traktorzystka - gratulacje!!! :-) zaręczyny to takie niesamowite wydarzenie, pamiętam, że ja się poryczałam ze szczęścia
dzag - popieram w 100% - 23-26st C to idealna pogoda - teraz zdycham w domu
Mój syn odkąd skończył 2 lata całe wakacje spędza z moją mamą na wsi - na działce. Moja mama odkąd przeszła na wcześniejszą emeryturę od wiosny do jesieni siedzi właśnie tam - tylko zimę spędza w domu w Wawie i jak tylko pierwsze przymrozki zejdą już wyfruwa na skrzydłach na wieś :-)
Mój syn tak uwielbia tam wakacje, że aż się dziwię - jak był mały to jasne - las, rzeczka, wielka działka do biegania, piaskownica - u wujka po sąsiedzku króliczki do karmienia, kury, krowa, świnka, konik, pieski, kotki - co tylko chcesz - dzieciak się cieszył jak nie wiem co. Ale jak podrósł, to myślałam, że będzie się tam już nudził. Gdzie tam, skończył właśnie 9 lat i tylko się pyta kiedy wyjeżdżam, bo chce zostać sam z babcią
Ja się tam cieszę, choć pierwsze lata były straszne - pusto w domu, okropnie - teraz tak się czuję tylko pod koniec wakacji - choć widzimy go w każdy weekend. A cieszę się, bo ja byłam strasznie uwiązana maminej spódnicy i nie tylko ja się z tym męczyłam (nie chciałam z nikim zostać, nigdzie wyjechać bez mamy etc. - dziadkowie sam na sam - masakra), ale meczące to na pewno było też dla moich rodziców.
Mój syn zdecydowanie jest inny, bardziej samodzielny i dobrze znosi rozłąki - zobaczymy jak drugi nam wyjdzie ;-)
Wczoraj musiałam pojechać na awaryjną wizytę do gina - nie mojego, bo jest na urlopie, ale byłam u na prawdę fajnej i sensownej babki.
Pojechałam bo wdała mi się znów infekcja - po tygodniu od leczenia poprzedniej - jakaś masakra. Nie miałam infekcji od lat!!! A teraz - ech.
Lekarka mi powiedziała, że po pierwsze ciąża, po drugie luteina dowcipna, po trzecie upały - zdarza się to bardzo często przy takiej kombinacji. Dostałam znów leki i mam nadzieję, że tym razem ostatnie
Zmieniła mi luteina na podjęzykową i w sumie nie jest źle, tylko się długo rozpuszcza.
Dodatkowo powiedziałam o moim incydencie w sklepie, powiedziała, że powinnam pojechać na izbę- "lepiej w ciąży pojechać raz za dużo niż raz za mało" - cytat. Dało mi to do myślenia... choć internistka powiedziała mi, że nie ma takiej potrzeby... ale wczoraj zrobiła mi usg i z maluchem wszystko ok - posłuchałam serduszka, zbadała mnie, wypytała o wszystko i czuję się lepiej psychicznie, bo każdy ból brzucha czy nadmierne kopanie malucha było dla mnie alarmujące... a teraz się bardziej uspokoiłam.
Dostałam dodatkowo magnez do brania i mam pić zakwaszoną wodę (i tak robię codziennie lemoniadę z lodem, bo inaczej bym chyba dnia teraz nie przetrwała)... mam odstawić słodycze - bo to pożywka dla grzybów - ech
soki i słodkie owoce też... przypomina mi się poprzednia ciąża, jak miałam cukrzycę ciążową - ale w sumie nie mam co narzekać, bo wtedy jeszcze większość pszennych rzeczy musiałam odstawić, więc jest git
Także wczoraj wyszłam znów z harmonią leków z apteki... ciąża kurde - pakuję w siebie więcej leków niż przez ostatnią dekadę...
porannakawa - ciśnienie miałam 120/80 - więc idealne. Ale w sumie pół popołudnia przeryczałam, zaliczając nawet histerię - bo mój mąż oznajmił mi, że musi długo zostać w pracy ok. godziny 15:00 - gdzie już się szykowałam na jego przyjazd... ech... nie wiem jak on ze mną wytrzymuje, bo oczywiście przyjechał do domu na alarmie. Nie wiem po co zadzwonił i usłyszał że ryczę... więc ciśnienie obojgu nam się wczoraj na pewno podniosło ;-) Przez takie akcje już się nie mogę doczekać aż maluch przyjedzie na świat, bo chcę znów być choć trochę sobą.