opowiem wam, co sie wczoraj dzialo. poszlismy do moich rodzicow na chwile, a tu nagle sie okazalo, ze koleda jest. mama szybko wyciagnela, co trzeba, i dawaj.
przyszedl ksiadz, bardzo mily, mlody, no i wesolo rozmawialismy chwile; no i przyszlo do poswiecenia domu:
mama: przepraszamy, prosze ksiedza, ale gdzies zgubilo sie kropidelko.. ale woda jest swieta, z lichenia prosto przywiezlismy
ksiadz: a, nie ma sprawy, to ja tak prawdziwie, reka was poblogoslawie. (i zamoczyl reke w wodzie, po czym poswiecil mieszkanie, a dzieciom zrobil znak krzyza na czole).
chwile jeszcze posiedzial, a po wyjsciu mama uprzatnela zestaw do koledy, wraz z woda swiecona.. ktorej zapach ja zaniepokoil, a za chwile poczulismy go wszyscy...
okazalo sie, ze to supermocny spirytus mama w malej buteleczce w lodowce trzymala i sie jej pomylil z woda swiecona...
ja sie poryczalam ze smiechu
ale ksiadz mial na pewno wiekszy ubaw