she - u nas własnie też afera.. już nie chodzi o zajmowanie się dziećmi, bo wg mojego męża on chodzi do pracy i zarabia, więc ma ręce czyste.
ale przyniosłam od dziadków maszynkę do mielenia mięsa i zaczął mielić. ciulata maszynka to się ciulato mieliło i fuka na mnie co chwilę "taką maszynka przyniosłaś", "wymyśliłaś mielenie", "trzymaj stół", "weź wszystko ze stołu", "gdzie postawiłaś ten słoik" (deserek na krześle skoro na stole mi nie wolno było, a własnie ją karmiłam, oczywiście wypierniczył na dywan) i magiczne zdanie, które wyprowadza mnie z równowagi (aż szok, że wytrzymałam poprzednie) - "nic nie robisz cały dzień"
i co z tego, że zajmuję się dziećmi, sprzątam, myje pozostałe okna, zrobiłam pierogi z jagodami, placki ziemniaczane z grzybami - po prostu nic nie robię i jestem leniwa jak nikt.
teraz siedzimy - ja w kuchni, a on w salonie - i pierniczę, pierwsza do niego nie pójdę, zwłaszcza, że się na nowo nakręciłam..
Pieszczoszka - u nas to samo. wiesz gdzie widzę przyczynę? od urodzenia ubierałyśmy raczej same body i skarpetki, czasem cienki sweterek, opaskę, a teraz? rajtki, spodnie, body, buza, kurtka i czapka, u nas raz niedrapki. jakoś się muszą dzieciaki przyzwyczaić, bo będzie coraz gorzej;p