Dobry wieczór, ale dziś miałam dzień...!
Właśnie oglądam "Położne", bo nagrane mam na dysku, aż mam łzy w oczach, a zaraz jak Was doczytam wezmę się za ten odcinek "Kobiety na krańcu świata" co wrzuciła
Mamusia.
Po obiedzie zadzwonili do Zbyszka koledzy; dwóch takich najlepszych jeszcze z czasów technikum, bardzo ucieszyłam się, że przyjadą do nas, bo są przesympatyczni
Przyjechali delikatnie "zrobieni", bo już zdążyli bar zaliczyć (jeden z nich mieszka w Tychach i rzadko tu przyjeżdża), no i oczywiście z alkoholem, to popili, pojedli, brali mnie do tańca, a wytańczyłam się za wszystkie czasy do hitów disco polo :-):-):-) Jeden z nich uczył mnie tańczyć, bo ja nigdy jeszcze na weselu nie byłam i nie bardzo umiem takim stylem jak się tańczy na weselach...
Uśmiałam się, ale potem już nie było mi do śmiechu, bo ten co mnie tańczyć uczył tak się wyskakał, że po zejściu z "parkietu" wymiotował
No dobra, każdemu się zdarza w sumie, cieszyłam się na ich wyjście, Zbyszek poszedł z nimi, by jednego odwieźć autobusem nie tak całkiem blisko, no, ale zmogło chłopaka, a na taksówkę nie chciał wydawać i teraz jadą sobie, Zbyszek jeszcze wziął moją kartę płatniczą i mam nadzieję, że nie będzie niespodzianek dziś
Chłop i tak rzadko mi się gdzieś wypuszcza to niech idzie, ale kontrola jest, za jakieś pół godziny zadzwonię lub napiszę co tam i jak tam, on wie, że jak nie odpisze lub nie odbierze to pakuję się w taksówkę i jadę go szukać, aż znajdę
Bat musi być, nie ma co.
Okay, a teraz Was doczytam...