hej
jestem
ech w domku jesteśmy od piątku wieczorem, ale nie miałam jak wczoraj wejść
w skrócie - mówiłam wam, ze brzuch mnie boli jak przy wyrostku, no i pojechałam do lekarki pierwszego kontaktu, ona stwierdziła że to nie wyrostek, bo mam za miękki brzuch i nie mam tych odruchów obronnych
no ale jak się powtórzy to mam udać się na IP - ok 18 znów mnie bolało i powiedziałam mężowi, żebyśmy jechali, bo nie chcę czekać aż mnie zacznie napieprzać o 3 w nocy i wtedy kombinować co z młodym
pojechaliśmy, poczekaliśmy na lekarkę [bo była na bloku operacyjnym] zrobiła usg, powiedziała że nie widzi żeby się kosmówka odklejała, wymiary dziecka zgodne z tc, słyszałam serduszko [w ogóle duuużo lepszy sprzęt niż mojej ginki, no ale szpital kliniczny Pomorskiej Akademii Medycznej], potem pobieranie krwi, nospa domięśniowo i spać
na sali dwuosobowej byłam z babką z niezłośliwym nowotworem [tam nie ma patologii ciąży, tylko jest oglólnie ginekologia]- na początku było ok, sle potem zaczęla mnie kobieta konkretnie drażnić - opowiedziała mi swoje życie [ostatnie dwa lata, jak ją mąż zdradzał a potem się powiesił] że nei dostała renty a ona ma syna na utrzymaniu [ale że mężuś oszczędzał na zusie, bo biznes prowadził nelegalnie - ściągał samochody z niemiec, naprawiał i sprzedawał, jej nie pozwolił iść do pracy itd.] i że pójdzie do strassburga z tym, że nie dostała renty [sorry nóż mi się w kieszeni otwiera, nienawidzę cwaniactwa] i potem znalazła jakiegoś faceta, raz się z nim widziała, on non stop do niej wydzwaniał, po 10 razy dziennie, w nocy np [aż jej zwróciłam uwagę że to mi przeszkadza, jak ja już śpię, a jej telefon buczy] i że on ją kocha, a ona "nie jest łatwa, dopiero po ślubie" - znalazła sobie kurna chata we mnie powierniczkę i przyjaciółkę [a co ja mam robić? a jak myślisz nie za krótko go trzymam? itp. itd] miałam jej już w pewnym momencie dość
w niedzielę dostałam plamienia i prysła nadzieja, że wyjdę w poniedziałek, we wtorek jeszcze mnie zostawili, dopiero w środę zrobili mi badanie i wypuścili, też się naczekałam, bo profesor nie powiedział na obchodzie że idę do domu, tylko że na badanie i inne lekarki zbadały wszystkich do wypisu, a ja miałam czekac na prof, on się kręcił, więc podeszłam i mówię że na niego czekam, a on że nic nie wie, ale zgarnął innych lekarzy, wzieli mnie do gabinetu, zbadanie, zrobili posiew [odbieram w poniedziałek] i powiedzieli że wychodzę - głodna już byłam, zdążyłam się poryczeć zanim mnie wzięli, ale po badaniu juz spokój i cisza
żarcie dramat, dobrze że moi mi przywieźli z domu, bo bym chyba umarła z głodu ;-)
no
to tyle...
od jutra już jestem stałym rytmem na forum