Udało nam się przestawić wizytę z poniedziałku na piątek.
Ogólnie odchodzę od zmysłów. Wiem, że każdy mi powie, że i tak niczego już nie zmienię bla bla bla, ale to normalne, że matka się martwi. Zwłaszcza kiedy dziecko planowane, chciane. Nie sposób się "zrelaksować" i zacząć myśleć o czymś innym, choć wiem że moje martwienie nic nie daje. Bardzo bym chciała abym po wizycie się uspokoiła. Poprzednio puste jajo, mam nadzieję, że tym razem będzie wszystko ok.
Wszystkie piszecie, że macie jakieś dolegliwości, a ja nic. Totalnie nie mam żadnych objawów i to mnie przeraża. Raz na jakiś czas poczuję piersi. Raz na jakiś czas coś mnie pociągnie w pachwinie. I tyle. Naczytałam się w necie, że brak objawów to niezbyt dobry znak i już świruję.
Zahibernujcie mnie do piątku