Złośliwa będę, ale fajnie się czyta, że nie wszystkie małżeństwa są idealne...dobra, może nie małżeństwa, a małżonkowie ;-)
Jeśli chodzi o zajmowanie się Majką przez tatusia to właściwie nie mam zastrzeżeń - wykąpie (właściwie tylko trzeba naszykować, bo dziecko jest w takim wieku, że sama się doskonale umyje), nakarmi (ulubionym daniem jak mamy nie ma w domu jest chińszczyzna i kluski lane na rosole), razem oglądają bajki lub filmy, układają puzzle, idą na rolki albo grają w jedną grę

już napisałam - tatuś jest od zabaw, mama od wymagania. Ja właściwie musze naszykować ubrania. Na ile dni bym nie wyjeżdżała, tyle kompletów ciuchów muszę przygotować :-)
Ja niestety też klnę

teraz rzadziej, ale w pracy czasem puszczałam wiązankę pracownikom, bo normalnym ludzkim tonem i głosem nie rozumieli.
Wczoraj dowiedziałam się, że jedna z moich pracownic odchodzi:-( podjęła już decyzję, a już nie uda mi się jej przekonać, żeby została. Raz się udało, teraz nie ma takiej opcji. Naprawdę obawiam się, że nie będę miała gdzie wrócić. Choć niby muszą mnie przywrócić na równorzędne stanowisko, to ludzi już takich nie będę miała :-(
Kesti, zdrówka życzę:-)
Gabi jakby Ci to napisać...lepiej nie będzie ;-)ale co tam, do wszystkiego można się przyzwyczaić
Magdzik dziękuję w imieniu Mai:-) i życzę tylko chwilowych kryzysów:-)
Święta....kiedyś było inaczej, fajniej...pamiętam te chwile oczekiwania na prezenty...choć może nasze dzieci też czekają teraz...ale atmosfera była inna.
A teraz wszechobecna komercja, dekoracje świąteczne już od 2 listopada, więc co się dziwić, że na początku grudnia człowiek ma tego dość.
No i właśnie ta obłuda...jak sobie pomyślę, że musze z teściem podzielić się opłatkiem i złożyć życzenia, to aż....przecież on mnie nigdy nie tolerował, nie lubi mnie, a i ja straciłam dla niego jakiekolwiek ludzkie odruchy. Ale muszę spędzić z nim wigilię, bo mój mąż jest jedynakiem. eeeeeeeeeeeee tam...
dobra, biorę się za robotę, bo niedługo Maja wraca ze szkoły, a tu nawet obiadu nie ma