Pajeczko - faktycznie miałaś bardzo ciężki ten poród!!!
A jak Wam chyba jestem winna opis mojego porodu
Bo chyba Wam tu nie wklejałam... A zawsze będzie to pocieszenie, że "tak też można"
MOU i Fiolecik to mnie pamiętają, nie wiem jak reszta...
No więc Termin miałam na 26 czerwca, ale Monice się na świat nie spieszyło. W związku z tym, że pierwszą miałam CC i to "na sucho" bo planową, to nie chcieli ryzykować, że jak długo przenoszę, to że coś się z blizną zacznie dziać. No więc w piątek, 29 czerwca przyjęłi mnie na patologię ciąży i zrobili próbę oxytocynową, a następnego dnia mieli mi wywoływać.
Następnego dnia, czyli 30 czerwca rano lekarz mnie zbadał, szyjka przepuszczała 1 palec, i była miękka, więc decyzja - wywołanie porodu
Poród - ok 11:40 podłączyli mi oxy i chyba po jakiś 2h zaczęłam czuć skurcze, może po 3h zaczęły być takie, że wiedziałam że to jednak skurcze, prawie nie bolało, najlepsze, że bolało TYLKO w podbrzuszu, i nie było ich widać na KTG. Ale że rozwarcie postępowało jednak i szyjka była jeszcze miękksza więc ok 17 decyzja, że idę na porodówkę. Skurcze już były trochę boleśniejsze, na tyle, że musiałam stawać (bo z pompą oxytocynową chodziłam) ale na tyle delikatne, że żeśmy z mężem żartowali i rechotali się podczas nich ;P Ok 18:30 poszłam na porodówkę, a ok 19 przejęła mnie po zmianie dyżuru "nasza docelowa" położna Zbadała mnie i powiedziała, że rozwarcie jest na 4 cm na razie (myślałam, że na 6 cm, bo położna powiedziała "4 palce" ale widocznie jej się pomyliło z centymetrami, no ale dobra...) Skurcze bolały coraz bardziej, ale spokojnie i do wytrzymania Najlepiej mi było jak skakałam na piłce. Ale po kolejnych 2h postęp był kiepski - 4,5 cm... Zdecydowałyśmy z położną, że przebije mi pęcherz, bo wód mam dużo i pęcherz słabo szyjkę rozpycha, a że główka nisko, to szybciej spowoduje rozwarcie szyjki. No i wody się zaczęły sączyć, podłączyli mnie pod KTG na 20 minut i zaczęły się dopiero mocne skurcze! PO 15 minutach kazałam mężowi ją zawołać, żeby mnie odłączyła i pozwoliła zejść, bo bóle na leżąco były nie wytrzymania. Już miałam dość, chciałam uciec i nie wracać, myślałam, że zaraz umrę! Na dodatek nie chciałam tego głośno móić, bo cały czas miałam w głowie to co mi mówili na szkole rodzenia - że takie myśli to "kryzys 7 cm" a przecież ja dopiero co miałam ledwie ponad 4 od kilku h... Położna przybiegła od razu, zbadała i UWAGA - w 15 minut z nieco ponad 4 cm zrobiło się ponad 8 cm!!!!! W SZOKU BYŁAM, bo nie myślałam, że tak szybko się da! Nawet znieczulenia nie zdążyłam wziąć ;P a już chciałam wziąć znieczulenie po tym przebiciu pęcherza. Ale już nie było po co - za blisko do partych już było. Skurcze już były jeden za drugim (KTG temu cały czas przeczyło ;P) więc napełniła mi wodę do wanny, żeby je trochę złagodzić i jej się udało Ale zaraz przyszły parte, ale mi położna nie pozwoliła przeć od razu, bo wiedziała, że chcę ochronić krocze, więc parte sobie były a mała się powoli wstawiała w kanał rodny. Potem wyszłam z wanny, bo już mi przestało być wygodnie bo za wąska była i weszłam na czworaka na łóżko a potem w ogóle się położyłam, i w pozycji leżąco bocznej (najwygodniejszej dla mnie w tamtym momencie) urodziłam Rodziłam powolutku więc nie pękłam ani mnie nie nacięli, jak czubek główki było widać, dotknęłam jej włosków Jak już główka wyszła po jeszcze jeden skurcz i wyszły ramionka i położna powiedziała, żebym ją sama wzięła, więc całą resztę właściwie wyciągnęłam z siebie ja i położyłam na brzuszek Rany, to było niesamowite Potem leżeliśmy 2h na sali, lekko mnie w środku zszyli ale rozpuszczalnymi i z wierzchu nic nie czuć
Jeszcze dodam, że mąż mi bardzo pomagał, wspieał, mówił, że dam radę i że jestem dzielna, podawał mi wodę czy pomagał wejść zejść z łóżka czy do/z wanny, wytarł mnie ręcznikiem jak z niej wyszłam i w ogóle był CUDOWNY!!!
a oto Monika jak miała dobę:
i z wczoraj:
Zobacz załącznik 501524
MOU, Fiolecik - cały czas trzymam za Was kciuki!!!!