Nie jestem zadowolona z mojej dzisiejszej wizyty
, no, ale do rzeczy..
W pierwszej kolejności lekarz zmierzył mi ciśnienie i sprawdził czy mam
napuchnięte łydki. Kiedy przedstawiliśmy mu mój problem, na miejscu zrobił
mi badanie moczu, po którym okazało się,że w dalszym ciągu mam infekcję
i to ona jest przyczyną zapalenia dróg rodnych.. Muszę przyznać, że
w jakimś stopniu się tego spodziewałam
... Po chwili doktor stwierdza,
iż bez antybiotyku się nie obędzie i mówi, że przepisze mi selexid. Patrzę
na niego ze zdziwieniem
, P łapię się za głowę i mówi: "
Jak to selexid?!
Żona od 25 września zażywała ten antybiotyk, po 6 tabletek dziennie
i teraz znowu chcecie jej zapisać (ten sam lek)?!Przecież on wcale nie działa !" Lekarz popatrzył w moją kartę ciąży, pomyślał.., po czym wziął do ręki leksykon leków i wertuje stronę po stronię.. Trwało to chyba z 20 min
.,a następnie stwierdza, że udało mu się znaleźć inny antybiotyk, który powinien okazać się skuteczny.. No wreszcie..Wydrukował receptę, wręczył nam ją do ręki i na tym wizyta dobiegła końca. Poszliśmy z mężem na zakupy. Kiedy kupiliśmy już co trzeba P udał się ze siatą do domu, a ja powolutku doczłapałam się do apteki. Podchodzę do okienka, podaje farmaceutce receptę. Ona robi duże oczy, patrzy na mój brzuch i pyta "
A Pani zażywała już kiedyś ten lek?", "
Nie, a dlaczego? Czy coś nie tak?", "
Pytam dlatego, ponieważ nie wszyscy mogą go zażywać", po chwili dodaje "
No, ale skoro doktor go Pani przepisał..- to nie powinno być problemu". Trochę zgłupiałam
, ale płacę, biorę go i wracam do domu. Na miejscu połykam 1 tabletkę i kładę się trochę odpocząć, bo ciągle czuję ten przeszywający ból.. Po jakimś czasie coś mnie kusi, żeby spojrzeć na ulotkę.. Co prawda dopiero uczę się duńskiego i wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem
, ale z tego co wyczytałam to:
W przypadku ciąży : "
Zabrania się spożywania tego leku, w szczególności 4 tygodnie przed planowanym terminem porodu" (na końcu wykrzyknik).
Czuję normalnie jak mi ciśnienie rośnie i kołocze w gardle.. Mąż na to : "
Spokojnie Aniu, dzisiaj przyjeżdża mój szef, to poprosimy go, aby to nam dokładnie przetłumaczył..Proszę tylko się już nie denerwuj." No i przyjechał. Kiedy mąż omówił z nim kilka kwestii dotyczących pracy, poprosiliśmy o przetłumaczenie tejże ulotki.. Okazało się, że jest dokładnie tak na ile zdołałam to zrozumieć
(czyli :
zabrania się spożywania tego leku kobietom w ciąży, w szczególności na 4 tyg. przed porodem, ponieważ ma on bardzo negatywny wpływ na zdrowie dziecka).Zapytałam się, więc co mam robić? Jesper (bo tak się właśnie nazywa ten szef) stwierdził, że wg niego powinnam odpuścić sobie ten antybiotyk (dla własnego dobra, a przede wszystkim dla dobra swojego dziecka).. Polecił mi też, abym udała się ponownie do przychodni poprosiła lekarza o wyjaśnienia.. Tak też uczynię, jeżeli uda nam się jutro w miarę szybko pozałatwiać parę spraw.. Kurczę :-(, naprawdę zależy mi na tym, a by pozbyć się tej chol...ej infekcji.. Nie wiem ile czasu będe jeszcze w stanie znosić ten ból.. Zależy mi też na czasie ,bo nie chcę,aby w czasie porodu te paskudne bakterie przeszły no moją córcię..
Przepraszam Dziewczyny, że się tak rozpisałam..Pewnie brzmi to wszystko bardzo chaotycznie, ale po prostu musiałam się wygadać..