Dziękuję
Postaram się nadrobić kilka stron forum aby Was poznać. Przyznam, że piszecie bardzo dużo ale to akurat super, że forum tak tętni
Napiszę kilka słów o sobie. W poniedziałek zaczęłam 13 tydzień. W sobotę byłam na wizycie i wszytsko w porządeczku, maleństwo pięknie się rusza, wszytskie pomiary się zgadzają i rośnie zdrowo
Jednak nie zawsze było u nas tak kolorowo. Otóż w zeszłym roku w październiku zaszłam w ciażę po prawie 1,5 roku starań. Radość była ogromna i wszyscy fruwaliśmy nad ziemią. Moi rodzice, a w szczególności mama czekała na tą wiadomość najbardziej. Dokładnie rok temu tj. 14 listopada moja mama trafiła do szpitala i zaczęło się nasze piekło na ziemi...Okazało się, że ma nowotór mózgu, który ukrywał się tak dobrze, że nie ujawniał się długi czas aż do wtedy kiedy lekarz powiedział, że do grudnia mamci już z nami nie będzie. Codzienna walka i pogarszajacy się stan paraliż całego ciała, 4 dni i brak władzy w nogach, później w 1 ręce wykańczały nas psychicznie choć wiedziałam, że muszę pilnować się jak nigdy. Dostarliśmy do lekarzy nawet w Szwajcarii ale nikt nie dawał nam nadziei poza jednym lekarzem, który zabrał moją mamę do Krakowa. To był weekend. nie pojechaliśmy z nią bo akurat miałam wizytę (tą samą bo w 12 tygodniu) Okazało się, że serduszko mojego maleństwa przestało bić w 10 tyg, wcześniej nie czułam nic, nie miałam żadnych objawów, bóli, krwawień czy nawet plamki. 10 grudnia moja mamcia miała operację usunięcia części nowotworu mózgu, ja miałam zabieg... Mój mąż i tata byli w ciągłym kontakcie i tylko wymieniali się przez łzy kto na jakim jest etapie. Zabieg to koszmar ale nie będę do tego wracać, po przebudzeniu czekałam co z moją mamusią, która walczy o życie. Operacja udała się, lekarz wyciął dużą część nowotworu. Mama obudziała się, poznała tatę i była w pełni władz umysłowych bo to był wielki znak zapytania a wręcz nie dawano nam szans, że będzie lepiej. Po operacji zabraliśmy mamę do ośrodka rehabilitacyjnego, który jest w moim mieście, a tam codziennie mama pytała o mojego dzidziusia, dotykała brzuszka i pytatła jak sie ma jej wnuczek bo zawsze mówiła, że będzie chłopak. Lekarz nie pozwolił nam jej informować aby się nie zdenerwowała i nie dostała krwawienia. Psychiczna operacja na otwartym sercu... W lutym dostałam zielone światło na starania, poszliśmy też do pani psycholog i w pierwszym cyklu nam się udało. nie trwało to długo bo do 7 tyg. Stres "zabił" mnie poraz drugi. Dopiero w marcu powiedzieliśmy mamci co się wydarzyło. Niestety stan mamy pogarszał sie a nowowór znów odrastał i zajmował coraz więcej ośrodków mózgowych. W kwietniu mama zmarła niespodziewanie... Troszkę się rozpisałam ale chciałam Wam przedstawić moją historię i już do tego nie wracać. Wyjechaliśmy z mężem na wakacje do Włoch aby poukładać wszytsko od nowa, później z tatą, bratem i jego dzieciakami na wieś, która pozwoliła nam psychicznie dojść do siebie. I doszliśmy, we wrześniu dostałam kolejne zielone światło od lekarza i udało się znów za pierwszym razem metodą co drugi dzień
Już nie zasmucam i postaram się wdrożyć w Wasze posty. Dziękuję raz jeszcze za przyjęcie do majówek