Więc tak, wkurzyłam się, bo za każdym razem jak zadawałam pytanie to się szyderczo śmiał. Tak jak i ostatnio ograniczył się tylko do wykładów na temat chemii i powiedziałam mu, że się źle czuję opisałam wszystkie objawy, a on, że nie da mi magiczne tabletki, która mnie wyleczy. Ja mówię, ale nadal nie mam okresu, oj tam kiedyś przyjdzie, trzeba czekać. I generalnie miał wszystko w d... i nie zamierzał dociekać z jakiego powodu nie mam tego okresu. Dał mi luteinę, żeby wywołać okres a jak już będę miała okres to mam zacząć brać tabletki i wtedy będę miała regularny okres. A i zapytałam go z jakiego powodu mogę nie mieć tego okresu, bo się naczytałam o jakiś guzach itp. a on się roześmiał i powiedział, że równie dobrze mogę nie mieć narządów płciowych;/. Generalnie cały czas starał się pokazać to, że nie interesuje go co i jest i nie zamierza dociekać.
Wyszłam wkurzona. Jeszcze pytałam go czy te proszki sprawią, że się lepiej poczuję, a on że nie.