Witajcie,
agasim - współczuję, leżałam na początku ciąży w szpitalu, jeszcze nie miałam żadnego lekarza prowadzącego i też byłam traktowana "per noga".
Paula - super, że się udało wymienić. Ten wózek jest super, który zamówiłaś
Sztućce, papier, talerzyki, kubek, herbata - wszystko swoje trzeba mieć. Jak leżałam po świętach, to ordynator zarządził dietę (przez te moje wymioty) i stwierdził "niech rodzina doniesie jakieś sucharki". A ja
- mama w pracy, mąż w Krakowie (nie mógł się wyrwać), teściowa leży i wymiotuje (się czymś struła) teść w pracy, został mój tata - po nocce... Na szczęście prowiant dotarł, ale ile jest takich osób, którym ktoś mógłby donieść jakieś jedzenie pod wieczór dopiero? Myślałam, że dieta lekkostrawna też leży w zakresie szpitala... a jak na drugi dzień dostałam barszcz czerwony to się spłakałam ze śmiechu i tyle...
Wczorajsze skurcze nie rozwinęły się jakoś specjalnie bardziej, pomęczyły trochę w nocy, wkładka była lekko wilgotna, ale jakoś nic specjalnie się nie działo... Natomiast dzisiaj, kiedy mój M jest w Krakowie
mnie zaczyna coraz mocniej boleć
aż się boję wstać z kanapy, bo wiem, że wróci późnym popołudniem. A prosiliśmy rano Krzysia, żeby poczekał chociaż do powrotu tatusia... no ale jak widać, dzieci są przekorne
mam nadzieję, że wody odejdą mi dopiero jak M wróci... no teraz to mi się panika rozkręca
Miłego dnia :-)