ale miałam przygodę. Dwa tygodnie temu byłam dodatkowo na usg, ale okazało się że tego co umawiałam wcześniej mi nie skasowali i dziś dostałam sms-a, że mam przyjść. Po judo zabraliśmy się więc z Ignacem i pojechaliśmy na 18.00. Na miejscu miał dołączyć do nas Rafał. Dojechaliśmy z Ign, idę do rejestracji i słyszę że usg jest jutro (coś mi się daty chyba pomyliły), zdenerwowałam się, chciałam zadzwonić do Rafała, żeby nie zwalniał się z pracy, tylko spokojnie przyjechał do domu i wyłączył mi się telefon (miałąm 80%baterii), zdnerwowałam się po raz drugi. Pomyślałam, że kogoś poproszę o telefon, ale za cholerę z tych nerwów nie mogłam przypomnieć sobie numeru, więc zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Ubraliśmy się z Ignacem, wyszliśmy z Mariottu i pojechaliśmy do domu. Jak juz przyszłam do domu to z tych nerwów tak się rozbeczałam, że przez pół godziny nie mogłąm się uspokoić. Telefon na szczęście się włączył. Okazało się, że mój mąż już przed 18.00 był u lekarza i na nas czekał, ale że budynek wielki to się nie spotkaliśmy, a dodzwonić się nie mógł. Na szczęście już jest mi lepiej, a jutro wyprawa numer dwa, mam nadzieję że dziewczynka chociaż urosła.