Jestem z siebie dumna, poprałam naszą dorosłą pościel, załozyłam juz nową, umyłam okno w pokoju małego, wyprasowałam i powiesiłam nowa firankę, umyłam podłogę... Wystarczy zmiana pogody i zmieniam sie w tytana pracy. Uspiłam małego i mam chwile dla siebie.
Co do porażenia mózgowego - mam koleżanke, która jest na to chora, straszna choroba. Kasia ma to w takim stopniu, że ciało odmawia posłuszeństwa, ale umysł ma rozwinięty prawie jak zdrowy człowiek - wiadomo - ograniczenia ze względu na edukację - rodzice prości ludzie ze wsi i nie walczyli mocno - tylko szkoła specjalna na poziomie podstawowym. Ale jak byłysmy nastolatkami to obie podkochiwałysmy sie w chłopakach, czytałyśmy harlequiny... bardzo chciała mieć rodzinę, teraz nie wiem co u niej, bo sie kontakt urwał gdzieś w szkole średniej - jej ciocia, moja sasiadka, zmarła i przestała przyjeżdżać na wakacje.
I inna dziewczyna, tez Kasia - poznałam ją jak leżałam na patologii - tez tam trafiła - miała padaczkę i nie mogła rodzic naturalnie, cała ciąża wysokiego ryzyka. Na samym początku jak ja poznałam byłam wściekła - jak ktoś mógł jej to zrobic - ciąża przy takim stanie - ręce niesprawne w ogóle, my ją czesałyśmy, ubierałysmy, podłączałysmy KTG. Dodatkowo znaczne uposledzenie umysłowe - bardzo dziecinna, sama wymagała opieki. No i jak tak leżałysmy sobie, wchodzi do sali jej chłopak... Porażka, kark jak u bizona, dres, maniery dzika, nawyrzucał jej, że lezy a miała na niego czekac na dole. Wyszli i przyszła jej mama, a że znałysmy się juz to się kobieta rozkleiła i opowiedziała nam historie Kasi choroby. Podduszona przy porodzie, wieloletnia rehabilitacja w Niemczech, w czasach kiedy o wyjeździe za granice mozna było pomarzyć (kasia jest w moim wieku). Pod stała opieką neurologa i innych lekarzy bo to taka choroba, że się duzo rzeczy sypie. I poznała tego swojego chłopaka i szał - ona sie będzie wyprowadzać, pieniądze nieistotne, coś sobie wynajma, nie wiadomo za co - no i za chwile - ciąża. Ta ciąża dla niej to radość, Kasia się nie mogła doczekac córeczki, ale jej umysł nie ogarniał tego co to znaczy mieć dziecko. Na szczęście ma wspaniała mamę, niby babcię. Miałyśmy CC w ten sam dzień, Kasia płakała z bólu, nie miała dziecka przy sobie - połozne cały czas miały mała przy sobie, karmiły, przewijały. jedna próbowała na nia krzyczeć, że ma sie ogarnąć, przestac filozofować i sie zająć dzieckiem tak jak potrafi. Ja się tylko zastanawiam jak, jak dla Kasi grzebień w ręku to wyzwanie. Spotkałam ją kilka dni temu w aptece - kupowała smoczek - a raczej próbowała. Naprawdę, wszystkie aptekarki próbowały pomóc, jakoś sie dogadać, Kasia chciała cos konkretnego ale nie wiedziała jak to nazwać, nie pamiętała firmy ani do czego on ma byc - do mleka czy do kaszek... W końcu dały jej kilka i pozwoliły zwrócić te co nie pasują. Pogadałyśmy też, pokazała zdjęcia małej - kluseczka taka
Mała jest chora, chodzi na rehabilitację ale Kasia nie wie co to jest dokładnie - małą opiekują się jej rodzice, ona mieszka z nimi, nie wiem czy chłopak jest czy sie zmył... Najwięcej kasia opowiadała mi jak źle się czuła po cc, jak ją dalej wszystko boli... Nie było świergolenia jakie zwykle serwują słuchaczom młode mamy: a moja mała to to, to tamto... Dla niej to jest niby dziecko, ale tak jakby nie jej, nie czuje takiej więzi... Nie potrafi się zając inna osoba, całe życie nią się zajmowano, ona tego potrzebuje dalej. Dla mnie, jako dla zdrowej osoby - strasznie smutne to jest. A tego chłopaka bym za jaja powiesiła - ciąża była ryzykiem dla Kasi zdrowia i zycia - bałwan wiedział jak używać chora dziewczynę a nie wiedział jak się zabezpieczyć.