po buzi nie pociekła. Oczywiście po takiej przyjemności byłam cała mokra. Minęło samo, teraz syn nadal nie lubi mycia głowy, ale sam sobie myje i raczej jest to stękanie typu : "a muszę? nie chce mi się", paznokcie mu jeszcze ja obcinam i też zawsze protestuje, podobnie jak przy strzyżeniu przez tatę, a ma ponad 10 lat. Chyba każde dziecko ma jakieś swoje fanaberie, myślę, że trzeba cierpliwie przeczekać.
Uff....no to mi post gigant wyszedł.