A ja wam powiem, że nie mam już sił na to wszystko co się dzieje, non stop pod górkę. Przeprowadzka to jakaś masakra, po 1 dniu się wyprowadziłam z Czarkiem do rodziców, bo była mysz. Ze wszystkim problem, ciągle coś trzeba reklamować, pył się niesie, bo schody i ściany na górze niezrobione. Nie ma kasy, nie ma czasu dosłownie na nic. Do tego Czarek wciąż chory, jeszcze nie wylizał się z ostatniego kataru, a nagle zaczął mieć dziwny kaszel, głównie wieczorem i rano. Miał iść jutro kontrolnie do lekarki, to teraz już musi iść obowiązkowo, bo dziś gorączka ponad 39. Mimo dzwonienia na 2 telefony pół godziny przed otwarciem rejestracji, pewnie nie będzie numerków i znów trzeba będzie iść bez zapisu i czekać aż wszystkich przyjmie - standard. Do tego czeka nas nierówna i pewnie z góry przegrana walka z właścicielką mieszkania, bo zabrała nam całą kaucję i wymyśla abstrakcyjne kwoty na wszystko i rzeczy, za które te pieniądze nam zabiera. Na sąd kwota za mała, a na odpuszczenie za duża, szczególnie, że baba ewidentnie chce sobie tą kasę przywłaszczyć. Mieszkanie już dawno wystawione gotowe do wynajęcia, a ona mi pisze, że w styczniu będzie malarz, który za pomalowanie 1 ściany weźmie prawie 4tys zł. Do tego ja też chora, od Czarka ostatnio złapałam katar i kaszel, dzisiaj cały dzień mi krew z nosa leci, całe szczęście już zdrowieję, no ale do pracy chodzę cały czas, bo za dużo już za te opieki mi odciągają. A dojazdy tu mam masakryczne, jest tylko jeden autobus i dzień w dzień muszę się prosić, żeby ten cały tłum ludzi się łaskawie przesunął z miejsca na wózek. Mamy w planach kupno auta dla mnie, ale to pewnie za jakiś czas dopiero. W ogóle ostatni miesiąc cały czas praktycznie sama z dzieckiem byłam, bo chłopak najpierw chatę naszą ogarniał, a teraz przed i po pracy wciąż coś załatwia i jeszcze wiecznie miał migreny, bo nie spał, a ja muszę robić z dzieckiem u nogi to co się da załatwić z domu, wcześniej pakowanie i ogarnianie mieszkania. Czarek już przez to wszystko miał fazy na rzucanie wszystkim, szarpanie mnie za włosy i ogólnie zwracanie uwagi, później znów siedział smutny z tetrą i ulubionym pluszakiem i nawet przytulać się nie chciał. Dzisiaj ojciec w końcu wrócił zanim Czarek poszedł spać, to mimo gorączki krzyczał z radości i biegał jak szalony. Jedyne co mnie pociesza to, że od stycznia koniec że żłobkiem, Czaruś będzie z babciami. Zrezygnowaliśmy jak zakomunikowali podwyżkę. Dziecko mi kilka dni w miesiącu do żłobka idzie i jeszcze przez to wciąż się męczy z chorobami, a ja mam jeszcze więcej płacić? Także nadzieja na poprawę dopiero w przyszłym roku. Mi wystarczy, żeby Czaruś był zdrowy to już się wszystko ułoży.