my mamy szczepienie za tydzień, a roczek... dzisiaj w nocy
jak się Was pytam gdzie te upały?
wczoraj, owszem - 34stopnie, ale ja miałam dreszcze, gęsią skórkę i było mi zimno, co jakiś czas musiałam siadać na słońcu (w bluzie) i się dogrzać. nic poza tym mi się nie dzieje, więc to choroba, czy starość?
dzisiaj pochmurnie i szaro.. widzę jesień, normalnie widzę jesień!
mam kota - dosłownie i w przenośni. Misiek przytargał do domu, bo Bartuś chciał - całe życie byłam przekonana, że to ja będę rozpieszczać dzieci, a ojciec będzie od karcenia, ale okazało się odwrotnie...
tak więc obkupiliśmy się w miliard drobiazgów dla kociaka, zrobiliśmy prowizoryczną kuwetę (z założeniem, że kot będzie na polu, tylko pierwsze dni go przetrzymamy żeby nie uciekł) i legowisko, które traktuje jak kuwetę. nastawiona byłam na sprzątanie i smród, a tymczasem nasza Lola robi tam gdzie trzeba (no poza pudełkiem do spania, ale lepsze to niż dywan). smrodek oczywiście jest, więc trzeba lecieć wymieniać piasek. oczywiście dziadek z babką oburzeni, że przynieśliśmy kota, a wieczorem wzięli go z klatki do siebie, "bo biedny tak płacze". zsikała im sie na dywan, ale im nie mówiłam - niech im śmierdzi;p wkurzyli mnie, do tego nagrali mi na poczcie ciekawą wiadomość "żaneta, przyjdź do mnie" i nie wyłączyli telefonu, więc słucham dalej. "nie przyjdzie, wiesz przecież jacy są z Michałem, w ogóle do nas nie zejdą, moglibyśmy umrzeć i by nie wiedzieli, tylko Bartek przychodzi." trzaski a ja słucham dalej - "wziął Michał te okna? (czyszczą i malują z dziadkiem i sa na podwórku) nie, przecież to są śmierdzące lenie, nic nie zrobią, tylko klikają na komputerze cały dzień." dalej trzaski i - "pisze mi operacja niedostępna, połączenie z żanetka trwa, może do nas dzwoni?" - i koniec. ręce, nogi i cycki opadają...
jak się Was pytam gdzie te upały?
wczoraj, owszem - 34stopnie, ale ja miałam dreszcze, gęsią skórkę i było mi zimno, co jakiś czas musiałam siadać na słońcu (w bluzie) i się dogrzać. nic poza tym mi się nie dzieje, więc to choroba, czy starość?
dzisiaj pochmurnie i szaro.. widzę jesień, normalnie widzę jesień!
mam kota - dosłownie i w przenośni. Misiek przytargał do domu, bo Bartuś chciał - całe życie byłam przekonana, że to ja będę rozpieszczać dzieci, a ojciec będzie od karcenia, ale okazało się odwrotnie...
tak więc obkupiliśmy się w miliard drobiazgów dla kociaka, zrobiliśmy prowizoryczną kuwetę (z założeniem, że kot będzie na polu, tylko pierwsze dni go przetrzymamy żeby nie uciekł) i legowisko, które traktuje jak kuwetę. nastawiona byłam na sprzątanie i smród, a tymczasem nasza Lola robi tam gdzie trzeba (no poza pudełkiem do spania, ale lepsze to niż dywan). smrodek oczywiście jest, więc trzeba lecieć wymieniać piasek. oczywiście dziadek z babką oburzeni, że przynieśliśmy kota, a wieczorem wzięli go z klatki do siebie, "bo biedny tak płacze". zsikała im sie na dywan, ale im nie mówiłam - niech im śmierdzi;p wkurzyli mnie, do tego nagrali mi na poczcie ciekawą wiadomość "żaneta, przyjdź do mnie" i nie wyłączyli telefonu, więc słucham dalej. "nie przyjdzie, wiesz przecież jacy są z Michałem, w ogóle do nas nie zejdą, moglibyśmy umrzeć i by nie wiedzieli, tylko Bartek przychodzi." trzaski a ja słucham dalej - "wziął Michał te okna? (czyszczą i malują z dziadkiem i sa na podwórku) nie, przecież to są śmierdzące lenie, nic nie zrobią, tylko klikają na komputerze cały dzień." dalej trzaski i - "pisze mi operacja niedostępna, połączenie z żanetka trwa, może do nas dzwoni?" - i koniec. ręce, nogi i cycki opadają...
Ostatnia edycja: