ja na szybko Jak to było ze sie Martynce urodziło
W piątek 8 czerwca, dzień jak co dzień. No za wyjątkiem tego ze euro wystartowało... Umówiliśmy się ze znajomymi na grilla i wspólne oglądanie meczu. Około 12 stwierdziłam, że idę do sklepu oglądnąć materacyki - bo oczywiście jeszcze nie mamy. Niestety w najbliższym sklepie mieli za jedyne 300 zł, telefon do męża - jedziemy na hurtownie... Pojechaliśmy, kupiliśmy przewijak i kilka innych rzeczy dla maleńkiej. Materacyk zamówiliśmy - ok będzie w przyszłym tygodniu. Następnie mały wypad do spożywczaka. Mąż poszedł po czereśnie, ja schyliłam się po cukinie na planowanego grilla i w tym momencie jak to w amerykańskich filmach bywa odeszły mi wody Telefon do mamy znajomej położnej - niestety nie odbiera... Wózek z zakupami (MOJE CZEREŚNIE ) został na środku sklepu a my do domku, szybki prysznic, przepakowanie torby, zostawienie jedzonka dla kota i jedziemy na porodówkę. Wody odeszły mi po 14, na porodówce 15.30. Skurczy jakichkolwiek brak. O 17 podłączyli mnie pod KTG, mała już sie gdzieś ukryła i ciężko było tętno namierzyć, ale ok 130-140. Następnie badanie USG, waga 2800. Przejście na sale do porodów rodzinnych, wpuścili mi męża, dali kroplówkę nawadniającą. Do 19 standardowe przygotowania, realizowane podczas meczu, o wynikach którego przez położne byliśmy na bieżąco informowani... Rozwarcia brak, szyjka na 2 cm. O 19 zmiana ekipy - super zmiana i pierwszy fuks - położna prowadząca zajęcia w szkole rodzenia Za moment wchodzi znajoma położna z którą nie mogliśmy się skontaktować - czyli 2 fuks. Opieka lepsza niż byśmy chcieli Potem kolejne KTG, skurczy nadal brak. Podłączyli oxy. Wow jest skurcz, częstotliwość co 20 minut, ja nic nie czuje... O 20 pierwszy skurcz, który poczułam... Częstotliwość co 10 minut, następnie co 5, ja na piłce, która nic nie pomaga... boli jak diabli. O 21 jest rozwarcie na 2 palce, i zlitowali się, dostałam znieczulenie... Ale chyba nie działa bo boli jak diabli... Dalej pamiętam tylko męża masującego, przytulającego i generalnie wychodzącego z siebie żeby mi pomóc. Położna masaż szyjki 2 x na skurczach robiła. Poszerzyła rozwarcie. Pamiętam ze przed 22 powiedziała, że zaraz dostane gaz i mam iść siusiu bo mnie do KTG chcą podłączyć... Jak pomyślałam o kolejnych 40 minutach KTG ... to zaczęły się skurcze parte Czym podobno zaskoczyłam ekipę poród przyjmującą. 10 minut później Martynka wystrzeliła ze mnie tak, że ja ledwo złapali. Jest śliczna... Waży dokładnie tyle ile pokazało USG - 2800, ma 51 cm i potwierdza przesąd o zgadze - ma masę ciemnych włosków Mąż przeciął pępowiankę... Przeczytaliśmy razem metryczkę i zabrali malutką.
Niestety nie zdążyli mnie naciąć więc mam pęknięcie - ale tylko 4 szwy. Znieczulenie miejscowe + lekkie otarcie na cewce. Później dostaliśmy małą i przez 2 godzinki leżała sobie z nami. Zaliczyła pierwsze karmienie...
Dzis ma 3 dobę i w międzyczasie płakała 2 razy... Niestety jeść nie lubi więc musimy ją delikatnie mobilizować do jedzonka.
W piątek 8 czerwca, dzień jak co dzień. No za wyjątkiem tego ze euro wystartowało... Umówiliśmy się ze znajomymi na grilla i wspólne oglądanie meczu. Około 12 stwierdziłam, że idę do sklepu oglądnąć materacyki - bo oczywiście jeszcze nie mamy. Niestety w najbliższym sklepie mieli za jedyne 300 zł, telefon do męża - jedziemy na hurtownie... Pojechaliśmy, kupiliśmy przewijak i kilka innych rzeczy dla maleńkiej. Materacyk zamówiliśmy - ok będzie w przyszłym tygodniu. Następnie mały wypad do spożywczaka. Mąż poszedł po czereśnie, ja schyliłam się po cukinie na planowanego grilla i w tym momencie jak to w amerykańskich filmach bywa odeszły mi wody Telefon do mamy znajomej położnej - niestety nie odbiera... Wózek z zakupami (MOJE CZEREŚNIE ) został na środku sklepu a my do domku, szybki prysznic, przepakowanie torby, zostawienie jedzonka dla kota i jedziemy na porodówkę. Wody odeszły mi po 14, na porodówce 15.30. Skurczy jakichkolwiek brak. O 17 podłączyli mnie pod KTG, mała już sie gdzieś ukryła i ciężko było tętno namierzyć, ale ok 130-140. Następnie badanie USG, waga 2800. Przejście na sale do porodów rodzinnych, wpuścili mi męża, dali kroplówkę nawadniającą. Do 19 standardowe przygotowania, realizowane podczas meczu, o wynikach którego przez położne byliśmy na bieżąco informowani... Rozwarcia brak, szyjka na 2 cm. O 19 zmiana ekipy - super zmiana i pierwszy fuks - położna prowadząca zajęcia w szkole rodzenia Za moment wchodzi znajoma położna z którą nie mogliśmy się skontaktować - czyli 2 fuks. Opieka lepsza niż byśmy chcieli Potem kolejne KTG, skurczy nadal brak. Podłączyli oxy. Wow jest skurcz, częstotliwość co 20 minut, ja nic nie czuje... O 20 pierwszy skurcz, który poczułam... Częstotliwość co 10 minut, następnie co 5, ja na piłce, która nic nie pomaga... boli jak diabli. O 21 jest rozwarcie na 2 palce, i zlitowali się, dostałam znieczulenie... Ale chyba nie działa bo boli jak diabli... Dalej pamiętam tylko męża masującego, przytulającego i generalnie wychodzącego z siebie żeby mi pomóc. Położna masaż szyjki 2 x na skurczach robiła. Poszerzyła rozwarcie. Pamiętam ze przed 22 powiedziała, że zaraz dostane gaz i mam iść siusiu bo mnie do KTG chcą podłączyć... Jak pomyślałam o kolejnych 40 minutach KTG ... to zaczęły się skurcze parte Czym podobno zaskoczyłam ekipę poród przyjmującą. 10 minut później Martynka wystrzeliła ze mnie tak, że ja ledwo złapali. Jest śliczna... Waży dokładnie tyle ile pokazało USG - 2800, ma 51 cm i potwierdza przesąd o zgadze - ma masę ciemnych włosków Mąż przeciął pępowiankę... Przeczytaliśmy razem metryczkę i zabrali malutką.
Niestety nie zdążyli mnie naciąć więc mam pęknięcie - ale tylko 4 szwy. Znieczulenie miejscowe + lekkie otarcie na cewce. Później dostaliśmy małą i przez 2 godzinki leżała sobie z nami. Zaliczyła pierwsze karmienie...
Dzis ma 3 dobę i w międzyczasie płakała 2 razy... Niestety jeść nie lubi więc musimy ją delikatnie mobilizować do jedzonka.