Kora, skandal! Mam czasami wrażenie, że rodzice (nie Twoi, nie moi, rodzice w ogóle) robią swoim dzieciom łaskę, że w ogóle im pomagają. Jasne, ja rozumiem troskę, ale do jasnej cholery, dzieci rodzą się na całym świecie! Na Kole Podbiegunowym, w plemieniu Himba, rodziły się na syberyjskiej tundrze i slumsach Meksyku! Niektórym się wydaje, że aby mieć dziecko, należy uprzednio srać pieniędzmi. Życie jakie jest, takie jest, dziś mamy pracę i zarabiamy 10 tys., jutro jej nie mamy. Nikt nie przewidzi. A jeśli rodzice sami deklarują chęć pomocy, to jeszcze mają czelność tę pomoc wypominać? To jest OBURZAJĄCE!
Framama napisała "a moja może i nie jest materialistką ,ale uważa ,że dziecko to duże obciązenie dla kobiety, i to matka zostaje w domu w dzieckiem ,a mąż się realizuje" - też dla mnie bzdurne podejście. Czy jeśli matka siedzi w domu, oznacza to, że nie może się realizować? Są kobiety, które wspaniale radzą sobie z rolą żony i matki, jeśli mogą sobie na to pozwolić, to czemu nie? Ja na przykład jestem szczęśliwa, że moja mama poszła do pracy dopiero, gdy mój brat i ja byliśmy nastolatkami. Dzięki temu miałam ją "pod ręką". I doceniłam to dopiero jako dorosła kobieta! Sama chętnie pracowałabym w domu. Jeśli uda mi się zrealizować swój plan i zbiorę się w sobie, żeby napisać i wydać książkę, chętnie będę to kontynuować. Naprawdę mało kto może pozwolić sobie na "realizację", bo niby jak? Czy każdy, kto pracuje np. w korporacji, gdzie nie ma chwili na oddech, lub w spółdzielni mieszkaniowej, na poczcie, na kasie w supermarkecie, w szkole, w przychodni... czy każda z tych osób się realizuje? Czy tak to postrzegają? Praca jest pracą, realizować można się zarówno poprzez nią, jak i poprzez to, co robi się poza nią i nie ma w tym NIC ZŁEGO.
Mam nadzieję, że zrozumiałyście mój chaotyczny wywód, już sama nie wiem, co chciałam napisać