Ja juz na nogach, gdyż dziecię wywaliło mnie z łóżka i samo się w nie wpasowało, w poprzek.
Suzi, ja jestem Ania
))
Ja nie prasuje ani w dzień, ani w nocy - z zasady. Prasuję jak mnie najdzie, co 5 pranie mniej więcej, wtedy nie gra roli pora. Jestem z siebie dumna jakieś 5 minut, ale, że efekt jest bardzo krótkotrwały to nie mam parcia na ta czynność.
Co do koloru oczów - u młodego kolor wciąż się zmienia, ale już mamy silne powody przypuszczać, że będzie miał szarozielone po tacie a nie brązowe, prawie czarne, po mamie, bo ja mam bardzo nasycony kolor tęczówki, taki "gęsty", a tata ma oczy prześwitujące w słońcu i tak własnie zrobiło się u młodego - kolor wciąż granatowy, więc jeszcze się nie objawił.
Katasza - ze swojego doświadczenia, nabytego w ten weekend, mogę Ci powiedzieć jedno - Ty się nie martw jak dziadkowie poradzą sobie z wnuczką, jak Ty będziesz na tych warsztatach. Ty się martw jak Ty sobie poradzisz, jak ją od nich odbierzesz
)) Byłam z młodym u mojej mamy 2 dni, a on już ma fochy na leżenie, bo tam non stop był na rączkach - mama przekazywała go bratowej i odwrotnie - trenowały do sztafety chyba... Nie marudziłam, bawiło mnie nawet jak mama stwierdziła, że mój sposób usypiania (opieluszkowanie dziecka) jest zły bo dziecko trzeba usypiać tak: kąpiel, cycek, polulac na rękach i dziecko śpi. No to ok, pozwoliłam jej sie wykazać.
Kapiel z racji braku wanienki odbyła sie na ręczniku mokrą pieluszką, ablucje wykonywałam ja, bo mama nie chciała - wyszła z wprawy po latach, przebranie w piżamkę, cycka tez ja dałam dziecku a nie "instruktorka mama". No ale w końcu nadszedł ten moment, w którym wzięła dziecko na ręce i spiewając mu cichutko, lekko kołysząc, mama usypiała wnuka. Dziecko nie zawiodło moich oczekiwań. Zapanowała wielka radość mojego potomka, że ma tyle bodźców, wyszalał sie na tych rękach, co chwila gubił smoczka, wypluwając go a potem się głośno domagał go z powrotem. Tak więc latałam - szukałam smoczka na podłodze, myłam, wkładałam z powrotem. Mama wciąż lulała wnuka. W ten oto sposób, po ciężkiej, fizycznej wręcz pracy dwóch osób, po godzinie i 15 minutach dziecko zasnęło. Zasnęło. I dylemat sie narodził. Jak odłożyć go na łózko???? Po kolejnych 15 minutach, mama się odważyła, odłozyła go delikatnie, malec pomlaskał przez sen, lekko się skrzywił i spaqł dalej. Spał tak jeszcze całe 10 minut. Po czym obudził się, rozejrzał dookoła, zobaczył wpatrzone w niego twarze mamy i cioci i przystąpił do kontyunuowania zabawy z usypiania - zakręcił łapkami młynka, nogami wywinął hołubca i rozbudził się momentalnie.
W tym momencie mama sie poddała, była godzina 22, a wcześniej zostałam jeszcze zrugana, że nie kładę dziecka spać o 19tej, tylko 20-21. Nic to, że robię to z rozmysłem, wiedząc, że wrócę do pracy i będę czasem musiała pracować do 18tej a jak wrócę do domu to będę chciała dziecko obejrzeć chociaż, zanim pójdzie spać. Pokazałam im sztuczkę-magiczkę z pieluszką, synek grzecznie zasnął w 3 minuty (był juz chyba jednak zmęczony po tych akrobacjach na rękach) i mozna było spokojnie wyjść z pokoju i zająć się dorosłymi sprawami. Ostatni cios mamy - że to ja go tak przyzwyczaiłam i dlatego nie reaguje na klasyczne usypianie na rączkach.
Potem mama sama się przyznała, że mój starszy brat był straszny do usypiania, godzinami go na rekach nosiła a on nie chciał spać. Internetu nie było, czasy tez inne, nie było tylu książek o pielęgnacji i postępowaniu z maluchami. Może jakby go wiązała pieluchą to by normalnie spał.
W każdym razie, po całych dniach i wieczorach noszenia na rękach, wczoraj na spacerze nastapił protest - mały wózkiem na płask jechał nie będzie. On chce na ręce. Tak więc wózek pchałam jedną ręką, dziecko na drugiej i git. Po obiedzie na spacer szła moja bratowa, sytuacja identyczna. No ale wieczorem magiczna pieluszka zrobiła swoje - tylko ją zobaczył i juz spał
))
Miłego dnia majówki