Pierwszy raz rodziłam 17 lat temu, gdy akcja rodzić po ludzku raczkowała. W dużym, uznanym szpitalu we Wrocławiu. Poród był traumatyczny, jako pierworódka nie miałam oczekiwań, tylko same pytania.
Gdyby było wszystko dobrze, nie byłoby potrzeby jakichkolwiek ruchów społecznych. A one były i - o zgrozo - nadal są.
Drugi raz rodziłam 6 lat temu, w starannie wybranym szpitalu, który oferuje wszystko o co walczyły kobiety. Poród był godny, ludzki, piękny, zgodny z fizjologią porodu, prawdopodobnie znowu tam będę rodzić.
Po 6 latach co czytam? Że nic się nie zmieniło na lepsze dalej, mało tego, jest jakby krok wstecz. Po tylu latach progres powinien dotknąć już wszystkich a gdzieś utknął.
To, co oferuje nadal tak wiele szpitali, jest niezgodne ze współczesną sztuką medyczną i standardami w cywilizowanych krajach zachodnich.
Nie byłoby tak wiele cc, gdyby większym zaufaniem obdarzało się kobiety, które rodzą instynktownie oraz gdyby znieczulenie było dostępne na szeroką skalę, wszedzie, wszystkim. Na życzenie, nie na łaskę.
Nie jestem roszczeniowa, nie jestem też numerkiem w statystyce.
Można rzec, niedobór kadry. Słabe płace. Ale to nie tłumaczy zacofania, rutyny ani chamstwa. Tym można wytłumaczyć brak anestezjologa całą dobę.
Mam nadzieję, że Polki będą uparcie oczekiwać standardów europejskich w opiece okołoporodowej a oddziały, które nie pójdą z duchem czasu, znikną. Tak jak ten w moim mieście
Całe szczęście mam już doświadczenie, wiem czego potrzebuję i gdzie mogę to uzyskać. I tego Wam wszystkim życzę