dzięki dziewczyny z a powitanie
moja kolej na opis...
jak pisałam 1 grudnia miałam zgłosić się do szpitala i już zostać,był 4 dzień po terminie i mieli zamiar dawać mi zastrzyki na wywołanie. Więc pojechałam z mężem i zanim mnie przyjęli(bo chodzili z wizytami)to trochę minęło,więc postanowili na jakiś czas podłączyć mnie pod ktg. A tam za jakiś nie długi czas okazało się że dziecku tętno spadło do 70 paru na minutę,zaraz pozbiegało się trochę ludzi i zdecydowali że kroplówka na wywołanie a jak się nie zmieni to cesarka,ale jeszcze na spokojnie to wszystko było bo przez jakiś czas znów się unormowało tętno. Wysłali mnie na usg,bo dawno nie robiłam i te przepływy okazało się że nie są najlepsze. Wróciłam na oddział i położyli mnie na porodówce(miałam 2 cm rozwarcia,nie wiem kiedy się zrobiły ) podłączyli ktg,oksytocynę. I leżałam,a tu tętno znów zaczęło totalnie zanikać a niebyło nikogo kogo mogłabym zawołać ,już miała stawać i mieć gdzieś te kroplówki i pasy ktg byleby kogoś zawiadomić,ale jak maszyna zaczęła pikać że nie ma tętna to w końcu ktoś przyleciał,zbiegło się w sumie masę lekarzy,czułam się jak na oddziale intensywnej terapii,a tętno cały czas się wahało,podłaczyli mi ze trzy kroplówki ,przełożyli na lewy bok,podłaczyli tlen do nosa i krzyczeli jak mam oddychać,zapadła decyzja o szybkiej cesarce a bóle porodowe już mi się zaczęły,to był koszmar,czułam się jak nieprzytomna,gorąco niesamowite i wbrew swojej woli jęczałam i rzucałam się na łóżki,w tym czasie podsuwali mi masę papierków do podpisania,nie mam pojęcia do dziś co tam w nich było,ale w tamtym momencie miałam już wszystkiego serdecznie dość,nie wierzyłam że to się kiedyś skończy... podłączyli mi cewnik i przewieźli na salę operacyjną,anestozjolog mi się przedstawiła i wbiła iglę w kręgosłup(znieczulenie podpajęczynkowe) i poczułam się niesamowicie!!! cudowne ciepło zaczynające się od prawej nogi i zmierzające dalej,samopoczucie wróciło świetne,wszelki ból odszedł,naprawdę uczucie rewelacja,i zaczeło się cięcie a mną telepotało po całym stole(tzn tylko górna nie znieczulone część ) maleńka urodziła się o 14.50,niestety bardzo zmęczona,w ostatecznym rozrachunku dostała 8 pkt(zaczęła od 5 ale za chwilę powracało wszystko prawi do normy) ,pokazali mi ją na chwilkę i zabrali,dobrze że mąż czekał i dalej była z nim bo zszywanie zajęło masę czasu,zawieźli mnie w końcu na slę i muszę przyznać że cieszę się ogromnie że zaraz jak mi ją przynieśli to mała dostała cyca i zaczęła momentalnie ssać i na żadną chwilę nie oddałm malutkiej na sztuczne dokarmianie ani żebym odpoczęła,w tą samą noc spała ze mną i we wszystkie kolejne,mimo iż rana po cesarce itp dokazywała... A i pierwsze wstanie po cesarce to był koszmar! rana ciągła,omal nie zemdlałam ale to już wszystko za nami bo mam najpiękniejszą istotkę ze sobą w domku i kocham ją strasznie,to jak chce dostać pierś i robi takie słodkie minki,jest cudowna Szczerzy się .Miała 9 godz naświetlania ale na szczęście żółtaczka nie była za duża. I dziękuję Bogu że poród tak się odbył i że maleńka jest ze mną i z mężem,choć przyznam że mała woli spać ze mną niż w kolysce Bezalkoholowe ;-) acha i jest grzeczną malutką kruszunką :-) .i muszę też pochwalić położne i nawet ordynatora,bo jak się rozpłakałam na porodówce jeszcze to powiedział żebym się nie martwiła bo zajmie się dzidzią jakby to była jego własna.ogólnie poród wspominam strasznie ze względu na przeogromny strach o małą to było naprawdę koszmarne no i okazało się że pępowina miał tylko 30 cm długości i dlatego mała nie mogła wyjśc. i to chyba tyle,jak coś sobie przypomnę to napiszę. Wczoraj chyba się przeciążyłam bo mało leżałam i jak poczułam lekki chłód to zaczęłam całą się telepać i nie mogłam się uspokoić O rany... ale dziś już lepiej.