Hej! Ja przelotem do Was wpadam, bo już normalnie wszystko na raz nam się zwaliło teraz na głowę. w czwartek byłam u mojego gina i powiedział, że przy łożysku 3 stopnia to on zrobiłby najchętniej jeszcze USG z przepływami, no i KTG cały czas do kontroli. Poza tym pobrałby ponownie ten wymaz na GBS i sprawdził, jak jest po leczeniu globulkami, żeby wiedzieć, co ze mną zrobić przy porodzie i jeszcze krew do badania. No i że tyle tego, to wysłał mnie do szpitala od piątku. Trochę się załamałam, bo moja córka akurat przeziębiona w domu, ale nie było z nią jakiejś tragedii, więc chcąc, czy nie- w pt byłam już w szpitalu. pobrali mi po raz drugi ten wymaz, krew do badania, KTG, zrobił mi zwykłe USG, a w sb miało być to z przepływami. Jak malutka w domu chora, to cały czas siedziałam w tym szpitalu, jak na szpilkach. w sb się okazało, że lekarz, który robi dopplera nie dojedzie i mój gin postanowił mnie wypuścić w takim razie, bo ktg było ok, a na wyniki i tak trzeba czekać. poczułam ulgę, że będę mogła być przy małej, bo ostatnio była przeziębiona, potem miała jelitówkę, a teraz znowu coś ją bierze. Wyszłam ze szpitala, a ona wieczorem miała temperaturę do 39 stopni, więc pojechaliśmy na pomoc świąteczną. Tam dostała antybiotyk, chociaż pani dr nie wiedziała, jak jej pomóc, bo wygląda na wirusa. żeby nie poszło dalej to antybiotyk. Jednak moje dziecię jest bardzo oporne na przyjmowanie zawiesin i po 1,5godz zwróciła mi ten lek. W nocy było bardzo źle, całą noc zbijałam temperaturę i robiłam zimne okłady. Temperatura ciągle podwyższona, antybiotyk jeden rano przyjęła, ale cały dzień było źle, więc wieczorem pojechaliśmy na pomoc nocną do szpitala i wczoraj wieczorem została w szpitalu. Antybiotyk dożylnie, gardło w strasznym stanie, temperatura do 40stopni. no masakra. Mąż z nią został, bo przecież ja jej nawet nie mogę brać na ręce. Poza tym w każdej chwili mogę zacząć rodzić, to już w ogóle byłby komplet;-/. Wszystko na raz się złożyło. Dziś już troszkę lepiej, ale temperatura ciągle musi być zbijana. Mam nadzieję, że Dominik się nie będzie teraz pchał na świat i jeszcze parę dni poczeka... Tak mi strasznie przykro, że moja maleńka jest w szpitalu beze mnie. Już wiem, że ten szpital to była dobra decyzja, bo nie dalibyśmy rady z tą temperaturą w domu, jak dożylnie zbija się dopiero po godzinie. Co to za przeklęte wirusy... Obok w izolatce świnka, więc już byłby komplet, jakby mi się teraz jeszcze tym zaraziła przed samym porodem... Serce mi się kraje